W Korei liczy się wygląd pudełka, a nie jego zawartość. Jest to prawda, która obowiązuje praktycznie w każdej dziedzinie życia. Chociaż sami Koreańczycy niechętnie się do tego przyznają. Nie chodzi bynajmniej o sklepy, gdzie usłużna ekspedientka ładnie nam zapakuje wszystko, co zakupimy, choć niekoniecznie możemy tego chcieć
Większym problemem może być jednak wizyta w kwiaciarni. Europejczycy przy wybieraniu kwiatów, które na przykład chcą podarować komuś na urodziny, kierują się ich wyglądem i dlatego starają się wybrać te najładniejsze. Niestety, w Korei ich naturalne piękno ginie pod wielokrotną warstwą folii, różnego rodzaju wstążek, złotek i nie wiadomo czego jeszcze. W sumie lepiej by było przed wyjściem z domu zadzwonić do kwiaciarni i poprosić o jakikolwiek bukiet, i odebrać go na miejscu. Przynajmniej zaoszczędzimy na czasie.
Koreańczycy mają obsesję na punkcie wyglądu i chodzi tu nie tylko o pakowanie prezentów. Ładna buzia i zgrabna sylwetka mogą być przepustką do szczęśliwego małżeństwa, a nawet i dobrze płatnej posady. Oczywiście to ostatnie dotyczy najbardziej kobiet, gdyż nieziemsko przystojni mężczyźni muszą pracować jedynie w show- biznesie, ale w zwykłej firmie ich wygląd nie ma już takiego znaczenia, w przeciwieństwie do kobiet. Jeśli będą dwie kandydatki i jedna z nich będzie miała lepsze kwalifikacje, ale będzie brzydsza od swej rywalki, to może mieć słabe szanse w dostaniu tej posady.
Właśnie w pracy najlepiej widać, że to, co się liczy, to pozory. Koreańczycy pracują najwięcej ze wszystkich narodów na świecie. Nie znaczy to jednak, iż są równie efektywni. Niemile widziane jest, by pracownik wychodził równo z wybiciem piątej. Świadczyłoby to o jego braku zaangażowania w życie firmy. Dlatego nadgodziny są rzeczą normalną. Nikt nie marzy o wyjściu przed czasem, lecz o tym, by zostać nie dłużej niż tylko parę godzin po pracy. Z tego oto powodu mało kto wykonuje powierzone mu zadanie przed czasem, lecz przedłuża wszystko tak długo, by wyglądało, że ciągle coś robi. Gdyby skończył przed czasem, to zaraz przełożony znajdzie mu coś nowego. A co zrobić, gdy już naprawdę nie ma pracy? Wtedy należy wziąć się za sprzątanie, przestawianie kwiatków z okna na okno, sortowanie po raz setny tych samych papierów, robienie cokolwiek, byle tylko nikt nie miał powodów do oskarżenia nas o nieróbstwo. Czasami jest więc tak, że Koreańczycy pracę zaczynają tak naprawdę po dziesiątej, choć siedzą za biurkiem już od dwóch godzin. Dlaczego? Szans na wcześniejsze wyjście i tak nie ma, a nie daj Boże, pracodawca zobaczy, że jego zadanie zostało wykonane w przepisowym czasie. Wtedy na pewno drugiego dnia dołoży nam jeszcze więcej roboty.
Gry pozorów Koreańczycy uczą się od dziecka. Nie wystarczy być zdolnym uczniem. Jeśli matka nie pośle swojej pociechy na dodatkowe zajęcia, mimo iż ono tego nie potrzebuje, bo i bez tego ma dobre stopnie, to inne matki zabronią swoim dzieciom się z nim spotykać. Dobrze jest to też widoczne zwłaszcza na studiach, gdzie Koreańczycy przed egzaminem często zawalają noce albo na okres sesji dosłownie przeprowadzają się do biblioteki. Wbrew pozorom, jest tam głośniej niż w akademiku, gdyż ten pustoszeje, a wszyscy studenci idą do biblioteki. Tam się uczą nawet kosztem nieprzespanej nocy. Nie ma sensu nawet mówić im, by położyli się spać na parę godzin, a na pewno łatwiej będzie im zapamiętać tekst. Nie zrobią tego, gdyż w ten sposób pokażą, że się nie przykładają do nauki.
Koreańscy studenci zawsze w rozmowach ze mną narzekają, iż muszą się uczyć więcej niż w innych krajach. Zwykle przyznaję im rację, gdyż faktycznie materiału do opanowania mają dużo. Nie znaczy to jednak, by umieli więcej. Koreański system edukacji jest tak skonstruowany, aby student, powiedzmy filologii angielskiej, miał możliwość przez cztery lata studiów ani razu nie pojawić się na zajęciach z tego języka. Może za to chodzić na historię krajów europejskich, zarządzanie czy marketing. Są też oczywiście przedmioty obowiązkowe, mniej lub bardziej związane z kierunkiem studiów, ale przeważnie nic one nie wnoszą. Często nauka ogranicza się do przedstawienia jakiegoś fragmentu tekstu po angielsku, a następnie przetłumaczenia go na koreański i omówienia również w tym języku. Czy ktoś zabiera głos po angielsku? Tylko wtedy, gdy musi przeczytać owe parę linijek. Oczywiście są to skrajne przypadki, ale niemniej są one dość powszechne. Wszystko zależy od studenta i jego zaangażowania.
To, że forma jest ważniejsza niż treść widać nawet w samym języku koreańskim. Jeśli ktoś nas chwali, niegrzecznie jest powiedzieć „dziękuję” – należy zaprzeczyć. Denerwująca może być też dla cudzoziemców rozmowa sama w sobie z Koreańczykami, gdyż często krążą wokół tematu, ale nie podają żadnych szczegółów. Nie można podejść do kogoś i powiedzieć, że mamy problem, czy chcemy się czegoś dowiedzieć – byłoby to odebrane jako brak dobrych manier. Należy wtedy mówić o wszystkim, o pogodzie, pochwalić nowe zasłonki sąsiadki, ale w żadnym przypadku nie wolno przejść do meritum sprawy.
Z prawdomównością też nie jest najlepiej. Prawienie komplementów to zupełna norma, choć wcale nie muszą być one szczere. Przeważnie mówi się o wyglądzie, rzadko kiedy ktoś w swojej wypowiedzi o drugiej osobie poświęci więcej czasu na jej talent czy umiejętności, ale za to przez dobre kilkanaście minut może mówić o tym, jaka ona piękna czy jaki to on przystojny.
Piotr Tomala
Drogi Czytelniku, jeśli zainteresowały Cię artykuły na temat Korei i chciałbyś dowiedzieć się czegoś więcej, to zapraszam do zapoznania się z książką mojego autorstwa, „Somewhere In Korea – czyli Polak w Kraju Spokojnego Poranka”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Edytor. Publikacja dostępna jest także w redakcji „ŻK”.
Komentarze opinie