Reklama

Dostrzegam ciemną stronę niektórych szczepień

31/01/2019 00:00

– Należy bezwzględnie odstąpić od karania rodziców, którzy odmawiają szczepienia dzieci – twierdzi Jan Mosiński, poseł Prawa i Sprawiedliwości

– Antyszczepionkowcy mogą czuć się zawiedzeni rządami Prawa i Sprawiedliwości. Rząd nie tylko nie zamierza znieść przymusu szczepień, ale wręcz zwiększa opresję. Przypomnę, że prezydent Andrzej Duda już w ub. roku popisał ustawę o wprowadzeniu obowiązku szczepień przeciw HPV. Jak podaje portal prawy.pl, przygotowywana jest również ustawa wprowadzająca obowiązkowe szczepienia dorosłych szczepionką MMR.
– W programie wyborczym Prawa i Sprawiedliwości ten temat nie był podnoszony wprost. Mówię o obowiązku szczepień. Natomiast ja w kilku miejscach do tego tematu się odniosłem. Uważam, że należy się temu przyjrzeć i przeanalizować sprawę. Mówiąc wprost – potrzebna jest merytoryczna debata, konferencja, gdzie wypowiada się jedna i druga strona.
Nie zastanawiałem się, czy część wyborców PiS, środowisko antyszczepionkowe, może czuć się rozczarowana, ale wiem, że jest w Polsce bardzo silne lobby koncernów farmaceutycznych, które wpływa na politykę państwa i kreuje świadomość społeczeństwa, że przymus szczepień jest kierunkiem słusznym. W klubie parlamentarnym PiS nie jestem odosobniony w tej opinii.

– Czy jakieś działania w tej sprawie już Pan podejmował?
– Na razie jedynie rozmowy kuluarowe, nic sformalizowanego. Wiem, że działa Parlamentarny Zespół ds. Bezpieczeństwa Programu Szczepień powołany przez posłów Kukiz`15. Przyglądam się pracy tego zespołu i zgłębiam literaturę na ten temat.

– Czy wśród partyjnych kolegów dostrzega Pan zainteresowanie tematem?
– Niekoniecznie, poza jednostkowymi przypadkami. U większości świadomość jest taka, że dzieci szczepić trzeba. „Nie wywołujmy rewolucji, zostaw ten temat” doradzają.

– Mam nadzieję, że to nie kwestia złej woli, a raczej konsekwencja wszechobecnej propagandy koncernów farmaceutycznych, brak wiedzy. I podobnie jak większość społeczeństwa politycy nie dostrzegają korelacji między szczepionkami a coraz liczniejszymi przypadkami autyzmu, chorób neurologicznych, alergii... Jak przekonać polityków, że warto się tym tematem zainteresować? Politycy odsyłają nas do lekarzy, specjalistów, ale warto zauważyć, że to środowisko jest beneficjentem systemu, więc trudno liczyć na jego obiektywizm. „Gazeta Warszawska” wykazała związki tzw. ekspertów, często wypowiadających się w mediach na temat szczepień, z koncernami farmaceutycznymi.
– Przyznaję, że do tego tematu mam takie podręcznikowe podejście. Byłem szczepiony, moje dzieci również. Nic się nie stało. Ale warto zauważyć, że kilkadziesiąt lat temu liczba szczepionek była znacznie mniejsza niż obecnie. Kiedyś mało kto podejrzewał, że szczepionki mogą szkodzić, ale dziś taką wiedzę już mamy. Możemy wyciągać wnioski ze statystyk zachorowalności. Dlatego należy wysłuchać również tych ekspertów, którzy prezentują odmienne zdanie.
Uważam, że obecnie obowiązujący system jest nie do przyjęcia. Są przypadki, że umiera dziecko w wyniku powikłań poszczepiennych, rodzice w obawie o zdrowie i życie kolejnego dziecka nie godzą się na szczepionki, ale są przez urzędników do tego przymuszani.

– Lekarze i urzędnicy straszą nas epidemiami, ale dlaczego na Zachodzie nie ma przymusu i nie ma epidemii? Mało tego – 20 lat temu przymus szczepień zniosła Rosja, którą trudno zakwalifikować do grona państw demokratycznych, szanujących wolności obywatelskie. Czemu nie można tego zrobić w Polsce?
– Zgadzam się. Skoro można w tych krajach, o podobnych standardach cywilizacyjnych, to można i w Polsce.
Na co trzeba jeszcze zwrócić uwagę – na prawo rodziców do pełnej, rzetelnej informacji, jakie są możliwe konsekwencje i powikłania. Od tego jest lekarz. Na tej podstawie rodzice decydują, czy dziecko zaszczepić, a nie na podstawie „wiedzy” z ulotek reklamowych czy pod presją kar. To są kwestie, które wymagają debaty.

– Nawiązując do cywilizacyjnych standardów. Polskie dziecko od chwili narodzin do ukończenia 2. roku życia otrzymuje 26 szczepionek. W tym czasie japońskie dziecko nie dostaje ani jednej i w Japonii zarazy nie szaleją. Jak to wytłumaczyć?
– Zgadzam się z panem, nie ma medycznego uzasadnienia.

