
Mija kolejny sezon wędkarski. Ten był zupełnie inny od wszystkich, bo silnie naznaczony ograniczeniami korona wirusowymi. W wielu kołach wędkarskich nie zrealizowano planów dotyczących zawodów, odwołano wiele imprez, a spotkania towarzyskie nad wodą stały się mniej liczne. Nie oznacza to, że nie było nas nad wodami. Byliśmy, bo w wielu miejscach zostawiliśmy dowody naszej obecności.
Na dość często odwiedzanej przez wędkarzy miejscówce, podczas mojego pobytu nad wodą w minionym tygodniu, posprzątałem nabrzeże. Nie lubię łowić w miejscu, w którym walają się śmieci po moich poprzednikach. Czuję się wówczas jakbym łowił na śmietniku, a nie na łownie natury. Uzbierany 60 litrowy worek zabrałem z nad wody. Jakież było moje zdziwienie, gdy w piątkowy poranek, zaledwie kilka dni później, znalazłem się w tym samym miejscu. Znowu śmieci! Na zdjęciu widoczna jest ich zaledwie część. Brak słów. Jak nazwać wędkarzy, którzy pozostawiają po sobie taki widok?
Grudniowe łowienie białorybu nie jest łatwe. Częste zmiany pogody z barometrem skaczącym jak oszalały, nie napawają nadzieją na liczne brania. Także zmniejszony metabolizm ryb sprawia, że niewiele potrzebują pokarmu. Brania są często bardzo delikatne, trudne do zaobserwowania. Wędkarze łowiący na lodzie wiedzą doskonale, że nawet dość duże płocie potrafią ledwo przesunąć antenkę spławika w przerębli. Podczas takiego łowienia każdy detal sprzętu, musi być perfekcyjnie dopasowany. Szczególną uwagę musimy zwrócić na antenkę spławika. Tu warto zatrzymać się nieco dłużej.
Każdy spławikowiec, który choćby otarł się o łowienie zawodnicze, wie doskonale z jakich materiałów wykonuje się antenki spławików. Te najdelikatniejsze, służące do łowienia „trudnych płoci” na jedną ochotkę, wykonywane są z metalu lub włókna szklanego. Samo wywarzenie takiego spławika wymaga użycia najmniejszych śrucin. Jego zastosowanie często jest jedynym rozwiązaniem na chimerycznie biorące ryby. Plastikowa antenka ma większą wyporność i ta różnica może nam utrudnić obserwacje brań. Jako ciekawostkę warto dodać, że wiele firm produkuje często jeden model spławika, ale z różnymi rodzajami antenek.
Zacząłem łowienie spławikiem z antenką plastikową. Wyporność 1 g wydawała się wystarczająco delikatna. Po półtoragodzinnym bezrybiu zacząłem się zastanawiać - czy ryby z jakiegoś powodu nie biorą, czy nie ma ich w łowisku? Po zanęceniu na początku czterema kulami zanęty Team Lake Fine wymieszanej z gliną w stosunku 1 do 2, nie chciałem dorzucać kolejnych porcji. Wychodziłem z założenia, że jeśli w pobliżu łowiska były jakieś ryby, wrzucenie kolejnych kul mogłoby je przestraszyć, a jeśli wstępne nęcenie ich nie pobudziło do żerowania, kolejne kule tego nie zmienią. Ewentualnego rozwiązania - o ile zadziała - należało szukać w wydelikaceniu zestawy. Łowiłem batem 5 m, problemu z zarzucaniem nie powinno być, pomimo zmiany spławika na jeszcze delikatniejszy. Żyłka główna 0,11 mm, spławik o wyporności 0,8 g ze szklaną, cienką antenką (chwilami miałem problemy z jej dostrzeżeniem), przypon 0,08 mm o długości 15 cm z haczykiem nr 22. Przy głębokości łowiska dochodzącej do 180 cm, opadanie zestawu (celowo rozłożyłem śruciny) zajmowało dość dużo czasu. Zanim zestaw się ustabilizował a przynęta znalazła na miejscu jej przeznaczenia, mijało kilkanaście sekund. Całość wygruntowana była na styku dna lub nieco nad nim, niewiele jednak więcej niż 1,5 - 2 cm. Rozłożenie ołowianych śrucin pozwalało spenetrować zestawem całą toń, od powierzchni aż po dno łowiska. Zakładałem, że może brania będą występowały w tzw. opadzie. Po zmianie zestawu czekałem około 15 minut na pierwszy kontakt z rybą. W pewnej chwili zauważyłem bardzo delikatne przesunięcie antenki po powierzchni. Nie przytopienie, wystawienie, ale właśnie przesunięcie, dosłownie kilkucentymetrowe. Po wyjęciu zestawu z wody, na robaku nie było żadnych śladów kontaktu z rybą. Po ponownym zarzuceniu nie odkładałem już wędki. Podobne branie powtórzyło się po kilku minutach. Tym razem jednak zaciąłem i poczułem przyjemny opór po drugiej stronie zestawu. Całkiem pokaźna płotka ukazała się na powierzchni wody. Brania następowały w przybliżeniu co 15 minut. Żadna ze złowionych ryb nie zatopiła bardzo delikatnej antenki. W sumie udało mi się złowić 7 płotek, i choć nie jest to pokaźny połów, uwierzcie mi, że każda z nich sprawiła mi tyle radości, jakbym złowił jakieś wielkie ryby. To było cudowne wędkowanie, w zupełnej ciszy i wspaniałej samotności. Gdyby nie gotowość do poszukiwania rozwiązań i zmiana zestawu, prawdopodobnie nie złowił bym nic. Oczywiście ryby w doskonałej kondycji wróciły do wody, a zebrane śmieci do pojemnika pod domem.
To już ostatnie w tym roku nasze spotkanie. Korzystając z okazji, składam wszystkim czytelnikom rubryki „Na ryby” życzenia Zdrowych i Pogodnych Świąt Bożego Narodzenia oraz Szczęśliwego Nowego Roku. Niech spełnią się wszystkie Wasze nie tylko wędkarskie życzenia.
Marek Grajek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie