Dzień Matki przypadł w USA w tym roku 11 maja. Tutaj święto to obchodzone jest zawsze w drugą niedzielę maja. Oczywiście mamy też Dzień Ojca, który przypada w trzecią niedzielę czerwca, ale dzisiaj skupimy się na mamach.
Pogoda tego dnia była deszczowa i chłodna, ale restauracje pękały w szwach, by pomieścić wszystkie rodziny, które z mamami na czele czekały godzinę lub nawet dwie na stolik. Dzień Matki to najbardziej popularny dzień rodzinnego obiadowania w restauracji, na które to obiadowanie wydaje się około 3,51 mld dolarów; zaraz na następnej pozycji plasują się kwiatki dla mamy, na które młodsze i starsze dzieci wydają około 2,6 mld USD. Muszę z dumą podkreślić, że ja również znalazłam się w tej statystyce, bo obdarowana bukietem kwiatów, też czekałam przeszło godzinę na stolik wraz z synem, synową i moimi dwoma wnuczkami.
Czekając na ten restauracyjny stolik obserwowałam inne roześmiane i rozgadane rodziny. Mamy były w różnym wieku, od tych dwudziestoparoletnich z niemowlęciem na ręku, poprzez panie w średnim wieku, do osiemdziesięcioparoletnich staruszek otoczonych trzema lub nawet czterema pokoleniami najbliższych. Niektóre z młodych mam rzucały częste spojrzenia na błyszczące na palcu lub nadgarstku wyroby jubilerskie – z pewnością okolicznościowe prezenty (stanowią one 7,8 proc. rocznej sprzedaży biżuterii), inne mamy paradowały w sukienkach lub kostiumach, które zapewne zostały zakupione właśnie na tę okazję. I tutaj ciekawostka; w USA wielu dorosłych mężczyzn-synów kupuje swoim matkom w prezencie elegancką garderobę.
W idealnej harmonii rodziny zasiadały do stolików, zjadały obiad, a po obiedzie wszyscy wsiadali do swoich samochodów i odjeżdżali każdy w swoją stronę. Podsłuchałam nawet, że jedną z tych siwiutkich staruszek córka odwoziła do domu starców. Ktoś powie: Jakie to typowo amerykańskie – wygodnictwo i zimna obojętność”. Jeżeli porównamy tę sytuację do znanych nam standardów pod tytułem „co zrobić ze starzejącymi się rodzicami”, gdzie stara matka (czy ojciec) spędzają swoje ostatnie lata za przepierzeniem w mieszkaniu M-3, to na pewno o wygodnictwie mówić nie możemy. Wracając jednak do amerykańskich realiów, proponuję zamienić słowo „wygodnictwo” na „wygodę” i od razu zmienia nam się postać rzeczy. Starym rodzicom żyje się tam wygodnie, mają do swojej dyspozycji opiekę medyczną, sale rehabilitacyjne, stołówkę oraz różne rozrywki. A co do „zimnej obojętności”, to może się ona przydarzyć wszędzie, zarówno w nowocześnie wyposażonej instytucji, jak i w M-3.
Celowo poruszyłam trudny temat opieki nad starymi rodzicami w kontekście Dnia Matki. Celowo też podkreśliłam harmonię i dobre humory świętujących rodzin. Wspólny obiad w przyjaznej atmosferze rodzinnych opowieści i drobnych ploteczek znaczy to samo dla duszy, co pożywienie na talerzu znaczy dla ciała; to nasza duchowa strawa, którą winniśmy się tyle nacieszyć, aby wystarczyła do następnego rodzinnego obiadku. Niestety, pomiędzy tymi obiadkami toczy się normalne życie wraz z jego problemami; starzejemy się, stajemy się coraz słabsi, dokuczają nam choroby i wydaje się, że cały świat się od nas odwrócił. Amerykanie mają bardzo zdrowe podejście do starości. Wiadomo, że staremu człowiekowi należy zapewnić opiekę, więc wymyślono różne formy, warianty i sposoby tej opieki; od domów-szpitali dla staruszków przykutych do łóżka, poprzez hospicja, domy spokojnej starości, do świetlic, gdzie staruszka przywozi się rano i zabiera po południu, aż do zatrudnienia opiekunki lub opiekuna do opieki w domu.
Domy starców (nursing homes), których jest w USA ponad 17 tysięcy, nie tylko zapewniają pełną, 24-godzinną opiekę, ale także pozwalają na kontakty z ludźmi w tym samym przedziale wiekowym i o podobnych dolegliwościach i problemach. Niestety, opłaty za przebywanie w nursing homes są bardzo wysokie, średnio 5,000 USD na miesiąc. Wydawałoby się, że mało kto może sobie na to pozwolić, a jednak przebywa w nich 1,7 mln ludzi. Jest to możliwe poprzez rządowe dofinansowywanie. Sęk w tym, że aby zasłużyć na taką pomoc finansową, trzeba najpierw wydać wszystkie swoje oszczędności, posprzedawać domy i stać się nędzarzem – wtedy rząd przejmuje pałeczkę i opłaca pobyt w domu starców.
Bardzo ciekawym tworem są osiedla domków jednorodzinnych budowane tylko dla ludzi w wieku od 65 lat wzwyż. Są to przeważnie osiedla zamknięte, na ich terenie znajdują się sklepy spożywcze, ośrodek zdrowia, kryty basen i siłownia. Przepisy są bardzo rygorystyczne, przebywanie małych dzieci jest limitowane do tego stopnia, że nawet wnukom nie wolno zostać na noc u dziadków. Osiedla takie są bardzo popularne na Florydzie ze względu na ciepły klimat.
Inną popularną formą opieki nad starcami i nieznaną chyba w Polsce jest dzienna świetlica. Nazwę wymyśliłam sama, bo po angielsku nazywa się to adult day care, czyli dzienna opieka nad osobą dorosłą. Coś takiego jak przedszkole, tylko że dla osób starszych. Zawozi się tam rodzica z rana i odbiera po południu. Rodzic dostaje dwa posiłki, są zajęcia grupowe, jak np. chór lub kółko taneczne, są też ćwiczenia gimnastyczne. Koszt, w zależności od gamy oferowanych usług, waha się od 30 do 120 dolarów dziennie. Jest to najbardziej popularne rozwiązanie, więc lista oczekujących na wolne miejsce jest bardzo długa.
Nie wiem, ilu starszych ludzi pozostaje w domu i jest doglądanych przez dochodzących lub mieszkających na miejscu opiekunów, ale myślę, że kilka milionów. Polki są bardzo cenione i poszukiwane do tego rodzaju pracy. Wynagrodzenie wynosi od 300 do 500 dolarów na tydzień. Praca „na domku”, jak to się tutaj nazywa, to wieloraki zakres obowiązków – osoba do towarzystwa, kucharka, sprzątaczka, pomoc pielęgniarska, a także robiąca zakupy i wożąca podopiecznego do lekarza lub w inne miejsca.
Myślę, że nakreśliłam dość wyraźny obraz tego, jakimi formami opieki otaczają Amerykanie swoich starców. Wszystkie te formy mają jedną wspólną cechę – to opieka płatna, wykonywana przez osoby obce. Jest to koncept, który w Polsce ciągle oburza, ale proszę przez chwilę spojrzeć na to z innego punktu widzenia. Żyjemy w czasach, które wydłużyły lata pracy zawodowej (przynajmniej tak jest w Stanach) i które pozostawiają coraz mniej czasu na życie prywatne, więc z troską obserwując zanikające siły naszych starzejących się rodziców, staramy się im ulżyć w miarę naszych możliwości finansowych, bo lat – niestety – cofnąć się nie da. Znam lekarkę, polskiego zresztą pochodzenia, której mama, mając 84 lata, na własne życzenie wyprowadziła się do domu starców. Mama ta, kobieta bardzo energiczna i o bardzo pogodnym usposobieniu, miała tylko jeden problem – w domu starców nie pozwalali jej palić, a ona paliła 10 papierosów dziennie.
Matka to nasz cały świat, kiedy jesteśmy małymi dziećmi. I chociaż buntujemy się, gdy słyszymy: „Nie dostaniesz deseru, jeżeli nie zjesz obiadu” albo „ja ugotowałam twoje ulubione danie, a ty mówisz, że niedobre”, albo „nie rób min za moimi plecami, ja wszystko widzę” – to tak naprawdę bez matki jesteśmy bezradni i głodni. W późniejszych latach jakże często życie odwraca te role i nasze stare matki (i ojcowie) stają się bezradni bez naszej pomocy. Ale, proszę mamy, nieważna jest data urodzenia; każdy wiek ma przypisane do siebie radości – szukajmy tych radości, łapmy je i trzymajmy mocno. Życzę tego wszystkim Mamom, jak również mojej Mamie z ulicy Kazimierzowskiej.
Komentarze opinie