– Antyszczepionkowcy poddają również w wątpliwość kwestie prawne. Wskazują na zapisy konstytucji, prawa pacjenta czy prawo unijne, a jednak państwo polskie dopuszcza się represji. Co ciekawe – te osoby, które decydują się na konfrontację z systemem w sądach, wygrywają sprawy, a mimo to organy państwa – sanepidy czy wojewodowie – ścigają niepokornych. Trudno to pojąć. Jaki jest obecnie stan prawny w tej kwestii?
– Rzeczywiście, stan prawny pozwala na daleko idącą interpretację. Z jednej strony nie ma żadnych zapisów, które jasno określałyby, że osoba odmawiająca szczepienia podlega karze. Z drugiej mamy działania sanepidów i wojewodów i nakładanie kar nawet do 50 tys. złotych. Oczywiście tak być nie może. Prawo musi być na tyle precyzyjne, aby nie było takich dowolności w jego interpretowaniu.

– Co Pan w tej sprawie może i chce zrobić?
– W październiku wystąpię z interpelacją poselską do ministra sprawiedliwości i ministra zdrowia, oczekując odpowiedzi, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego rodzice za odmowę szczepień karani są grzywnami, skoro nie ma do tego podstaw prawnych, a także dlaczego lekarze nie informują rodziców o możliwości wystąpienia powikłań poszczepiennych.

– Przypomnę, że w kampanii wyborczej Prawo i Sprawiedliwość mocno akcentowało kwestie wolności obywatelskich. Przekonywano, że tylko obywatel, a nie urzędnik, ma prawo do decydowania, w jakim wieku dziecko może rozpocząć edukację lub w jakim wieku Polak chce przejść na emeryturę. W tym przypadku jednak tego prawa do decydowania się odmawia.
– Zdecydowana większość społeczeństwa uznaje przymus szczepień za coś oczywistego. Szczepić trzeba, bo jak nie, to wzrośnie zachorowalność i śmiertelność. To przekonanie solidnie zafunkcjonowało w naszych głowach i taki osąd mamy od dziesięcioleci. Dlatego przede wszystkim trzeba podjąć działania na rzecz zmiany patrzenia na problem, zmiany świadomości. U obywateli, ale również polityków. I tu widzę również swoją rolę, ale to nie będzie łatwe. Mam świadomość, że idziemy na zwarcie z potężną machiną.

– W jaki sposób chce Pan kształtować świadomość polityków? W ubiegłym roku próbowałem zwrócić na problem uwagę Jarosława Kaczyńskiego, w czasie konwencji przedwyborczej w Kaliszu, ale z marnym skutkiem. Zbagatelizował problem. Stwierdził, że w młodości był szczepiony i nic mu się nie stało.
– Nie będę komentować wypowiedzi pana premiera Jarosława Kaczyńskiego, ponieważ nie byłem przy tej rozmowie. Natomiast jedno jest pewne, a mianowicie to, że ten temat w debacie publicznej praktycznie nie istniał. Przynajmniej dla tych, którzy bezpośrednio się z nim nie zetknęli, a takich jest zdecydowana większość. Problem powikłań poszczepiennych, takich widocznych, bezpośrednich, dotyka jedynie niewielką część społeczeństwa. Pozostali tego nie dostrzegają, choć u wielu z nas problem wystąpi, czy może wystąpić, po wielu latach. Ale dla tej grupy problem nie istnieje, ponieważ nie widać bezpośredniej korelacji dolegliwości z okresu życia dorosłego ze szczepionkami otrzymanymi w dzieciństwie. Choć z drugiej strony – ta świadomość powoli też się zmienia.

– Pytanie, jak przyspieszyć ten proces?
– Trzeba organizować konferencje, seminaria i debaty. Informować społeczeństwo, wykorzystując do tego również środki z budżetu państwa. A w kolejnym etapie zapewne dążyć do zmiany prawa. Trzeba też wpłynąć na środowiska lekarskie (zapewne poprzez wprowadzenie w życie stosownych zapisów ustawowych) do rzetelnej rejestracji niepożądanych odczynów poszczepiennych (NOP). Obecnie większość przypadków nie jest rejestrowana, dlatego społeczeństwo otrzymuje zniekształcony obraz szczepień. To trzeba zmienić. Rodzic musi wiedzieć, jakie ewentualne powikłania mogą wystąpić po podaniu określonej szczepionki i sam zadecydować, czy chce szczepić, czy nie. I wziąć na siebie pełną odpowiedzialność.

– Dokładnie tego oczekują tzw. środowiska antyszczepionkowe. Mówiąc kolokwialnie, żeby było jak na Zachodzie. Bo przecież nie jesteśmy krajem Trzeciego Świata, nie jesteśmy zapóźnieni cywilizacyjnie. Mamy prawo oczekiwać podobnego, podmiotowego traktowania. Bo póki co jesteśmy traktowani jak niewolnicy.
– Cóż, mamy potężnego przeciwnika, który ma do dyspozycji ogromne pieniądze, najlepsze kancelarie prawnicze i środki na propagandę. Pozostaje polityka małych kroków, „wojna podjazdowa”, ale pocieszam się, że w tym, jako naród, jesteśmy akurat dobrzy (śmiech).
 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do