
2 tygodnie temu w całej Polsce odbyło się kilkadziesiąt protestów przeciwko GMO. Dlaczego główne media milczały na ten temat?
Wyobraźmy sobie, że
okropnie zanieczyściliśmy nasze mieszkanie. Wszędzie walają się jakieś resztki jedzenia, od miesięcy niesprzątany kurz i klejący brud. Wokół latają tabuny nieznośnych much i pełzają karaluchy.
Wtedy jako rozwiązanie problemu proponują nam: załóż maskę przeciwgazową, noś ją ciągle dzień i noc oraz co chwilę odkręcaj gaz. Acha, jeszcze jedno... Ponieważ żyjesz w mieszkaniu nazywanym „gotowe na gaz”, musisz za ten pomysł każdego roku płacić.
Czy zgodziłbyś się na takie warunki? Nie? To dlaczego godzimy się na GMO (genetycznie modyfikowane organizmy) podobnie działające? Mam na myśli rośliny GMO o dumnej nazwie „roundup ready”.
Rolnicy wiedzą, że środek do oprysków „Roundup” to najsilniejszy ze znanych herbicyd. To taka bomba atomowa wśród oprysków. Zabija prawie wszystko, co jeszcze żyje w glebie. Jego producentem jest firma Monsanto, znana z dostarczania napalmu używanego przez Amerykanów w wojnie wietnamskiej.
W poprzedniej historii z brudnym mieszkaniem „Roundup” ilustrował trujący gaz. Maską gazową jest modyfikowany w roślinach uprawnych gen uodporniający przed „Roundupem”.
W praktyce wygląda to tak: sieje się tę kukurydzę GMO czy soję GMO typu „roundup ready”, a następnie wielokrotnie pryska „Roundupem”. Wszystko co nie ma sztucznego genu umiera, ale kukurydza rośnie sobie nadal, bo ma „maskę gazową”, czyli sztuczny gen odporności. Co dalej się dzieje z tym „Roundupem”?
W USA producent herbicydu – firma Monsanto – przegrała sprawę w sądzie, bo twierdziła, że „Roundup” jest biodegradowalny. Czemu reklamy w Polsce do niedawna jeszcze głosiły, że jest?
Zapewne słyszeli Państwo, że w wielu szpitalach na Zachodzie pojawiła się superbakteria odporna na wszystkie znane antybiotyki. Ludzie naprawdę boją się tam trafić do szpitala. Oto człowiek, ufny w nowoczesną medycynę, idzie do szpitala z chorym palcem, wyrostkiem robaczkowym czy innym drobiazgiem, a wychodzi w trumnie zakażony superbakterią, na którą medycyna zachodnia nie ma sposobu. Po postu środki odkażające, stosowane masowo w szpitalach,wybiły prawie wszystkie bakterie. Prawie, bo te najgroźniejsze – pozbawione konkurencji – przetrwały i do tego jeszcze się zmutowały do bardziej odpornej postaci. To tak zwana negatywna selekcja.
Na tej samej zasadzie na polach z GMO nagle pojawiły się superchwasty (Szarłat Palmera), na które nie działa już żaden herbicyd. Z powodu tego superchwastu w stanie Georgia w USA bezradni rolnicy porzucili swoje pola.
W Polsce każde dziecko z 6 klasy szkoły podstawowej wie, że gleba to mieszanka żywych organizmów, roślin, bakterii i innych żyjątek bytujących we wzajemnej harmonii. A teraz zabicie tego całego życia każą nam nazywać postępem?
Drugą popularną metodą GMO jest wstrzelenie genu, który sam produkuje herbicyd.
Czyli proponują nam kukurydzę, która sama na siebie wylewa trucizny. W rezultacie żadne owady czy robaki nie chcą jej jeść – tak samo, jak nie jedzą plastyku. ...A człowiek musi! Tak, podkreślam musi, bo w USA zabroniono informowania na etykietach, że dany produkt spożywczy zawiera GMO.
Może ktoś powie, że ze wszystkich GMO „roundup ready” czy geny produkujące herbicydy, to są wyjątkowo nieliczne uprawy?
Nie. Te dwa gatunki GMO stanowią 90 proc. wszystkich uprawianych na świecie GMO
Zwróćmy uwagę, że główne media starają się pokazać Państwu co macie myśleć zamiast tego, jak myśleć. Różnymi półprawdami wmawiają nam, by myśleć, że GMO są dobrodziejstwem.
Akurat gdy piszę ten tekst, w „jedynce” Polskiego Radia jakiś dyżurny „autorytet”, zwolennik GMO, pyta czy chcemy, by marchewka tradycyjna była po 10 złotych zamiast GMO po 1 zł? Co ma sugerować, ze GMO jest dziesięciokrotnie tańsze.
