
Już pierwszego dnia po publikacji artykułu o zlikwidowaniu dobrej, może nawet najlepszej w kraju i w pełni obsadzonej kadrowo dyspozytorni medycznej w Koninie, a zostawieniu gorszej, tej nieobsadzonej kadrowo w Poznaniu, czytelnik poinformował nas, że na samo połączenie z dyspozytorem medycznym czekał około 10 minut
Dawniej kiedy po karetkę pogotowia dzwoniło się lokalnie, do Kalisza pod nr 999, średni czas dotarcia na miejsce zdarzenia wynosił od 4 do 7 minut. Czas ten był rygorystycznie obliczany i raportowany przez przełożonych. Dzisiaj, ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym dopuszcza dla takich miejscowości jak Kalisz maksymalnie 20 minut.
Jednak jeden ze zwolnionych właśnie ratowników medycznych z Konina, proszący o anonimowość powiedział, że nie spotkał się z tym, by obecnie kogoś interesowała jakaś mediana, średnia czy maksymalny czas dotarcia karetki. A przecież to jest sedno sytemu. Przecież tu chodzi o życie ludzkie.
Zresztą, co tu przejmować się medianą jeśli lawinowo upadają inne ważne zasady ratownictwa medycznego. Parę dni temu ktoś wymusił na niedoświadczonym dyspozytorze, gdzieś z Polski, by posłał kaliską karetkę w głęboki powiat do skręconej od rana kostki. Inną kaliską karetkę wysłano pomyłkowo do akcji w Poznaniu. Albo do jednego przypadku wysłano dwie różne karetki.
A przecież karetki miały ratować życie.
Gdy "człowiek się zatrzyma" mówiąc w żargonie ratowników, to w ciągu kilku, kilkunastu minut można go jeszcze odratować, pod warunkiem, że dotrze do niego karetka z doświadczonym zespołem. Niedoświadczony członek rodziny, choćby miał wiedzę, to i tak nie jest w stanie dłużej niż parę minut uciskać klatki piersiowej na 6 cm z częstotliwością 120 uderzeń na minutę. Chodzi o jak najszybsze ponowne natlenienie mózgu. Jeśli jednak karetka z zespołem ratowników dotrze dopiero po kilkudziesięciu minutach, to potrzebujący pomocy zdąży "dobrze umrzeć" i jeszcze ostygnąć.
- Coś niedobrego, wręcz tragicznego dzieje się nie tylko w naszym Województwie Wielkopolskim, ale w całym systemie ratownictwa medycznego. Wnioskuje to stąd, że w ostatnich miesiącach musieliśmy w Koninie coraz częściej odbierać telefony w zastępstwie innych dyspozytorni medycznych z terenu całego kraju. Po częstym zastępstwie zauważył również, że problem braku kadr nie dotyczy wyłącznie Poznania, ale staje się coraz powszechniejszą plagą w całej Polsce - poinformował redakcję jeden z byłych dyspozytorów medycznych z Konina
Zastępcze odbieranie telefonów o wezwanie karetki w innych regionach Polski powinno być wyjątkowe, wyłącznie awaryjne, np. z powodu, że gdzieś padł system, tymczasem te zastępstwa stały się normą, najczęściej z powodu braku kadr.
Jak twierdzą zwolnieni ratownicy, w Poznaniu, który teraz ma obsługiwać całe nasze województwo, a więc również Kalisz, powinno być 17 dyspozytorów na jednej zmianie, a jest zaledwie kilku.
Dlaczego zatem w tak kluczowym momencie, grożącego kolapsu systemu i to jeszcze przed nadchodzącą ponoć kolejną falą covida zlikwidowano prawdopodobnie jedną z najlepszych w kraju, w pełni obsadzoną kadrowo dyspozytornię medyczną, a zostawiono tę nieobsadzona kadrowo w Poznaniu?
Nadal nie otrzymaliśmy odpowiedzi na to pytanie od Wojewody Wielkopolskiego zatem to samo pytanie teraz kierujemy do Ministerstwa Zdrowia pełniącego rolę nadzorczą.
Poprzedni artykuł o bezsensownej likwidacji dyspozytorni w Koninie jest tutaj.
A.W.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie