
Zapewne znalazłoby się wielu śmiałków, którzy w ciągu jednego dnia przejechaliby 311 kilometrów. Wyczyn kaliszanina z 20 lipca jest jednak wyjątkowy i to z wielu względów
Andrzej Kołodziejczyk to tata Bartłomieja Kołodziejczyka, dobrze zapowiadającego się kajakarza, w którego ślady poszła siostra Kasia, obecnie reprezentantka Polski, między innymi medalistka Mistrzostw Europy i Świata juniorek oraz seniorek. Jeszcze kilka lat temu kaliszanin ważył 155 kilogramów, ale po narodzinach kolejnego potomka, Witolda, stwierdził, że z taką posturą niezręcznie będzie reprezentować syna, kiedy znajdzie się on w wieku przedszkolnym i szkolnym.
Stosując odpowiednią dietę, nie spożywając kolacji oraz zmniejszając zjadane porcje, zrzucił dość szybko 50 kilogramów. – Najważniejsza w tym wszystkim była konsekwencja, a także ruch – powiedział Andrzej Kołodziejczyk. – Zacząłem biegać i pokonywałem już nawet dystanse do 10 kilometrów, ale fachowcy ostrzegali mnie przed przeciążeniem kolan, co groziło ich trwałym uszkodzeniem. Zdecydowałem się na rower, który stał się moją wielką pasją.
Pan Andrzej, na co dzień kierowca Kaliskich Linii Autobusowych, stara się każdą chwilę poświęcić jeździe na rowerze. Początkowo przejeżdżał krótkie kilkukilometrowe trasy, teraz jest w stanie podczas treningu pokonać nawet 100 kilometrów. Przed rokiem zdecydował się samotnie wyruszyć do Poznania i z powrotem. Jadąc często bocznymi drogami przejechał jednego dnia 280 kilometrów, sprawdzając w ten sposób swoją wytrzymałość i możliwości. Niebawem podjął kolejne wyzwanie. – Odwiedzę swoją rodzinę w Olsztynie, ale pojadę tam na rowerze.
Większość osób, które dowiadywały się o planie Andrzeja Kołodziejczyka, uważała to za szaleństwo, często ironicznie komentując jego decyzję. Ten jednak uparcie dążył do celu i rozpoczęły się przygotowania. – Miałem już dobry rower, który ufundowała mi córka Kasia, a w ostatnich miesiącach wydłużyłem trasy treningowe. Co dwa, trzy dni starałem się pokonywać od 50 do 100 kilometrów, nie zaniedbując przy tym swoich codziennych obowiązków – stwierdził kaliszanin.
Nie brakowało jednak ludzi, wierzących w sukces Andrzeja i wspierających go. Należeli do nich Włodzimierz Gilicki (firma Gilicki Bike), który zadbał przede wszystkim o techniczną stronę przedsięwzięcia. Doposażył rower, dostarczył odpowiednie odżywki, udzielił wielu cennych rad. Kolejną z życzliwych osób był Bartłomiej Kryszak, trener KTK Kalisz, wychowawca wielu medalistów mistrzostw Polski, który kondycyjnie i mentalnie przygotowywał Andrzeja do tego startu. W dniu przejazdu dołączył do tego grona Jacek Kasprzak, szkoleniowiec torowej kadry Polski średniego dystansu. Ten z kolei przekazał informacje, jak skutecznie zregenerować siły po zakończeniu wyzwania.
Nadeszła sobota 20 lipca. O godzinie 3.40 Andrzej Kołodziejczyk wyruszył na liczącą 311 kilometrów trasę z Kalisza do Olsztyna. Zabrał ze sobą niewiele - mały plecak, a w nim odżywki, miał też zamontowany dodatkowy bidon. Nie musiał wieźć zbędnych kilogramów, bowiem miał do niego w samochodowej asyście dołączyć syn Bartłomiej. Stało się to na 195 kilometrze w Rypinie. Wisłę kaliszanin przekroczył o godzinie 13.00 we Włocławku i wciąż był w bardzo dobrej kondycji. Nie było problemu z kontaktem telefonicznym, a w jego głosie nie dało się wyczuć zmęczenia. Tak było do końca, czyli do godziny 21.00. Co prawda na ostatnim etapie plany uległy korekcie i zmieniło się usytuowanie mety. Ostatecznie amatorski, kolarski supermaraton zakończył się w miejscowości Miłomłyn w okolicach Pasłęka, skąd pochodzi narzeczona Bartłomieja Kołodziejczyka Martyna Gawrylczyk, fizjoterapeutka, a oboje poznali się podczas studiów w Gorzowie Wlkp.
– Ta zmiana nie wpłynęła na długość dystansu, jaki planowałem pokonać. Ostatni odcinek trasy był najbardziej wyczerpujący, bowiem na koniec musiałem zmagać się z podjazdami, ale szczęśliwy zakończyłem swoje wyzwanie – dodał pan Andrzej.
Zaczęły płynąć telefoniczne gratulacje od rodziny, przyjaciół, znajomych. Dumna z wyczynu męża była jego żona Urszula Kołodziejczyk, która początkowo sceptycznie komentowała jego pomysł. Koledzy z pracy Monika i Marek przygotowali dla Andrzeja specjalny, okolicznościowy medal, skromny i o niewielkiej wartości materialnej, ale jakże wzruszający. Czytamy na nim: „Udowodniłeś, że niemożliwe staje się możliwe! Jesteś WIELKI! Gratulujemy!”.
Zapytany po zakończeniu wyczerpujących zmagań w niedzielę o godzinie 8.00 rano o swoją formę, Andrzej Kołodziejczyk odpowiedział: – Wszystko w porządku, trochę bolą tylko ręce, a tak w ogóle mam za sobą już długi spacer po uroczym Pasłęku.
Kolejnego rowerowego wyzwania kaliszanin jeszcze nie podjął, ale ma już pewne pomysły. W tym roku być może pojedzie jeszcze do Poznania, gdzie na tamtejszym torze regatowym Malta startować będzie w Mistrzostwach Polski jego córka Kasia. Tymczasem najmłodszy 5-letni syn Witek, który w samochodzie wspierał tatę na trasie do Miłomłyna, ani myśli trenować kajakarstwo, jak jego rodzeństwo. Marzy o zostaniu kolarzem i ciągle dopytuje się, kiedy będzie mógł zostać zawodnikiem Kaliskiego Towarzystwa Kolarskiego.
Andrzej Kołodziejczyk przez lata był i jest dumny z występów sportowych swoich najstarszych dzieci, teraz one mogą być dumne z jego wyczynu.
Piotr Szymański
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie