– A co ty tam jadłeś w tej Korei? – pytają zwykle ludzie, gdy mówię im, gdzie byłem. – Co? Pewnie codziennie ryż i sushi na śniadanie, czyż nie?
Wbrew pozorom kuchnia koreańska jest bardzo różnorodna, choć w większości składa się z warzyw, ryb i innych owoców morza, no i oczywiście ryżu, który pełni tutaj taką samą rolę, jak chleb w polskiej diecie. Wpływ na dobór składników ma oczywiście położenie kraju – z trzech stron otoczony jest morzem. Nie bez znaczenia były też wydarzenia historyczne; częste wojny, które pustoszyły kraj, wymusiły taką a nie inną dietę. Nic więc dziwnego, że na ulicach możemy zobaczyć restauracje sprzedające potrawy z wołowiny, jak i z psa. Do normalności należy też widok, gdy obok budki ze słodkimi kasztanami stoi wózek z larwami jedwabnika.
Kuchnia koreańska może naprawdę zadziwić, jeśli chodzi o ilość, jak i o rodzaje potraw. Nie znaczy to bynajmniej, aby każdy Koreańczyk codziennie przed pójściem do pracy jadł rosół z psa, a w przerwie na lunch zajadał się robaczkami. Tak naprawdę większość moich znajomych zarzeka się, że nigdy w życiu nie próbowała nawet kegogi – psiego mięsa, i przez myśl im nawet nie może przejść, by kiedykolwiek mieli ten stan rzeczy zmienić.
Unikalności koreańskiej kuchni należy szukać w jej smaku, choć co prawda dla większości z nas może ona być po prostu za ostra. Zresztą nic dziwnego, gdy do jednej potrawy użyjemy takich składników jak: papryka chilli, cebula, sos sojowy, czosnek, imbir, sos sezamowy, musztarda czy ocet. Z pewnością nie każdy będzie w stanie dokończyć zupę bez dużej ilości wody, ale bez obaw – w większości lokali woda jest za darmo.
Jak już wcześniej było wspomniane, ryż jest nieodzownym elementem codziennej diety i znaleźć go można w większości potraw – nawet używany jest jako podstawowy składnik niektórych rodzajów makaronów i klusek. Ziemniaków nie spróbujemy, a jeśli już to w małej ilości – przeważnie podawane są jako przystawki. Wbrew mylnemu przekonaniu ryżu nie je się pałeczkami, lecz łyżką. Jeśli chodzi o pałeczki, to Koreańczycy bardzo podkreślają, że jako jedyni używają metalowych, a nie drewnianych, jak Chińczycy czy Japończycy.
Nie samym jednak ryżem Koreańczycy żyją. Mięso jest nie mniej popularne. Ostatnimi czasy z powodów różnych epidemii w Azji, jak i w innych częściach świata drób i wołowina straciły na popularności, za to zyskała wieprzowina. Jeszcze w drugiej połowie XX wieku uważano, że najsmaczniejsze mięso pochodzi od świni karmionej… ludzkimi odchodami. Teraz oczywiście ze świecą szukać miejsc, gdzie coś takiego można by dostać. Sentyment jednak został, gdyż wiele restauracji przyciąga klientów dużymi transparentami z napisem ttongtłedzi – kupna świnka.
Poniżej przedstawiam kilka przykładowych dań z koreańskiej kuchni:
Kimczi – podawane jest w każdej restauracji jako obowiązkowa przystawka. Jest to chyba najbardziej popularna potrawa w Korei do tego stopnia, że wielu mieszkańców tego kraju nie wyobraża sobie życia bez niej. Istnieje ponad sto rodzajów kimczi – z różnych odmian rzodkwi, ogórków, ziemniaków czy kiełków. Najbardziej znana jednak wersja to nic innego, jak kiszona kapusta pekińska, dosłownie wymoczona w ostrej paście z chilli.
Kimbab jest czasami nazywany koreańskim sushi, ale jedynie z wyglądu przypomina japońską potrawę. Podstawowym składnikami sushi są surowa ryba i ryż, w kimbabie zaś ugotowany ryż (bab), sprasowany wodorost (kim) i warzywa. W odróżnieniu od swojego japońskiego odpowiednika, sposób jej przyrządzenia jest naprawdę bardzo prosty. Przyprawiony olejem sezamowym i solą z dodatkiem sezamu ryż rozsmarowuje się na kwadracie wysuszonego wodorostu. Jako wypełnienia można użyć dosłownie wszystkiego – kawałka szynki, tuńczyka, rzepy, marchewki, jajka przyrządzonego na omlet, sera, wodorostów i czego jeszcze tylko chcemy. Nie należy jednak przesadzać z ilością produktów – cztery powinny w zupełności wystarczyć. Przed ułożeniem składników należy je pokroić w podłużne kawałki. Całość zwijamy w rulon i kroimy na równe części. Kimbab może być doskonałą przystawką do ciepłego dania, na przykład zupy.
Pipimbab to potrawa, która powstała niedawno, bo dopiero w czasie wojny koreańskiej. Mimo to zdążyła na stałe zagościć w sercach Koreańczyków. Nazwa oznacza „wymieszany ryż”. Sposób przyrządzenia jest bardzo prosty i nie zajmuje więcej niż parę minut. Na sam spód idzie ugotowany ryż, następnie warstwa przypraw i pasty z chilli. Na to idzie kolejna warstwa surowych warzyw, pokrojonych w cienkie paski. Najczęściej jest to ogórek, marchewka, sałata, wodorosty, dozwolone jest również mięso albo na przykład tuńczyk. Przeważnie na sam koniec dodaje się jeszcze sadzone jajko, ale podobnie jak w przypadku kimbabu, dobór składników zależy od naszych własnych preferencji. Przed konsumpcją zawartość miski należy wymieszać, przez co potrawa traci swoje piękno i wygląda jakby właśnie przeszedł przez nią huragan.
Na koniec zaś deser. Koreańczycy nie są zbyt wymyślni jeśli chodzi o słodycze. Zresztą nie jedzą ich zbyt często, a jeśli już, to najczęściej na jakieś specjalne okazje, typu urodziny. Gdy przejdziemy się do cukierni i zobaczymy, jak wyglądają torty, to od razu przejdzie nam na nie ochota. Praktycznie na każdym torcie musi znaleźć się pomidor, pełniący tutaj rolę wisienki, a w niektórych zobaczymy nawet słodkie ziemniaki. Również tradycyjne lody, jakimi zajadają się dzieci latem – patbingsu, nie grzeszą zbytnio smakiem. Jest to nic innego jak skruszony lód – taki, jaki ma każdy z nas w lodówce, polany mlekiem i przyozdobiony ugotowaną czerwoną fasolą. Czasami dochodzi do tego jeszcze parę owoców.
Komentarze opinie