Pomyślmy sami. Przecież GMO nie działa w sklepie, ani na bazarze, tylko u rolnika na polu, a rolnicy ciągle się skarżą, że 30 groszy w hurcie za porzeczkę, wiśnię, kapustę, czy ziemniaki to zbyt tanio i za tę cenę nie opłaca im się zbierać z pola. Ale według „jedynki”, powinno być jeszcze taniej, czyli po 3 grosze?
Zresztą gdyby naprawdę władzom zależało na tańszej żywności, to mogliby na przykład znieść limity ograniczające produkcję.
Jak nazwać taką sytuację: z jednej strony krzyk, że mamy nadprodukcję żywności i wprowadzać ograniczające limity (w całej Europie), a z drugiej zachęcać do GMO pod pretekstem, że ono daje większe plony?
Zresztą znamy już wiele innych tanich, bezpiecznych technologii zwiększających plony nawet o 300 proc., ale to jest temat na oddzielny artykuł.
Oczywiście nie jest prawdą, że GMO plonuje lepiej. W 1999 roku w USA przeprowadzono badania plonów w 9 stanach. Wszędzie z wyjątkiem jednego okazało się, że soja GMO dała mniejsze plony. Inny raport NAS z USA z 2010 roku również dowodzi, że wydajność GMO nie jest wcale większa niż roślin tradycyjnych.
Tak naprawdę cały biznes GMO opiera się na jednym kuriozum prawnym, w dodatku ustalonym przez jednego tylko sędziego amerykańskiego, że fragment genu można patentować. Więc jest to biznes wyłącznie dla właściciela patentu. Zatem gdy ktoś spowoduje jakąkolwiek zmianę genu w jabłku i potem to opatentuje, to zjadacze wszystkich jabłek na świecie z tym unikalnym genem muszą zapłacić prawa autorskie. Jak pokazuje historia biznesu, właściciel patentu postara się, by usunąć konkurencję, czyli tradycyjne jabłka. Najgorsze jest to, że oprócz oddziaływań na polityków (nazywanych elegancko „lobbingiem”), GMO same zakażą swymi genami inne rośliny – niezależnie od tego czy chcemy czy nie – bo przecież zapylający pyłek może poruszać się z wiatrem tysiące kilometrów.
Ostatnio Szwecja odmówiła kupowania polskiej kukurydzy, bo pojawiły się doniesienia, że niektórzy wciąż jeszcze nieliczni polscy rolnicy nielegalnie zaczęli uprawiać kukurydzę GMO. Czyli jeszcze w Polsce nie ma zgody na GMO, a już mamy straty.
Jeszcze jedno kuriozum Producenci GMO starają się programowo „wykastrować” swoje ziarno, czyli wmontować tzw. gen letalny uniemożliwiający reprodukcję. Nie można wtedy uzyskać ziarna kiełkującego z tych roślin. Chodzi o to, żebyś nie uzyskiwał ziarna tak, jak czynili to twoi dziadowie od tysięcy lat, tylko musiał je kupić od właściciela patentu. A co będzie, jeśli letalne ziarna wymkną się spod kontroli i zakażą również pola rozrodcze? Z czego odrodzą się nowe rośliny? Dlaczego żywić się takimi kastratami, ziarnem typu zombi? Czy badano jak to wpływa na człowieka? Nie można badać, bo jak już pisałem w USA zabroniono informować, że żywność zawiera GMO.
Pamiętajmy, że każdy monopolista (w tym wypadku właściciel patentu na GMO) stosuje zazwyczaj wyższe ceny, a nie niższe. (Przypomnijmy sobie na przykład naszą Telekomunikację Polską). Jeśli ceny są niższe, to tylko na „dzień dobry”, żeby wejść na rynek.
Niedawno świat obiegła głośna afera o indyjskich rolnikach uprawiających bawełnę, którzy masowo zaczęli popełniać samobójstwa. Obiecano im, że po zakupie ziarna bawełny GMO będą mieli wyższe plony i zyski. Skończyło się na skandalicznie niższych plonach, bankructwie i niewyobrażalnie wielu samobójstwach z tego powodu.
W USA obliczono, że bawełna GMO będzie 6 razy droższa, soja 42 procent droższa, a kukurydza 5 proc.
Zastanówmy się jeszcze dlaczego tzw. ekolodzy „dzielnie” protestujący przeciwko inwestycjom (np. obwodnicy Augustowa), milczą gdy GMO niszczy genetykę całej naszej planety? Albo dlaczego media milczą, gdy znajdą się protestujący przeciwko GMO?
W USA, 85 proc. kukurydzy i 93 proc. soi uprawia się już jako „roundup ready”. W Europie na razie ułamek procenta i trwa właśnie wielka walka o nasze pola. Niemcy, Francja oraz wiele innych państw europejskich zakazało kompletnie upraw GMO, ale polskojęzyczne media nadal próbują nam wmówić, że protestując przeciwko GMO jesteśmy ciemnogrodem.
Arkadiusz Woźniak
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie