Reklama

Pożyteczne bakterie zamiast zabójczej chemii

05/04/2017 11:58

W świetle najnowszych badań bakterie w ciele człowieka wcale nie są przypadkowymi niechcianymi gośćmi, z którymi mamy walczyć, lecz dobrze zorganizowaną społecznością doskonale nam służącą. Dzisiaj już wiemy, że należy je traktować jako organ, tak samo jak serce, nerki czy wątrobę. Ten nowo odkryty organ nazwano mikrobiomem. Bakteryjna zmiana świadomości przewróci do góry nogami nie tylko biologię i medycynę, ale także rolnictwo i prawo.

Jednym z mesjaszy tej nowej wiedzy, niestrudzenie ją głoszącym na licznych spotkaniach, wykładach i seminariach, jest Sławomir Gacka, twórca i właściciel firmy produkującej pożyteczne mikroorganizmy „Probiotics”.

– Na wielu wykładach pokazuje pan, że można i wręcz trzeba ograniczyć chemię, zarówno na polu, w ogrodzie, jak w domu czy w naszym organizmie. Proponuje pan w zamian wprowadzać probiotechnologię. Jak to się sprawdza w praktyce? Przecież gdy rozmawiam z przeciętnym rolnikiem, to prawie zawsze słyszę „jak nie posypiesz nawozu, to nie urośnie” albo „jak nie opryskasz, to robale zjedzą”.
– Samych tylko gospodarstw rolnych, które się przekonały do probiotechnologi, jest już w Polsce 50 tysięcy. Żeby było jasne, na razie nie mówimy tu o gospodarstwach ekologicznych, nie stosujących żadnej chemii, lecz o rolnikach silnie ograniczających chemię. Istnieje także duży ogólnopolski niesformalizowany ruch społeczno–gospodarczy pod nazwą Krąg Zdrowa Ziemia, czyli ludzi odchodzący od chemii w domu czy innych miejscach. Mamy też jeden z nowocześniejszych w Europie instytutów mikrobiologii w sąsiednim Turku, gdzie na 700 metrach kwadratowych laboratorium pracują urządzenia mikrobiologiczne z najwyższej światowej półki. Wracając do tych rolników, o których pan wspomniał, jestem w stanie wykazać, że te same plony można osiągnąć przy niższych kosztach, jeśli zastosuje się probiotechnolgię. Mało tego, jeżeli rolnik nie odstąpi od obecnej chemizacji rolnictwa, to jego koszty z roku na rok będą rosły, aż wkrótce przewyższą dochód ze sprzedaży płodów rolnych. Weźmy na przykład sady. W tej dziedzinie mamy za sobą 10 lat pracy. Przez pierwsze lata spotykaliśmy się z reakcjami typu „przyszedł ktoś i opowiada dyrdymały”. Jednak już od zeszłego roku wielu sadowników zauważyło, że mieliśmy rację. Koszty chemizacji wzrosły tak ogromnie, że sadownikom grozi bankructwo. Do tego odbiorcy zaczęli stosować laboratoryjne testy na zawartość sztucznych toksyn w owocach, odrzucając niektóre partie. Przypomnijmy, w zeszłym roku na kilkadziesiąt transportów polskich owoców pewnej grupy producenckiej Szwedzi wykryli toksyny w jednym tylko transporcie. To spowodowało, że wrócono całą polską dostawę. Katastrofalna strata. Do tego wybuchła wielka afera i antyreklama, gdyż sprawa była zgłoszona na forum europejskim. Jeden rolnik z tej grupy producenckiej użył zbyt dużo środków chemicznych. Być może nawet zastosował okres karencji. Jednak problem polega na tym, że chemii jest już tak dużo, że związki te zaczynają się kumulować.To nowe zjawisko. Jeżeli się nie koryguje technologii, nie używa biologii, nie używa się mikroorganizmów, to niestety, toksyny zaczynają się kumulować, czego ludzie nie przewidzieli. Tak jest w przemyśle paszowym, w hodowli i uprawach i zapewne w organizmie człowieka.

Więcej w Życiu Kalisza

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do