Reklama

Na ryby! Leszcze wielkie jak gazeta (2)

26/04/2020 06:00

 W minionym tygodniu, w artykule „Leszcze wielkie jak gazeta”, przedstawiono ogólne wiadomości charakteryzujące ten gatunek. Tym razem czas na przybliżenie różnych form nęcenia leszczy (wabienia w obręb łowiska).  Choć z pozoru może się wydawać, że jest to czynność prozaiczna – wystarczy wrzucić w łowisko trochę karmy, którą będziemy zakładać na haczyk i problem rozwiązany – wcale taką nie jest. Sprawa staje się jeszcze trudniejsza, gdy potencjalny łowca ogromnych leszczy musi się zmierzyć z całym stadem wygłodniałych wędkarzy, którzy bardzo chętnie skorzystają z wykonanej przez niego pracy (nęcenia). Presja wędkarska na naszych wodach jest ogromna.

  Nęcenie ryb może się odbywać na dwa sposoby. Pierwszy, to kilkudniowe wrzucanie karmy w jedno, upatrzone miejsce. Najczęściej wykorzystuje się do tego ugotowane ziarna grochu, łubinu, kukurydzy, pszenicy, pęczaku itp. Doskonale nadają się również makarony. Nie sposób wymienić wszystkich stosowanych przez wędkarzy produktów. 
W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, miałem możliwość nęcić i łowić leszcze „wielkie jak gazeta” w polodowcowym jeziorze Śremskim, w okolicach Międzychodu. Przez tydzień mojego wakacyjnego łowienia pod opieką miejscowego znawcy tematu, nad wodą nigdy nie spotkałem innego wędkarza. Możecie wyobrazić sobie taką sytuację? 

  Już samo przygotowanie zanęty oraz jej ilość, wprawiły mnie w osłupienie. Mój przewodnik przygotował zanętę, która była dość powszechnie stosowaną w tamtych okolicach. Mieliśmy pojechać i zanęcić łowisko. Gdy przybyłem na miejsce spotkania, oniemiałem. Przed garażem, w którym trzymał motor, stały dwa, pełne po brzegi, wiadra ugotowanego grochu. I całą zawartość obu wiader wrzuciliśmy do wody. Oczyma wyobraźni widziałem, jak gruba warstwa grochu leży na dnie. Co ciekawe, czynność tę powtarzaliśmy przez trzy kolejne dni! Zawsze o brzasku. W jaki sposób potencjalne ryby miałyby znaleźć zakładane na haczyki przynęty? A jednak znajdowały. Brania leszczy, których waga oscylowała w granicach 3 – 4 kg, następowały w takiej częstotliwości, jak brania płoci. Trwało to zawsze około godziny, po czym leszcze znikały w toni jeziora, aż do dnia następnego. Do dziś pamiętam wygląd tych miedzianołuskich, jakby omszałych ze starości, pięknych ryb. Na taki sposób nęcenia w naszych wodach mogą sobie pozwolić jedynie posiadacze środków pływających, i to tylko wówczas, gdy nikt ich nie podpatrzy, bo i „pływających wędkarzy” jest dość dużo. Śmiem twierdzić, że pośród łowiących jest grupa „niebieskich ptaków”, którzy zaopatrzeni w lornetki śledzą poczynania wędkarzy, aby zająć miejsca, które przyniosły ryby innym łowiącym. 

