
6 miesięcy czekałem na telefon. Przez ten czas trzeba było załatwić masę formalności. Oficer z wojskowego działu prasowego informuje mnie, że samolot wylatuje do Czadu za kilka dni. Moim celem było dostanie się do militarnej bazy w jednym z najbiedniejszy
Pozostało pożegnać się z rodziną i spakować niezbędny ekwipunek. Wcześniej przygotowałem do zabrania krem– blok zapobiegający oparzeniom słonecznym, chusty na twarz chroniące przed wszędobylskim afrykańskim pyłem. Niezwykle istotna jest właściwa, przewiewna odzież z materiałów, którepozwalająca oddychać skórze. Pakuję wojskowe brytyjskie pustynne spodnie, które sprawdziły się wcześniej podczas morderczego upału w Iraku. Do końca nie wiem, jakim samolotem polecę. Wojsko lubi mieć swoje tajemnice, wiec nie dopytuję. Przed wylotem mam umówioną rozmowę z oficerem kontrwywiadu. Czuję się nieswojo – czego będzie ode mnie chciał? Dowiaduję się o niebezpieczeństwach czyhających na miejscu, jak mam się zachowywać w razie porwania. Zapamiętuję, że nierozsądne jest szarpanie się, obrona, a z drugiej strony nie należy płakać ani lamentować. Może to działać jak płachta na byka.
Wiecej w Życiu Kalisza
Najlepiej iść na udawaną współpracę i na chłodno oceniać szanse ucieczki, zapamiętywać charakterystyczne miejsca. Merytorycznie przygotowany na ewentualność porwania dla okupu wsiadam do wojskowego turbośmigłowego samolotu casa. Dostaje stopery do uszu. Bez nich 12–godzinny lot byłby prawdziwą udręka. Mimo to odgłos pracujących silników odbija się jeszcze echem w głowie kilka godzin po wylądowaniu. Siedzę na szmacianej ławeczce obok wielkich palet załadowanych oponami do transporterów opancerzonych i naczyń jednorazowych. Ostatnie kilka godzin lecimy nad Saharą. Setki kilometrów niezamieszkałego pustkowia, morze piasku urozmaiconego rdzawymi skałami. Z całym powodzeniem można kręcić tu filmy z gatunku s–f. Krajobraz pod nami iście księżycowy. Dopiero bardziej na południe pojawiają się pojedyncze drzewa i krzewy, są pierwsze oznaki cywilizacji i małe gliniane zagródki. Lądujemy na terenie międzynarodowej bazy w Abeche. Ogrodzona jest fosą i wałem ziemnym uzbrojonym w gęsty drut kolczasty. Szczytem wałów prowadzi popularna trasa joggingowa. Musi być bezpiecznie, bo choć biegacze wystawieni są na widok i potencjalny snajperski strzał to chętnych do porannego truchtu nie brakuje. Baza podzielona jest na sektory narodowe. Polski składa się z szerokiej alejki i dwóch rzędów blaszanych baraków mieszkalnych z obowiązkową klimatyzacją i metalowymi pryczami. Poza Polakami są tu jeszcze Austriacy, Rosjanie, Norwegowie, Francuzi. W środku dnia termometr pokazuje w cieniu 42 stopnie. Powietrze zdaje się pulsować od gorąca. Na nagrzanych maskach wojskowych aut można smażyć jajecznicę. Życie zamiera na kilka godzin. Rozsądni kryją się w cieniu. Życzliwy żołnierz uświadamia mnie o kolejnych zagrożeniach. Należy myć zęby w butelkowanej wodzie, ameba czyha na lekkomyślnych. Wieczorem chodząc w klapkach warto patrzeć pod nogi. Wielkie afrykańskie owady, skorpiony i żmije uaktywniają się wieczorem. Pająk wielbłądzi, z natury płochliwy, nadepnięty potrafi boleśnie ugryźć swoimi potężnymi szczękami przypominającymi dwie pary skrzypiec. Niedawno jeden z żołnierzy w drodze pod prysznic został ukąszony przez małego węża. Helikopterem przetransportowano go pośpiesznie do polowego szpitala. Na szczęście spotkanie skończyło się tylko na strachu i opuchniętej nodze....
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie