
Dlaczego do kolizji drogowych, które nieraz okazują się banalnymi stłuczkami, wyjeżdża aż ośmiu czy dziesięciu policjantów i strażaków? – zainteresowali się nasi czytelnicy, którzy byli świadkami takich zdarzeń. Twierdzą oni, że interweniujące tak licznie służby niepotrzebnie tamują ruch i są dodatkową przeszkodą dla przejeżdżających obok kierowców.
Ilu policjantów powinno wyjeżdżać do kolizji czy wypadku drogowego i prowadzić działania na miejscu zdarzenia, a więc zwykle wprost na jezdni? – O ile wiem, nie ma przepisu ograniczającego liczbę funkcjonariuszy w takich przypadkach – wyjaśnia mł. asp. Anna Jaworska-Wojnicz, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Kaliszu. – Minimum to patrol, czyli dwie osoby. Ktoś robi pomiary, a ktoś inny w tym czasie musi kierować ruchem. Ale może też się zdarzyć, że tych funkcjonariuszy będzie więcej. Tak jest przy poważnych wypadkach, np. na drogach krajowych. Dodatkowi funkcjonariusze organizują wtedy objazdy. Są też potrzebni, gdy np. ktoś z uczestników zdarzenia jest nietrzeźwy i trzeba go odwieźć. Tak więc sytuacje są przeróżne, w zależności od skali zdarzenia – dodaje A. Jaworska-Wojnicz. – Mamy procedury, które mówią, że do zdarzeń drogowych należy dysponować dwa samochody, bo jeśli choć jedna osoba jest poszkodowana, to ratowników musi być sześciu – mówi asp. Szymon Zieliński z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Kaliszu.
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie