
Kolejny zawód przeżyli kibice piłki ręcznej w Kaliszu, którzy przyszli na mecz PWSZ Szczypiorno z ŚKPR Świdnica. Jeśli się przegrywa takie mecze, trudno myśleć o jakiś ambitnych celach
Kilka dni przed tym spotkaniem okazało się, że zespół Szczypiorna opuści kolejny zawodnik, którego klub pozyskał latem. Po Rafale Walczaku do Grunwaldu Poznań wrócił Artur Guraj. Obaj zawodnicy rozstali się z kaliskim klubem, mimo że jeszcze nie tak dawno zapowiadali z nim walkę nawet o miejsce premiowane awansem do I ligi. Teraz o realizacji takiego celu trudno w ogóle mówić, gdy zespół przegrywa nie tylko z rywalami z górnej ligowej półki, ale także z rywalami, którzy sami się dziwią, że pokonali zespół z Kalisza. Tak było w przypadku porażki w Dzierżoniowie, tak było też w Winiary Arena w meczu ze Świdnicą. Goście chyba nie spodziewali się, że tak łatwo im pójdzie w spotkaniu z rywalem, który stawiany był w gronie zespołów kandydujących do awansu. Do 15 minuty spotkania wydawało się, że kaliszanie powoli będą uzyskiwać coraz większą przewagę bramkową, bowiem po golu Michała Krygowskiego wyszli wreszcie na dwubramkowe prowadzenie (8:6). Jednak od tego momentu wszystko się zepsuło w kaliskiej drużynie. Goście rzucili pięć bramek z rzędu, w czym duża „zasługa” zaskakująco słabo grającej defensywy Szczypiorna. To miał atut naszej drużyny i przez wiele spotkań nim był, ale ostatnio został zupełnie zatracony. Podopieczni Witolda Rojka szczególnie nie mogli sobie poradzić z powstrzymaniem Kamila Herudzińskiego. Niewiele się też udawało w ofensywie, nawet wówczas, gdy kaliszanie strzelali z idealnych pozycji. Zespół ze Świdnicy mógł też liczyć na swojego bramkarza, Marcina Młoczyńskiego, broniącego z wielkim wyczuciem i szczęściem. Trener Witold Rojek próbował zmian pozycji swoich graczy, ale i to nie pomogło, a niektórzy zawodnicy zupełnie gubili się na boisku. W drugiej połowie przewaga gości dochodził do siedmiu, ośmiu bramek (12:19, 23:31), a pod koniec spotkania omal nie doszło do zupełnego blamażu gospodarzy, którzy przegrywali aż 24:34. Robił, co mógł Paweł Dutkiewicz, który zdobył 10 goli, ale jeszcze lepszy był Marek Mrugas, który po przerwie okazał się katem kaliszan. Po tej porażce kaliszanie znów osunęli się w ligowej tabeli i niewiele wskazuje na to, że zdołają odrobić straty do czołówki. Trener Witold Rojek był wyraźnie podłamany tą przegraną i przyznał po meczu, że był to jeden z najgorszych meczów jego drużyny nie tylko w tym sezonie. Zapewne przyczynami tej przegranej i postawą całej drużyny zajmie się zarząd klubu, bowiem namnożyło się sporo niejasności wokół II-ligowego szczypiorniaka w Kaliszu.
– Staraliśmy się zrobić wszystko, aby ten zespół grał jak najlepiej tylko potrafi. Wszystko było na jak najlepszej drodze. Dlatego teraz takie porażki jak dzisiejsza muszą boleć. Nie chcę tak na gorąco oceniać przyczyn tej sytuacji. Są one na pewno złożone i trzeba je skrupulatnie przeanalizować. Dotyczy to zarówno zawodników jak i sztabu szkoleniowego. Nie może natomiast być tak, że jedni przesuwają odpowiedzialność za niepowodzenia na drugich – stwierdził kierownik drużyny Szczypiorna, Andrzej Spychała.
Sympatycy piłki ręcznej w Kaliszu liczyli na stałe postępy II-ligowej drużyny i skuteczną walkę o awans do I ligi. Być może jednak zbyt dużo oczekiwaliśmy od tej grupy zawodników, której jednak ciągle brakuje wiele jako zespołowi. Trzeba też mieć świadomość, że zarząd klubu ma takie, a nie inne możliwości budowania drużyny i zapewnienia jej godziwych warunków. Na razie sukcesem jest reaktywowanie piłki ręcznej na poziomie ligowym i występy w II lidze. Za sukces trzeba uznać także utrwalenie systemu szkolenia młodych szczypiornistów, co przyniosło zaskakująco szybkie efekty. Świadczy o tym kolejna wygrana w rozgrywkach wojewódzkich zespołu młodzików UKS Nike, mająca szansę awansu do ćwierćfinałów mistrzostw Polski w tej kategorii wiekowej. (dd)
Wyniki w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie