Reklama

Karetka pogotowia nie przyjedzie na czas, bo system się wali

11/10/2021 07:30

Już pierwszego dnia po publikacji artykułu o zlikwidowaniu dobrej, może nawet najlepszej w kraju i w pełni obsadzonej kadrowo dyspozytorni medycznej w Koninie, a zostawieniu gorszej, tej nieobsadzonej kadrowo w Poznaniu, czytelnik poinformował nas, że na samo połączenie z dyspozytorem medycznym czekał około 10 minut

  Dawniej kiedy po karetkę pogotowia dzwoniło się lokalnie, do Kalisza pod nr 999, średni czas dotarcia na miejsce zdarzenia wynosił od 4 do 7 minut. Czas ten był rygorystycznie obliczany i raportowany przez przełożonych. Dzisiaj, ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym dopuszcza dla takich miejscowości jak Kalisz maksymalnie 20 minut.

 Jednak jeden ze zwolnionych właśnie ratowników medycznych z Konina, proszący o anonimowość powiedział, że nie spotkał się z tym, by obecnie kogoś interesowała jakaś mediana, średnia czy  maksymalny  czas dotarcia karetki. A przecież to jest  sedno sytemu.  Przecież tu chodzi o życie ludzkie.

Zresztą, co tu przejmować się medianą jeśli lawinowo upadają inne ważne zasady ratownictwa medycznego. Parę dni temu ktoś wymusił na niedoświadczonym dyspozytorze, gdzieś z Polski,  by posłał kaliską karetkę w głęboki powiat do skręconej od rana kostki. Inną kaliską karetkę wysłano pomyłkowo do akcji w Poznaniu. Albo do jednego przypadku wysłano dwie różne karetki.  

A przecież karetki miały ratować życie.

Gdy "człowiek się zatrzyma" mówiąc w żargonie ratowników, to w  ciągu kilku, kilkunastu minut można go jeszcze odratować, pod warunkiem, że dotrze do niego karetka z doświadczonym zespołem. Niedoświadczony członek rodziny, choćby miał wiedzę, to i tak  nie jest w stanie dłużej niż parę minut uciskać klatki piersiowej na 6 cm z częstotliwością 120 uderzeń na minutę. Chodzi o jak najszybsze ponowne natlenienie mózgu. Jeśli jednak  karetka z zespołem ratowników dotrze dopiero po kilkudziesięciu minutach, to potrzebujący pomocy zdąży "dobrze umrzeć" i jeszcze ostygnąć. 

 - Coś niedobrego, wręcz tragicznego dzieje się nie tylko w naszym Województwie Wielkopolskim, ale  w całym systemie ratownictwa medycznego. Wnioskuje to stąd, że w ostatnich miesiącach musieliśmy w Koninie  coraz częściej odbierać telefony w  zastępstwie  innych dyspozytorni medycznych z terenu całego kraju. Po częstym zastępstwie zauważył również, że problem braku kadr nie dotyczy wyłącznie Poznania, ale staje się coraz powszechniejszą plagą w całej Polsce - poinformował redakcję jeden z byłych dyspozytorów medycznych z Konina

Zastępcze odbieranie telefonów o wezwanie karetki w innych regionach Polski powinno być wyjątkowe, wyłącznie awaryjne, np. z powodu, że gdzieś padł system, tymczasem te zastępstwa stały się normą, najczęściej z powodu braku kadr. 

Jak twierdzą zwolnieni ratownicy, w Poznaniu, który teraz ma obsługiwać całe nasze województwo, a więc również Kalisz, powinno być 17 dyspozytorów na jednej zmianie, a jest zaledwie kilku. 

  Dlaczego zatem w tak kluczowym momencie, grożącego kolapsu systemu i to jeszcze przed nadchodzącą ponoć kolejną falą covida zlikwidowano prawdopodobnie jedną z najlepszych w kraju, w pełni obsadzoną kadrowo  dyspozytornię medyczną, a zostawiono tę nieobsadzona kadrowo w Poznaniu? 

  Nadal nie otrzymaliśmy odpowiedzi na to pytanie od Wojewody Wielkopolskiego zatem to samo pytanie teraz kierujemy do Ministerstwa Zdrowia pełniącego rolę nadzorczą.

Poprzedni artykuł o bezsensownej likwidacji dyspozytorni w Koninie jest tutaj.

 A.W.
 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do