  Drugim sposobem nęcenia i połowu ryb, który może przynieść dobre rezultaty, jest wędkowanie z „marszu”, i temu sposobowi warto się przyjrzeć. Tu również mamy kilka możliwości, które możemy zastosować.  W zależności od miejsca połowu, czy to będzie zbiornik z wodą stojącą, czy też rzeka, pojawią się odmienne metody przygotowania zanęt i sposobów ich podawania. Do wyboru wędkarza pozostanie również metoda połowu. Może dobrym sposobem byłaby metoda spławikowa? Feederowe łowienie, o ile zostanie potraktowane profesjonalnie, także może zaowocować pięknymi rybami. Co wybrać i od czego zacząć? Rzeka niesie trudniejsze wyzwania, więc od niej zaczniemy, a na początek metoda gruntowa. Nie ma sensu omawiać metod, których podstawowa zasada opiera się o działanie – zarzucić i… czekać. Tę pozostawmy tzw. szuwarkowcom. Dużo ciekawsza jest zasada aktywnego łowienia, budowania pola nęcenia i poszukiwania właściwego sposobu prezentowania przynęty, która skusi ostrożne wielkie leszcze. 
Pamiętać powinniśmy również zasadę – potwierdzają to zarówno naukowe, jak i praktyczne obserwacje - że tylko nocą, duże leszcze zbliżają się do brzegów. W ciągu dnia, przebywają zawsze na pełnej wodzie, w nurcie, z dala od dobiegających z nad brzegów przeróżnych odgłosów. Pamiętajmy, że ryby te mają swoje ścieżki żerowe, wzdłuż których odbywają wędrówki. Jedynym co może zmienić te codziennie powtarzane rytuały jest tarło, ale wówczas, jeśli jest w nas choć odrobina przyzwoitości, łowić ich nie powinniśmy. 

  Łowienie feederem jest jednym z najlepszych rozwiązań, gdy łowisko znajduje się w znacznej odległości od brzegu. Dodatkowym argumentem, przemawiającym na korzyść tej metody, jest rytmiczne podawanie zanęty w łowisko. Jeżeli opanujemy techniczne aspekty celnego zarzucania zestawu, osiągniemy oczekiwany efekt. 

  Zacznijmy od zanęty. Jeżeli naszym celem wyprawy wędkarskiej są duże leszcze, zanętę powinno się namoczyć wieczorem, w dzień poprzedzający wędkowanie. Pamiętajmy, że leszcze nie lubią sypiącej zanęty. W przeciwieństwie do płoci, które bardzo lubią poszukiwać w toni unoszone przez prąd rzeki cząstki zanętowe, leszcze stronią od takich miejsc. Dlatego praca leszczowej mieszanki musi być przygaszona. Aby taki efekt osiągnąć, dodaje się celowo glinę, która jeszcze bardziej przytrzymuje zanętę na dnie. Po pewnym czasie tworzy się w łowisku dywan, nad który napływają ryby. Zapewne wielu wędkarzy zauważyło, że po wrzuceniu w łowisko początkowych koszyków z zanętą, pierwsze pojawiają się małe leszczyki, płoteczki, krąpie itp. Dopiero po około godzinie, a często i dłuższym czasie oczekiwania, możemy spodziewać się brań większych ryb. Maluchy nagle znikają z łowiska, gdy w pobliżu pojawiają się większe ryby. 

  Bardzo ważny jest również dobór koszyka zanętowego, choć większość łowiących nie uważa tego zagadnienia za ważne. Dokładnie takie same zestawy, które stosowali na zbiorniku zaporowym, zarzucają do rzeki, uważając, że wszystko jest w najlepszym porządku. Tak nie jest. Na wodach płynących powinno stosować się koszyki o mniejszych oczkach, ponieważ ograniczają wymywanie zanęty. Koszyczki z większymi otworami  sprawdzą się jako podajniki jeziorowe. Pamiętajcie, duże leszcze to ryby bardzo płochliwe. W zawodach feederowych zakazano stosowania koszyczków o masie własnej mniejszej niż 15 gramów. 

  Warto zapamiętać zasadę: płytkie łowisko – koszyczki lekkie z dużymi otworami, akwen głęboki – koszyczki ciężkie o małych otworach. Bardzo rzadko wędkarze stosują specjalne koszyki do podawania białych robaków. Dlaczego tak się dzieje? Może to brak pozytywnych doświadczeń? Nie będzie jednak tych pozytywnych, gdy nie spróbujecie. 

Marek Grajek

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do