
Pokaż mi twój kolagen, a powiem ci, czy się starzejesz – i do tego określę, jak mocno
Każda zmarszczka na twojej skórze i każdy siwy włos to uwidoczniony na zewnątrz brak bądź ślad zużycia kolagenu. Kolagen to mikroskopijne białkowe sprężynki – uelastyczniają naszą skórę, wiązadła, smarują stawy, „sklejają” ze sobą komórki, budują kości, zęby, włosy, a nawet paznokcie
Czy wiedzą Państwo, że wbrew reklamom, wapń wcale nie jest najważniejszym składnikiem kości? Mineralne składniki, takie jak wapń czy magnez, stanowią zaledwie 50 procent ich masy. Kości w połowie są wypełnione szkieletem zbudowanym właśnie z kolagenu połączonego z kwasami tłuszczowymi. Jeśli chcesz mieć mocne kości, bez osteoporozy, to łykanie samego wapnia Ci nie pomoże. To tak, jakbyś chciał wybudować wieżowiec z samej cegły (wapń) bez zaprawy (magnez), bez żelbetowego szkieletu (kolagen) oraz bez murarzy i pomocników (kwasy tłuszczowe, witaminy D3 i K oraz mikroelementów, np. miedzi.
Niestety u większości ludzi między 23 a 25 rokiem życia produkcja kolagenu zaczyna zwalniać. Brak kolagenu pogłębia się jeszcze szybciej u osób palących lub słabo odżywiających. Groźnym niszczycielem kolagenu jest powszechnie stosowany cukier, a dokładniej – glukoza we krwi, która unicestwia go aż na cztery różne sposoby. Innym złodziejem kolagenu jest fluor tak maniakalnie i bezsensownie dodawany do past do zębów.
Na szczęście mam także dobrą wiadomość. Odkryto że witamina C bardzo pomaga w produkcji kolagenu. Wręcz jest niezbędna. Szkoda tylko, że ta najpopularniejsza, najtańsza, jest sztuczna i w odróżnieniu od naturalnej, podejrzewa się ją o szkodzenie nerkom.
Braki własnego kolagenu można też do pewnego stopnia zastąpić dostarczonym z zewnątrz. Czyli tym, który zjadamy albo smarujemy się. Dlatego kolagen doskonale sprawdza się w kosmetyce, szczególnie w kremach przeciwzmarszczkowych.
Jeśli chodzi o jedzenie, to niestety obecnie rzadko jadamy najbardziej zasobne w kolagen skóry, chrzęści, jelita czy galaretki. Zresztą flaki na kiełbasach nie są już takie same jak dawniej, bo albo są plastykowe, albo „made in China”. Pewnym wyjątkiem są uwielbiane przez dzieci żelki, które spożywane 3 razy dziennie po dwie sztuki uratowały już niejednego pacjenta od bólu w stawach. Szkoda tylko, że są tak mocno słodzone i zaprawiane sztucznymi barwnikami. Jedząc żelatynę w nich zawartą, dostarczamy organizmowi bardzo podobnego produktu do kolagenu. Niestety, dla naszego organizmu jest to tylko surowiec wyjściowy do tworzenia prawdziwego, żywego kolagenu.
Problemem jest pochodzenie dostępnej w handlu żelatyny, bo mamy albo wołową, albo wieprzową. Wołowa znalazła się na indeksie – zresztą nie do końca słusznie – po panice związanej z chorobą wściekłych krów. Wieprzowa z kolei jest często zatoksyczniona tym, czym karmi się i „leczy” współczesne świnie.
Gdyby za „kolagen” przyznawano Nobla , to niewątpliwie otrzymaliby go Polacy za uzyskiwania go z ryb, a konkretnie – z rybich skór.
Jest wielką ironią losu, że ludzie wyrzucają skórę pozostałą po zjedzeniu ryby. Jedna taka skóra zawiera tyle kolagenu, ile znajduje się w 250 tabletkach kosztujących około 130 zł.
Przypomnijmy, że żadne choroby z ryb nie przechodzą na człowieka. Po drugie, ryby mają kolagen identyczny z naszym, a po trzecie, polscy naukowcy jako pierwsi w świecie odkryli metodę pozyskania go tak, by nie uległ zniszczeniu podczas dystrybucji i przechowywania. Nie było to łatwe, gdyż kolagen wyodrębniony z ryb niszczył się samorzutnie już powyżej 15 stopni Celcjusza. Dopiero jego uszlachetnienie umożliwiło przechowywanie go w niezmienionej postaci, niemal żywego, w temperaturze do 26 stopni. Wyodrębnienia kolagenu ze skór rybich nie jest też tanie, bo wymaga wiele ręcznej i żmudnej pracy. Na szczęście dla nas i nieszczęście dla handlowców – kolagen z ryb nie daje się konserwować chemicznymi konserwantami, bo natychmiast ulega zniszczeniu.
Jedynym sposobem, by można go było dostarczać w nienaruszonej postaci do handlu, jest metoda liofilizacji – stosowana dla zabezpieczania żywności załogom przebywającym w kosmosie. Technologię tę na wysokim europejskim poziomie opanowała firma Elena z sąsiadującego z Kaliszem Kokanina.
Kolagenum z Eleny
Elena to rodzinna firma założona przez Franciszka Siegienia w 1989 roku. Jako jedna z pięciu w Polsce zajmuje się liofilizacją, czyli odparowaniem wody np. ze specjalnie zamrożonych warzyw, owoców, ziół, przypraw, grzybów czy mięs (sublimacja). Firma produkuje aż 150 różnych liofilizatów. Ich ciekawą wartością jest wysoka zdolność do zachowywania witamin zawartych w produktach.
Firma ta prowadzi szeroką wymianę handlową z krajami Unii Europejskiej, krajami bliskiego wschodu oraz Rosją, Ukrainą i Białorusią.
Ich liofilizowane produkty dostarczane są także na potrzeby wojska. Taki liofilizowany wojskowy obiad waży zaledwie 15 gramów. Po dodaniu wody do tej porcji żołnierz może zjeść pełny, dwudaniowy posiłek.
Wracając do kolagenu, Elena jest jedyną firmą w Europie, która go liofilizuje.
Jeśli kupisz jakikolwiek kolagen rybi w pigułkach, to możesz być pewny, że surowiec został zliofilizowany właśnie w Kokaninie. Firma poszła jednak dalej, bo uruchamia własną produkcję tabletek kolagenu pod nazwą Kolagenum, o czym zapewne napiszemy z chwilą pojawienia się ich w sprzedaży.
Arkadiusz Woźniak
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie