
Rozmowa z dr. n. med. Piotrem Rubasem
– Jak podaje czasopismo „Rynek Zdrowia” w 2014 roku odnotowano 12.700 odmów szczepień, natomiast w 2023 – 87 tysięcy i liczba ta lawinowo rośnie. Z czego Pana zdaniem to wynika?
– Odpowiedź jest prosta – coraz więcej rodziców widzi co się dzieje, jakie są konsekwencje szczepień, coraz więcej się dokształca bo jeszcze jakiś czas temu kwestia krytycznego spojrzenia na przymus szczepień była traktowana jak zabobon i ciemnogród. Natomiast obecnie, zwłaszcza po doświadczeniach ostatnich lat – 2020 – 2022 – to czynnik, który jest bardzo ważny a który wielu ludziom otworzył oczy na rzeczywistość. Na fakt, że spadło zaufanie do producentów tych specyfików, bezczelnego okłamywania społeczeństw, nie tylko w Polsce ale na całym świecie. Zapewniano ludzi, że produkt medyczny czyli szczepionki na Covid są całkowicie bezpieczne, pomimo tego, że powstały w ciągu kilku miesięcy. A później pojawiły się doniesienia o skali powikłań. Więc to wszystko przełożyło się na spadek zaufania do mainstreamowych ekspertów. Na szczęście ludzie zachowali zdrowy rozsądek. Po drugie – coraz częstsze są doniesienia o powikłaniach popszczepiennych, licznych przypadkach zaburzeń neurorozwojowych, przypadkach autyzmu, alergii, etc. To akurat pozytywny przykład rozwoju mediów społecznościowych gdzie ta prawda próbuje się przebić, gdzie rodzice zakładają fora, wymieniają się doświadczeniami. Trudno odmówić słuszności twierdzeniu, że któż, jak nie rodzic, lepiej zna własne dziecko. Jeśli rodzic widzi, że dziecko, które urodziło się z dziesięcioma punktami w skali Abgar, do tej pory było zdrowe, rozwijało się bez problemów a w krótkim okresie po szczepieniu choruje i cofa się w rozwoju. To daje do myślenia.
– Tymczasem medyczny mainstream cały czas przekonuje nas, że w zasadzie szczepienia uratowały ludzkość. Że w przeciwnym razie wyginęlibyśmy jak dinozaury. Czy Pan dostrzega konieczność masowego szczepienia dzieci, tak, jak to dzieje się do tej pory? Jesteśmy chyba jednym z nielicznych krajów, gdzie do kwestii szczepień podchodzi się tak restrykcyjnie? Dość wspomnieć, że w Polsce, w pierwszej dobie po urodzeniu, dziecko otrzymuje pierwszą szczepionkę. Czy to ma jakikolwiek medyczny sens?
– Absolutnie nie. Natomiast potwierdzam, że Polska jest jednym z najbardziej opresyjnych, totalitarnych krajów europejskich w kwestii szczepień. Ten przymus jest zresztą charakterystyczny dla krajów postkomunistycznych, dla systemu w którym jednostka się nie liczyła. To implikowało późniejsze podejście do kwestii wolności wyboru, wolności decydowania się na dany zabieg medyczny. Ale to też się zmienia co pokazał okres tzw. pandemii. Okazało się, że państwa postrzegane jako liberalne i wolnościowe – państwa Europy Zachodniej, USA, Kanada czy Australia z dnia na dzień zaczęły wprowadzać sanitarny zamordyzm. To czasami było nawet gorsze niż u nas. Ale jeśli chodzi o szczepienia dzieci to faktem jest, że Polska jest niechlubnym liderem. Na chwile obecną w Polsce „obowiązkowych” jest 13 szczepień dzieci. A w wielu krajach Europy i świata nie ma przymusu, a jedynie system zachęt i nie ma takich represji. A także nie ma takich skutków finansowych jakie rodzi odmowa szczepień, kiedy policja sanitarna wchodzi na konta tych rodziców, którzy nie chcą poddawać dzieci eksperymentom medycznym. Bo jest to eksperyment medyczny, o czym mówią dokumenty sanepidu, że szczepionki są obecnie w czwartej fazie badań klinicznych czyli już po dopuszczeniu jest oceniana ich długofalowa skuteczność na szerokiej populacji. Ale to nadal zalicza się do badań klinicznych, eksperymentalnych. A przecież Konstytucja Rzeczypospolitej i wszelkie międzynarodowe akty prawne zabraniają przymuszania kogokolwiek do brania udziału w eksperymencie medycznym. To powinna być dobrowolna decyzja rodziców a nie urzędnika. Natomiast wracając do tego o czym pan wspomniał wcześniej, rzeczywiście krąży taki mit, że gdyby nie szczepionki to bylibyśmy zdziesiątkowani, szalałyby straszliwe epidemie. To kompletna bzdura, kłamstwo niestety znajdujące duży oddźwiek w środowisku medycznym. Bierze się to ze swoistego rodzaju kultu, jakim te preparaty zostały otoczone. Natomiast wiele osób ze świata nauki i medycyny postuluje pewien sceptycyzm i realistyczne spojrzenie, chodzi o to aby traktować szczepionki tak, jak inne produkty medyczne i żeby były poddane badaniom naukowym, bo na chwilę obecną tego nie ma. W odróżnieniu od leków, co do których istnieje wymóg badań opartych na dowodach „Evidence-based medicine” (EBM) przed dopuszczeniem do masowego stosowania, w przypadku szczepionek takiego wymogu nie ma. Najbardziej wiarygodne są badania randomizowane, najlepiej z podwójną, ślepą próbą.
– Proszę wyjaśnić co to są badania randomizowane?
– Są dwie grupy badanych. Jednej podaje się preparat a drugiej placebo. Przydział do tych grup odbywa się całkowicie losowo. Podwójnie ślepa próba – to oznacza, że ani badani ani badający czyli lekarze nie wiedzą kto jest w której grupie. Takie badania w hierarchii badań naukowych klasyfikowane są najwyżej. Natomiast badania epidemiologiczne, na które powołują się zwolennicy przymusu szczepionkowego, najniżej. I oni przekonują, że nie ma żądnego związku między szczepieniami a autyzmem.
– A jest?
– Kiedy w latach 60. ub. wieku szczepienia wchodziły do masowego stosowania nie było badań randomizowanych. Bazowano jedynie na badaniach epidemiologicznych gdzie dobór odpowiedniej grupy i kryteriów może być bardzo tendencyjny. A większość takich badań jest sponsorowanych przez koncerny farmaceutyczne i odpowiednio prowadząc badania można udowodnić każdą tezę. W przypadku badań randomizowanych nie jest to możliwe. A takich badań w przypadku szczepionek, powtarzam, nie ma. A druga kwestia, o której zapewne nie wie nawet wielu lekarzy pediatrów szczepiących swoje dzieci, to taka, że w tych oficjalnych badaniach które pokazują, że szczepionki są rzekomo bezpieczne, placebo to nie substancja obojętna dla organizmu, np. sól fizjologiczna ale adjuwant – czyli niepełna szczepionka pozbawiona np. antygenu. A zatem gdybyśmy porównali dwie grupy – dzieci zaszczepionych i niezaszczepionych to ilość odczynów poszczepiennych wśród zaszczepionych byłaby dużo większa niż niezaszczepionych. A jeśli porównujemy dwie grupy z których jednej podaje się adjuwanty, nieobojętne dla organizmu związki aluminium czy rtęci, które mają udowodnione działanie neurotoksyczne, to różnica nie jest widoczna. Różnica w ilości powikłań poszczepiennych jest zafałszowana. Reasumując – w kwestii szczepień wytworzono mit, podejście bardzo emocjonalne, nie oparte na empirycznych przesłankach. I ta narracja, że tylko dzięki szczepionkom udało się wyeliminować choroby zakaźne na świecie powoduje, że dużo osób nie myśli racjonalnie.
– A zatem czemu zawdzięczamy, że nie dziesiątkuje nas czarna ospa, dżuma i cholera?
– Dane statystyczne i badania pokazują, że 90, 95% procent przypadków takich chorób w krajach rozwiniętych zniknęło jeszcze przed wprowadzeniem masowych szczepień. A przyczynił się do tego postęp technologiczny i poprawa warunków sanitarnych i bytowych.
– Wróćmy jeszcze na chwilę do aspektów prawnych. Wspomniał Pan o Konstytucji, o zgodzie lub nie na eksperymenty medyczne, jakim Pana zdaniem są szczepienia ale faktem jest, że rodzice, którzy nie godzą się na ten medyczny totalitaryzm są prześladowani w majestacie prawa. Jak mogą się przed tym bronić?
– Słyszymy doniesienia, że pan Grzesiowski, Główny Inspektor Sanitarny, zapowiada kontrole i wprowadzenie cyfrowej karty szczepień. Na szczęście są furtki w systemie, również prawne. Jest orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego sprzed roku, że szczepienia są obowiązkowe ale nie przymusowe, że nie ma to odpowiedniego umocowania prawnego. Że kalendarz szczepień i obowiązek jest podawany do wiadomości publicznej przy pomocy rozporządzenia a nie ustawy. To pewnego rodzaju żonglerka prawna i można próbować boksować się prawnie przed sądami administracyjnymi choć jest to system, przyznajmy szczerze, bandycki. Bo najpierw sanepid wchodzi na konto, zajmuje pieniądze a dopiero później można się odwoływać, dochodzić sprawiedliwości i próbować odzyskiwać utracone pieniądze. Są też inne metody – rodzice starają się wypisać dziecko z przychodni i leczyć dziecko prywatnie. Popularną metodą w przypadku tych, którzy nie decydują się na bezpośrednią konfrontację z systemem, nie jest bezpośrednia odmowa ale granie na zwłokę. Owszem zaszczepimy dziecko ale w przyszłości bo teraz choruje. Ponadto można wykorzystać to, że przed każdym szczepieniem konieczne powinno być badanie kwalifikacyjne do szczepienia. Jako ciekawostkę podam, że jedna z lekarek, z którą rozmawiałem na ten temat, była ścigana za to, że wywiązywała się z obowiązku, skądinąd zapisanego w przepisach, a mianowicie wykonania badań na występowanie alergii na którykolwiek składnik preparatu, co jest przeciwwskazaniem do wykonania zabiegu, uwzględnionym również w ulotkach. A podając masowo szczepionki jak można wykluczyć, że dziecko nie ma alergii na któryś ze składników? Trzeba przeprowadzić badania. Ktoś może powiedzieć, że podobne wątpliwości istnieją w przypadkach kiedy lekarz podaje choremu leki nie wiedząc czy nie będzie miał alergii na któryś ze składników. Ale różnica jest taka, że w przypadku chorego, który wymaga natychmiastowej pomocy, lekarz musi podjąć ryzyko nawet jeśli lek może wywołać jakąś alergię a czym innym jest podawanie preparatu osobom zdrowym. W związku z czym stopień pewności, bezpieczeństwa powinien być dużo wyższy. Należałoby dzieci wcześniej badać a tego nikt nie robi.
– W związku z tym, kto tak naprawdę ponosi odpowiedzialność za powikłania poszczepienne?
– Koncerny farmaceutyczne mówią „my jesteśmy czyści, my informowaliśmy, że mogą być przeciwwskazania” a decyzję podejmują pediatrzy. I w razie wystąpienia odczynu anafilaktycznego i zgonu jest możliwość dochodzenia odszkodowania od pediatry, bo to on kwalifikuje dziecko do szczepienia. Aczkolwiek w realiach systemu III RP nie byłoby to proste. Tak czy inaczej to lekarz bierze na siebie odpowiedzialność, że bez przeprowadzenia testów pod kątem alergii podaje coś co może zagrozić życiu i zdrowiu.
– Sugeruje Pan, że rodzice powinni domagać się przeprowadzania takich testów przed szczepieniem?
– Owszem. To, że trwa diagnostyka alergologiczna może być tym argumentem przemawiającym za odroczeniem nacisku i presji ze strony organów.
– Dlaczego Pana zdaniem szczepionki mogą być groźne? Jakie mogą być konsekwencje szczepienia bardzo małych dzieci? O czym rodzice powinni wiedzieć?
– Ważne jest to, że im niższy wiek dziecka, tym ryzyko jest większe. Szczególnie groźne są adjuwanty zawarte w szczepionkach, związki aluminium i rtęci, niesławny tiomersal czyli etylortęć, zawarty w szczepionce DTP – błonica, krztusiec, tężec. Natomiast inne szczepionki zawierają spore dawki aluminium. One mają pobudzać układ odpornościowy do reakcji na podany antygen. W tym miejscu zaraz pojawi się głos kogoś, kto powie – „tak, ale ilość aluminium, które przyjmujemy doustnie jest kilka razy wyższa niż zawiera szczepionka”. Taki argument pojawia się ze strony szczepionkowych lobbystów. Ale dowodzi to braku wiedzy na temat ludzkiej fizjologii ponieważ porównanie przyjmowania toksycznych związków metodą doustną, z pokarmem, kiedy związek przechodzi szereg filtracji, np. przez wątrobę gdzie jest metabolizowany i w znacznej części wydalany do podania de facto dożylnego, to jest ogromne nadużycie. Tego nie da się porównać. Liczne badania naukowe dowodzą, że związki takie jak rtęć czy aluminium, których neurotoksyczność nie podlega dyskusji, przenikają przez barierę krew – mózg, która w przypadku małych dzieci nie jest wykształcona w odróżnieniu od dorosłych. Te związki dużo łatwiej niż w przypadku dzieci starszych mogą przejść i kumulować się w ośrodkowym układzie nerwowym. Biochemik Christopher Exley publikował przykłady toksycznego wpływu aluminium na rozwój autyzmu. Parę lat temu w renomowanym czasopiśmie medycznym „Academy od Pediatrics” ukazało się poważne badanie naukowe w którym opisano korelację między podawaniem szczepionek zawierających aluminium a przewlekłą astmą.
Warto też zwrócić uwagę w tym miejscu na element psychozy strachu przed chorobami zakaźnymi – jeden z kluczowych elementów, dla którego jest tak duża akceptacja dla szczepień. To emocjonalne podejście do chorób zakaźnych jest na rękę lobby farmaceutycznemu ponieważ oznacza gigantyczne zyski. W 2020 roku na produkcji szczepionek koncerny zarobiły ponad 60 miliardów dolarów. Po drugie – szczepienia to także generowanie pacjentów bo osoby u których wystąpią powikłania, często nieodwracalne, zaburzenia neurorozwojowe jak autyzm i wiele innych ciężkich przypadków sprawiają, że stają się klientami służby zdrowia na całe życie. W ten sposób generowany jest popyt na produkty przemysłu farmaceutycznego a zblatowany jest z tym wszystkim aparat państwowy, który od dziesięcioleci żyruje wersję, że szczepienia są całkowicie bezpieczne, nie powodują powikłań. Tego też uczy się na studiach medycznych. Ogólnie szczepienia mają status złotego cielca w odróżnieniu od reszty leków, które mogą być poddawane krytyce, co do których mogą być wymogi aby stosować poważne badania. W przypadku szczepionek ten profil bezpieczeństwa nie jest znany ponieważ nie ma badań randomizowanych, które by pokazywały jaka jest skala powikłań.
– Wróćmy jeszcze na chwilę do zagadnienia „bariera krew – mózg”. Powiedział Pan, że im dłużej od urodzenia dziecka rodzic będzie zwlekał z decyzją o zaszczepieniu, tym lepiej dla dziecka. Jaki to jest minimalny okres czasu?
– Konsekwencje dla zdrowia zawsze mogą wystąpić. Nie jest tak, że przyjmowanie w późniejszym wieku jest całkowicie bezpieczne natomiast kluczowe są pierwsze lata życia.
– Krytycy powszechnych szczepień zwracają uwagę na lawinowy wzrost przypadków wspomnianego przez Pana autyzmu u dzieci i młodzieży z kolei zwolennicy tłumaczą to czynnikami środowiskowymi. A jak jest w Pana ocenie?
– Faktem jest, że mamy do czynienia z prawdziwą epidemią autyzmu i nikt nie chce dostrzec tego słonia w składzie porcelany. Przykładem Stany Zjednoczone, które są jednym z krajów w którym podawana jest największa liczba szczepionek u dzieci i młodzieży. Jest ich kilkadziesiąt. Warto przypomnieć, że akcja masowych szczepień w USA zaczęła się w latach 80. XX wieku za prezydentury Ronalda Reagana. Wtedy też pojawiły się pierwsze ciężkie powikłania poszczepienne i procesy wytaczane koncernom. I Big Pharma przerażona, że ten biznes może się zawalić, „załatwiła” sobie u administracji Reagana, tak chwalonego w środowiskach prawicowych, zwolnienie z odpowiedzialności za powikłania. W USA istnieje specjalny budżet na który składają się wszyscy podatnicy, który wypłaca wielomilionowe odszkodowania ofiarom szczepień. Ale nie z pieniędzy tych, którzy wyprodukowali szczepionki, tylko podatników.
Ale tutaj pojawia się „dogmat”, że musimy zrobić wyjątek, bo gdyby nie szczepienia to ludzkość by wyginęła. Wchodzimy w tą fałszywą narrację, której hołduje duża liczba osób ze świecznika. Środowisko medyczne też jest zorientowane na autorytety cytowane w prasie medycznej ale nie zawsze zdaje sobie sprawę, że te autorytety mają konflikt interesów. Ich kariery są finansowane przez lobby farmaceutyczne. Dlatego przyznanie się do prawdy, że szczepienia nie są bezpieczne spowodowałoby prawdziwe trzęsienie ziemi. Administracja państwowa, środowisko lekarskie, musiałyby przyznać, że suflowały coś co nie było godne zaufania. Taka konfrontacja z rzeczywistością mogłaby być bardzo bolesna i dlatego większość woli wypierać tę trudną prawdę.
– Jak podają statystyki, dla wspomnianych Stanów Zjednoczonych, do lat 90. ub. wieku autyzm był diagnozowany u jednego dziecka na pięć tysięcy urodzeń. A jak jest obecnie?
– Około jeden przypadek na czterdzieści. Natomiast w Polsce – jeden na 170 urodzeń. Warto wspomnieć, że zwolennicy masowych szczepień próbują przekonywać, że ze zjawiskiem autyzmu mieliśmy do czynienia od zawsze ale nie był wykrywany z uwagi na brak odpowiednich narzędzi, że diagnostyka autyzmu była w powijakach. Że teraz mamy do czynienia z lepszymi możliwościami diagnostycznymi dlatego ujawnianych jest więcej przypadków. Tymczasem już w latach 60. w USA, przed masowym wprowadzeniem szczepień były prowadzone masowe, bardzo rzetelne badania dzieci i młodzieży pod kątem autyzmu i zostały opracowane określone standardy diagnostyki autyzmu.
Reasumując – w ciągu ostatnich 30, 40 lat „postęp” był wręcz geometryczny – liczba przypadków autyzmu wzrosła lawinowo i jest wyraźnie skorelowana z rosnącą ilością podawanych szczepionek.
Na co jeszcze chciałbym zwrócić uwagę. Jeśli nawet udałoby się udowodnić badaniami, że jedna, pojedyncza szczepionka jest bezpieczna, to nie znaczy, że kilka pojedynczych szczepionek podanych razem jest bezpiecznych, ponieważ dochodzi do zjawiska kumulacji. Natomiast środowisko „szczepionkarskie” charakteryzuje się takim beztroskim podejściem do problemu. Jeden z „ekspertów” z tytułem profesorskim nie tak dawno stwierdził, że szczepionki są absolutnie bezpieczne i na pytanie ile szczepionek można podać na jednej wizycie powiedział, że nawet 10 tysięcy tłumacząc, że nasz układ odpornościowy ma styczność z tysiącami różnych patogenów, wirusów i bakterii i musi sobie z tym radzić. To horrendalny przykład aby człowiek utytułowany, który powinien mieć wiedzę medyczną, takie rzeczy głosił. Jakby nie wiedział, że szczepionki zawierają nie tylko antygeny ale również wiele toksycznych substancji, które skumulowane mogą doprowadzić nawet do zgonu.
– Praktykuje Pan w Niemczech. Proszę powiedzieć, jak wygląda to u naszych sąsiadów?
– Od 2019 roku obowiązkowe są tylko szczepienia na odrę i bez tego szczepienia można mieć problem z przyjęciem dziecka do przedszkola czy do szkoły. Ale w stosunku do innych szczepionek takiej presji, jak w Polsce, nie ma. W innych krajach europejskich jest podobnie. Natomiast w kraju nad Wisłą decydenci zachowują się jak akwizytorzy firm farmaceutycznych.
Chciałem w tym miejscu zaznaczyć, że nie odrzucam idei szczepień. Można podać jakiś antygen aby uodpornić kogoś na daną chorobę ale warunkiem musi być to, że szczepionka musi być bezpieczna, nie może zawierać substancji neurotoksycznych. I ważne są jeszcze aspekty moralne, ponieważ nie jest tajemnicą, że wiele szczepionek jest produkowanych na bazie zabójstw prenatalnych czyli aborcji w oparciu o linie komórkowe, np. linia HEK293 w przypadku szczepionki MMR przeciw odrze, śwince i różyczce. Do izolacji samego wirusa różyczki rozkrojono aż 67 abortowanych dzieci. Trzeba dodać, że te linie HEK293 również się starzeją dlatego stale potrzebne są kolejne aborcje aby je odnawiać. W przypadku akurat wirusa różyczki wymagane są ludzkie tkanki.
– Na podsumowanie naszej rozmowy nasuwa się taka refleksja, że skoro coś jest dobre, jak szczepionki, to po co przymus?
– Oczywiście. Dane epidemiologiczne potwierdzają, że dzieci nie szczepione są generalnie zdrowsze. Wiem to również z rozmów z rodzicami a także z pediatrami, którzy głośno tego nie powiedzą z uwagi na konsekwencje ze strony Izb Lekarskich z których wiele ma powiązania finansowe z koncernami farmaceutycznymi. Konflikt interesów jest ewidentny dlatego lekarze oficjalnie tego nie powiedzą. Mało tego, już nawet zadanie niewygodnych dla establiszmentu lekarskiego pytań może być przyczynkiem do wszczęcia postępowania. Chodzi po prostu o ogromne pieniądze. Podobnie było kiedyś z przemysłem tytoniowym, kiedy to próbowano przekonywać, że palenie absolutnie nie zagraża zdrowiu a co potwierdzały grupy sprzedajnych lekarzy.
– Ale miejmy nadzieję, że i w przypadku szczepień, prawda jednak ujrzy światło dzienne. Dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję.
Rozmawiał: Piotr Piorun