
Część I – Narodziny gazowej latarni
Swoją historię mają również rzeczy banalne. Rekonstrukcja ich dziejów nie zawsze należy do najłatwiejszych – kto bowiem opisywałby rzeczy powszechne – takie, których widok jest codziennością. Jedną z nich są dzieje i wygląd dawnego oświetlenia miasta
Jeszcze za Rzeczpospolitej
szlacheckiej, w 1776 r., po raz pierwszy w historii Kalisza ciemność rozświetliły latarnie olejowe. Prekursorki stanęły w najbardziej reprezentacyjnym miejscu – w narożnikach rynku i przed odwachem. Koszt inwestycji, wraz z olejem, wyniósł 41 zł 17 gr. Kwota niebagatelna, bo stanowiąca roczne uposażenie dwóch akuszerek miejskich i kata. Ilość latarni olejowych wzrosła w czasach, lubiących porządek, Prusaków. Po raz pierwszy zapłonęły one w noc sylwestrową na przełomie 1799/1800 r. Niemiecki okupant nie tylko zwiększył ich ilość, ale również wprowadził innowację w postaci metalowych luster zwielokrotniających światło. Lampy takie zwano z francuska rewerberowymi (rěverběre – odbijać światło). Kaliskie latarnie były zawieszone na linach umieszczonych w poprzek ulic i świeciły się wyłącznie od października do kwietnia, a koszty ich użytkowania ponosili właściciele kamienic. Trwałym elementem Kalisza latarnie stały się w czasach Królestwa Kongresowego. Były one umieszczone w najważniejszych punktach miasta, na pomalowanych w biało-czerwone pasy drewnianych słupach. Ich skrzypienie na wietrze ówczesnym przypominało odgłosy spod szubienicy. W tym czasie ulice Paryża i Londynu rozświetlał gaz. Jednak na tle innych ziem polskich Kalisz wcale nie okazał się miastem opóźnionym. W 1858 r., dwa lata po tym, jak pierwsze latarnie gazowe pojawiły się jednocześnie w Warszawie i Krakowie, również i w naszym mieście pojawił się pierwszy budynek z nowoczesnym źródłem sztucznego świata. Stało się to za sprawą najbogatszej rodziny Kalisza – Repphanów. To właśnie ci niemieccy przemysłowcy za zgodą Rządu Gubernialnego wystawili gazomierz z fundamentu nowy, massiw murowany, z cegły palonej, cynkiem kryty, służyć mający do oświetlenia prowadzonej przez nich fabryki sukna na Warszawskim Przedmieściu (ob. pl. Kilińskiego). Na zastosowanie wynalazku na ulicach miasto musiał jeszcze poczekać 13 lat. W tym czasie na terenie Kalisza znajdowało się około 100 latarń starego typu.
Miasto w ciemnościach
Jak wyglądał Kalisz przed zaprowadzeniem gazu? Zgodnie z konwencją epoki – poetyckie żale nad oświetleniem, a raczej jego brakiem, wylewała w 1871 r. miejscowa gazeta „Kaliszanin”: Gdy noc jest ciemną, nasze miasto otula się w płaszcz czarny, zarzucony gdzieniegdzie mdłem świętojańskich robaczków – latarni. Są to dla starego grodu godziny rekolekcji i rozmyślań o opromienieniu się gazem, i to naturalnie obfitszem, bo dotychczasowe latarnie stanowią więcej formę niż rzecz oświetlenia, są uliczki i miejsca, w których najtrzeźwiejszy człowiek kijem macać i ściany trzymać się musi, aby guza nie nabić. Problem był poważny. Prasa na swoich łamach ciągle donosiła o częstych przypadkach wpadnięcia w ciemnościach do Prosny; pijani tonęli. 14 maja 1870 r. Kalisz, za sprawą przedsiębiorczego prezydenta Tytusa Halperta, podpisał wielki kontrakt o rozświetlenie miasta gazem. Inwestycją miał się zająć wrocławski przedsiębiorca Ludwik Irumerwahr. Jednak początkowo wcale nie kwapił się on do realizacji obietnic: jakkolwiek kontrakt o oświetlenie gazowe był zawarty, nie widać przecież, iżby przedsiębiorcy zabierali się do jego wykonania – żaliła się w styczniu 1871 r., czuła na problemy miejscowej społeczności, gazeta.
Niebezpieczny żyrandol,
wybuchowe lampy
Być może na przyspieszenie pełnego zastosowania gazu przy oświetleniu miasta wpływ miał incydent z lutego 1871 r. Podczas ostatniego aktu przedstawienia „Krakowiaków i górali”, ze zbyt pospiesznie spuszczanego żyrandolu wypadło kilka lamp naftowych, które rozbiły się o ławki i wylały płyn na widzów. Relacjonował „Kaliszanin”: Szczęściem, że przytomny młody Pan Wart…, zgasił jedną (zapaloną lampę – przyp. A.T, M. B.) i że inne nie rozlały płynu palącego, co mogło spowodować straszne nieszczęście, zwłaszcza przy tak pełnym jak w niedzielę teatrze. Nie z chęci wmawiania w publiczności naszej pewnej zasługi (…), przypominamy żeśmy się kilka miesięcy temu domagali grubszych sznurków do żyrandoli, bo te wiszące na szpagacie, miały minę zdradziecką. Gdyby ten szpagat był pozostał, nagle spuszczony żyrandol mógł się zerwać i zalać potokiem ognia cały teatr.
Prasa przypominała również o innych niebezpieczeństwach związanych z lampami naftowymi. Wynikały one najczęściej z niedbalstwa użytkowników – zapalenie się zbiornika z łatwopalną cieczą mogło być spowodowane źle dobranym knotem lub nawet zbyt pospiesznym zgaszeniem płomienia. Niestety „Kaliszanin” i jego następczyni „Gazeta Kaliska” odnotowały również śmiertelne w skutkach przypadki oblania się płonącą naftą.
Rury na żelaznych
kolumnach
Pewnym problemem dla mieszkańców była lokalizacja przyszłej gazowni. Pisano w 1871 r. Zakład (…) ma być zbudowany na tak zwanym Świńskim Targowisku (obecnie okolice Nowego Rynku) to jest na przestrzeni najdogodniejszej dla rozszerzania się miasta. Ponieważ zakład taki ze względów bezpieczeństwa musi być w oddaleniu od innych zabudowań, przeto ufundowanie go w miejscu jak wyżej, skutkować będzie w przyszłości niemożność rozszerzania się miasta ku jego najdogodniejszej stronie. Może więc inna strona byłaby właściwszą (…) Okolicą miasta najmniej mogącą się w przyszłości posługiwać do zabudowania się, byłaby może najodpowiedniejszą, jak np. wzgórza Tynieckie, lub samotnie łęgowe ku Rypinowi. Mimo tej opinii na miejsce budowy wybrano jednak pierwotne miejsce. Na decyzję tę miały wpływ zapewne znaczne oszczędności związane z długością rur. 14 marca „Kaliszanin” donosił: Możemy zakomunikować czytelnikom nader ważną wiadomość, że rozpoczęto już roboty ziemne około urządzenia fabryki gazu (…), która w tym jeszcze roku ukończona zostanie. Obiekt miał się składać z rezerwuaru mogącego pomieścić 360.000 stóp kubicznych gazu (1 stopa – 28,3 litra), szopy na węgiel, magazynu i z budynku fabrycznego, który miał mieścić w sobie: 4 ogniska z 12 retortami i kantor fabryki. Przedsiębiorca zobowiązał się do ustawienia 250 latarń i około 1000 lamp w budynkach prywatnych i publicznych. Cieszono się zwłaszcza z tego, że najstarsze miasto wyprzedzi w rozwoju inne grody Królestwa: Jeśli przedsiębiorcy gazowi nie zechcą skąpić dobrego wyrobu gazowego, to Kalisz stosunkowo jaśniej niż inne miasta oświetlony będzie, albowiem latarnie oddalone są o 40 kroków od siebie. Zdaniem gazowników, siła płomienia mierzona na fotometrze (urządzenie badające natężenie światła) miała dorównywać sześciu woskowym świecom. Szykowały się też wielkie roboty ziemne, bo gaz, doprowadzony rurami do użytkowników, miał obejmować teren całego miasta do rogatek, a nawet Wrocławskie Przedmieście (obecnie Górnośląska). Przed wykonawcami stanął też rzadko spotykany w innych miastach problem: Z przyczyny licznych kanałów rzeki przerzynających miasto, wypadnie przeprowadzać rury na mostach, lecz, aby uniknąć iżby drgania mostu nie wpływały na dokładność spojeń rur, postanowiono urządzić oddzielne kolumny żelazne z odpowiednimi ramionami, na których będą spoczywać. Skrupulatna gazeta podała nawet średnicę rur - 4, 6 i 8 cali ( w Rosji - 1 cal 2,5 cm).
Wielkie wykopki
Rozpoczęły się prace, a kaliszanie zapoznawali się z nieznanymi sobie dotychczas urządzeniami. Dla sprawdzenia szczelności rury umieszczono w wodzie i za pomocą pompy pneumatycznej wtłaczano w nie powietrze. Na ulicach pojawiły się też specjalne kuźnie przenośne służące przy przeprowadzaniu i umacnianiu instalacji. Swój pomysł dołożyła też miejscowa inteligencja, przypominając zarządowi gazowni o sprawdzonym i niezawodnym systemie zabezpieczania rur przed rozszczelnieniem za pomocą roztopionej siarki. Proponowano do tego celu amalgam metaliczny, wosk, żelatynę, ołów, cynk, mydła aluminiowe, żywice i gumilaki.
Dla zwykłych mieszkańców największymi atrakcjami stały się przypadkowe odkrycia na terenie rozkopywanego miasta. Jednym z nich była potężna beczka wykopana na terenie ulicy Warszawskiej (ob. Zamkowej); niestety, ku rozpaczy miejscowych pijaczków, okazała się zupełnie pusta. Dzieci zbierały do koszyków znalezione w wykopach kości. Sprzedawano je do pobliskiej fabryki kleju. Nic się tutaj nie zmarnuje – podsumował redaktor gazety. 1 września „Kaliszanin” donosił: Wszędzie już na ulicach poumieszczano podstawy do latarń gazowych. Rury doprowadzono też do znanej wśród prawników cukierni Fiebiera i księgarni Hurtiga. Planowana generalna próba oświetlenia miała nastąpić 13 grudnia 1871 r. (Ciąg dalszy nastąpi)
Opracowano na podstawie „Gazownia Kaliska 1871 – 1996”, pod red. K. Walczaka, Kalisz 1996 i informacji własnych.
Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie