Reklama

Rowerem po Bałkanach

24/06/2009 11:56

Kaliszanin przejechał prawie 5 tysięcy kilometrów na rowerze w miesiąc

Wyjechał z Kalisza, by przez Ukrainę, Rumunię, Bułgarię i Grecję dotrzeć do Macedonii. Dalszy ciąg rowerowej wyprawy zaplanował przez Albanię, Czarnogórę i z powrotem do Polski. Herbert Galus już po raz trzeci wybrał się na samotną rowerową wyprawę

Niełatwe początki
Problemy zaczęły się już na samym początku wyprawy, kiedy Herbert Galus próbował przejechać przez polsko – ukraińską granicę. – Nie chcieli mnie przepuścić, bowiem było to przejście wyłącznie dla samochodów. Nie miałem wyjścia i musiałem coś wykombinować. Wpakowałem rower w samochód jednego z Ukraińców i w ten sposób przekroczyłem granicę. I... to był chyba mój największy błąd już na starcie, bo nie dostałem ukraińskiej karty pobytu. Miało to potem dość poważne konsekwencje – wspomina rowerzysta.
A rezultaty tego odważnego kroku rowerzysta poniósł już 30 km od granicy. Miał wówczas nieprzyjemne spotkanie z ukraińską Strażą Graniczną. – Strażnicy zatrzymali mnie chyba na sześć godzin, oczywiście za brak karty pobytu. W końcu przyjechał ich szef. Sprawę na szczęście udało się załagodzić – dodaje Herbert Galus.
Cóż z tego, skoro podobny problem powtórzył się na granicy z Rumunią. Na szczęście, podczas kontynuowania wyprawy kaliszanin nie miał już więcej tego typu problemów. Co oczywiście nie oznacza, że nie było ich wcale...

Przekorna pogoda i dzieci
W rozmowie dotyczącej wyprawy rowerowej najczęściej przewijają się dwa słowa: pogoda i góry. Podróżnik nawet nie wyobrażał sobie, że niepozornie wyglądająca wyprawa rowerowa może momentami zmieniać się w horror. – W Albanii miałem do przejechania raptem 200 km, ale pokonywałem je przez trzy dni. Górki są tam bardzo strome, a drogi przypominają  małe wiejskie dróżki. Nie da rady jechać pod górkę, bo jest zbyt stromo. Przez większość trasy musiałem prowadzić rower. Szybciej niż 15 km na godzinę z góry się nie zjedzie, nawet na zaciśniętych hamulcach, bo od razu można wywinąć fikołka.
Nie tylko górzyste albańskie tereny przerażały rowerzystę. – To jedyny kraj, w którym bałem się spać na polu, żeby mnie nie zabili.
Nawet w ciągu dnia nie było spokoju. Jadąc przez Albanię dopadały mnie grupki dzieciaków.  Wołali – „euro”. Starałem się nie zwracać na nich uwagi i jechać dalej, ale nie zawsze było to łatwe. Trudno jest uciekać rowerem pod górę. Kilkakrotnie zmuszony byłem się zatrzymywać. Dzieci oblegały mój rower. Wciąż wołały „euro”, dwóch z nich mnie zagadywało, a reszta - okradała bagaż umiejscowiony na rowerze. Nie było łatwo – mówi Herbert Galus.
Warunki atmosferyczne nie rozpieszczały podczas całej wyprawy. Po przekroczeniu granicy w Czarnogórze zaczął padać deszcz i ... nie przestał padać przez dwa kolejne tygodnie. – W ogóle nie suszyłem rzeczy. Nie było nawet w jaki sposób tego zrobić. (Do tej pory, już trzeci tydzień mam gorączkę). Temperatura powietrza spadła do 5 stopni. Mało tego – byłem kompletnie bez pieniędzy. Prosiłem ludzi, żeby zrobili mi chociaż kawę, a oni często zamykali mi drzwi przed nosem. To mnie jednak jeszcze bardziej motywowało do działania. (ab)

Więcej w Życiu Kalisza oraz na stronie www.zyciekalisza.pl w dziale "Fotoreportaże"

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Herbii - niezalogowany 2016-03-20 23:35:40

    Dzięki :) i tak będzie dalej i ostrzej :)

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    arla;) - niezalogowany 2009-06-27 11:59:38

    WOW!!! Herbert wielki szacunek za odwage kondycje i wytrwalosc;))) kiedy nastepna wyprawa??? heheee.....;)))

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do