
Blisko Kalisza – w Stobnie znajduje się hodowla psów. Bardziej jednak przypomina prowizoryczne schronisko. Jej wygląd wzbudza zainteresowanie zarówno obrońców praw zwierząt, jak i ogólnopolskich mediów
W programie ,,Interwencja’ (20 lutego br.) Telewizja Polsat pokazała reportaż o hodowli spod Kalisza, w której przebywa kilkadziesiąt psów. Hodowla w Stobnie znajduje się przy głównej drodze prowadzącej do Brzezin.
– Psy, przywiązane na krótkich łańcuchach i sznurach, mieszkają w prowizorycznych budach. Kiedyś myślałem, że ktoś założył tu schronisko – mówi jeden z mieszkańców.
Na warunki, w jakich przebywają psy, zareagowało Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. W 2007 roku złożyło doniesienie do prokuratury o nieprawidłowościach, dotyczących znęcania się nad zwierzętami, określonym w ustawie o ochronie zwierząt. Prokuratura zleciła policji w Godzieszach wszczęcie dochodzenia. Wtedy również doszło po raz pierwszy do interwencji z udziałem ogólnopolskiej telewizji. W trakcie prowadzonych czynności wyjaśniających okazało się, że właściciel hodowli nie figuruje w ewidencji działalności gospodarczej Urzędu Gminy Godziesze Wielkie, nie jest płatnikiem podatku od posiadania psów oraz nie występował o zezwolenie na hodowlę psów rasy agresywnej.
– To jednak nie najważniejsze w tej sprawie. Biegli weterynarze orzekli, że psy są hodowane w niewłaściwych warunkach, zbliżonych do pojęcia znęcania się nad zwierzętami – informuje Sylwester Piechowiak, prezes Kaliskiego Stowarzyszenia Pomocy dla Zwierząt Help Animals.
Joanna Kokot-Ciszewska, Starszy Inspektor Weterynaryjny ds. Zdrowia Zwierząt stwierdziła m.in. szereg nieprawidłowości podczas przeprowadzonej w hodowli kontroli. Psy miały rany, szczególnie na głowie i w okolicach uszu, poza tym miały bardzo nieudolnie skopiowane (przycięte) uszy. – Robienie tego samodzielnie jest zabiegiem niedopuszczalnym w świetle prawa – komentowała wyniki kontroli biegła weterynarz.
Po dokonanej kontroli weterynaryjnej sprawa została skierowana do sądu. Wydano wyrok nakazowy za umyślne zranienia i okaleczenia zwierząt, przetrzymywanie ich w niewłaściwych warunkach i trzymanie na uwięzi powodującej uszkodzenie ciała lub cierpienie.
– W czerwcu ubiegłego roku zapadł wyrok grzywny w wysokości tysiąca złotych. Jednak nic więcej nie zrobiono. Nie zastosowano żadnych przewidzianych prawem sankcji karnych, aby przerwać tę bezduszną działalność i ratować czworonogi. Zapomniano, że zwierzęta nie są przedmiotami, a prawo nakazuje je traktować tak, jak zapisano w ustawie o ochronie zwierząt – podkreśla Sylwester Piechowiak.
Na placu, gdzie prowadzona jest hodowla, stoi czerwone auto z numerem telefonu do właściciela. Każdy może więc zadzwonić i zapytać o psy. Telefon odbiera kobieta.
– Mąż właśnie przyjechał. Zaraz oddzwonimy. Ja nie będę nic mówiła. Przekażę informacje właścicielowi – mówi kobieta.
Po chwili udaje się porozmawiać telefonicznie z właścicielem hodowli.
– Nie mam w tym tygodniu czasu na wywiad. Mam robotę, jak każdy inny, muszę się opiekować psami. Nie to, żebym się wykręcał od rozmowy. Chcę rozmawiać, bo zawsze sprawa ta była przedstawiana z punktu widzenia obrońców zwierząt. Dla mnie sprawa nie jest nowa. Mnie nie interesuje sensacja. Bicie piany również nie jest tym, co chcę robić w życiu. To jest wciąganie w dyskusję, która niczego nie przynosi... – mówi krótko właściciel hodowli i zapowiada, że umówi się na wywiad w przyszłym tygodniu. Do tematu zatem wrócimy.
Materiał telewizyjny można oglądać na stronie: http://interwencja.interia.pl/news?inf=1263044
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Dziękuję, że ktoś po praz kolejny zajął się tą bulwersującą sprawą! To nie hodowla, tylko jakiś obóz koncentracyjny!