System przymusza nas do szczepień, ale za konsekwencje nie bierze odpowiedzialności
Artykuł 16 Ustawy o Rzeczniku Praw Pacjenta stwierdza wyraźnie, że „pacjent ma prawo do wyrażenia zgody na udzielenie określonych świadczeń zdrowotnych lub odmowy takiej zgody”. Również przepisy Unii Europejskiej nie pozostawiają wątpliwości, że „niedopuszczalna jest ingerencja w zdrowie obywatela bez jego wyraźnej zgody”. Dlaczego zatem polskie organy administracji tak zawzięcie ścigają osoby, które w trosce o zdrowie swych dzieci rezygnują ze szczepień? Czyżby szczepienie nie było świadczeniem zdrowotnym?
Półroczną Basię do szpitala przywieźli rodzice z objawami zapalenia płuc. Ponieważ jednak stan dziecka się pogarszał, a lekarze nie potrafili pomóc, dziewczynkę przewieziono do szpitala specjalistycznego. Niestety, dziecko zmarło. Prokuratura w śledztwie ustaliła, że na stan zdrowia dziewczynki mogła mieć wpływ zintegrowana szczepionka, którą otrzymała dwa dni wcześniej.
Szczepionka 6 w 1 (przeciw polio, błonicy, tężcowi, WZW B, hib i krztuścowi) była przyczyną śmierci łóżeczkowej
4-miesięcznej dziewczynki. „U dziecka bardzo szybko zaczął się pojawiać szereg objawów związanych ze szczepieniem. Ból, całkowita utrata apetytu, zakłócenia rytmu snu i czuwania oraz inne”.
Pierwszy z tych przypadków wydarzył się w Polsce, w Kutnie, drugi we Włoszech. W tym drugim sędzia dostrzegł związek przyczynowy między szczepionką i śmiercią dziecka i zasądził rodzinie odszkodowanie w wysokości 200 tys. euro i 700 euro miesięcznie renty. Finału sprawy z Kutna nie znamy, ale polskie prawo nie dostrzega korelacji i nie przewiduje odszkodowań z tego tytułu.
Oczywiście naiwnością byłoby twierdzić, że to jedyne przypadki śmierci dzieci po zastosowaniu szczepionek. W internecie znajdziemy takich opisów mnóstwo.
W medycynie znane jest zjawisko ukrywające się pod angielskim skrótem SIDS (Sudden Infant Death Syndrome), tłumaczone jako Syndrom Nagłej Śmierci Łóżeczkowej – koszmar młodych rodziców, który ni stąd ni zowąd, bez przyczyny, dopada potomka. Palec Boży! Tymczasem badająca zjawisko dr Viera Scheibner ustaliła, że za 95% przypadków „nagłych i niespodziewanych, niedających się wyjaśnić zgonów dziecka w pierwszym roku życia” odpowiedzialne są... szczepionki.
Już w 1975 roku japońscy lekarze i decydenci dostrzegli związek między SIDS a szczepionkami, dlatego termin pierwszego, dobrowolnego szczepienia u dzieci przesunięto na okres dwóch lat od urodzenia. Okazało się, że wkrótce problem przestał istnieć.
Po kilkunastu latach, w 1988 roku, japońskim rodzicom dano wybór – mogli zaszczepić dziecko już po 3 miesiącach, ale nagle liczba SIDS wzrosła 4-krotnie (źródło: profilaktykazdrowotna.pl).
W tym czasie, czyli w okresie pierwszych dwóch lat życia dziecka, kiedy Japończycy zabraniają jakichkolwiek szczepień, mały Polak otrzymuje (uwaga!) aż 26 szczepionek. Dwie pierwsze, przeciw WZW typu B oraz przeciw gruźlicy, już w pierwszej dobie życia!
A jeśli dla „świadomego” rodzica w Polsce 26 szczepionek dla jego pociechy to mimo wszystko mało, to może malucha zaszczepić dodatkowo przeciw pneumokokom, ale już odpłatnie.
(Portal onalubi.pl ocenia, że dwie trzecie dzieci, które zmarły z powodu nagłej śmierci łóżeczkowej, było szczepionych przed śmiercią przeciwko DPT [błonicy-krztuścowi-tężcowi]. Spośród nich 6,5% zmarło w ciągu 12 godzin po szczepieniu; 13% w ciągu 24 godzin; 26% w ciągu 3 dni; oraz 37%, 61% i 70% w ciągu 1, 2 i 3 tygodni).
W związku z tym pojawia się pytanie: czym różni się mały Japończyk, Niemiec, Szwed czy Brytyjczyk od małego Polaka? Dlaczego Polak musi być intensywnie szczepiony, a Japończyk nie? Czy polscy lekarze są tak mądrzy, a japońscy, niemieccy, brytyjscy, szwedzcy to idioci i ignoranci?
Czy w związku z tym, że japońskie maluchy nie są szczepione do 2. roku życia, w Kraju Kwitnącej Wiśni mamy do czynienia z epidemiami?
Plaga autyzmu
Jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu stwierdzenie, że szczepionki mogą szkodzić lub zabić, byłoby uznane za herezję. W powszechnym przekonaniu były wielkim dobrodziejstwem, epokowym przełomem, który pozwolił ludzkości uporać się z trapiącymi ją plagami, zarazami i pomorami. Dziś jest inaczej. Lawinowo rosną szeregi organizacji antyszczepionkowych, krytycznych lekarzy, pełen krytycznych publikacji jest internet, powstaje coraz więcej krytycznych artykułów w czasopismach, książki. Szczepienia ukazują drugie, brzydkie oblicze. Po kilkudziesięciu latach zaczyna przemawiać statystyka.
Dr Jerzy Jaśkowski, jeden z tych nielicznych lekarzy, którzy nie obawiają się środowiskowego ostracyzmu, zemsty koncernów farmaceutycznych i izb lekarskich, wykazuje, że szczepionki są odpowiedzialne m.in. za dramatyczny wzrost autyzmu. Przy czym właśnie dane statystyczne pokazują, że odsetek chorych jest większy w tych krajach, gdzie istnieje przymus szczepień. Np. w USA. Jak twierdzi Jaśkowski, w Stanach Zjednoczonych dzięki staraniom dr Briana Hookera, profesora na Uniwersytecie Simson, oraz zaangażowaniu grupy senatorów przemysł farmaceutyczny został zmuszony do ujawnienia dokumentów, z których wynika niezbicie, że preparat rtęciowy (tiomersal) zawarty w szczepionkach uszkadza mózg i jest jednoznaczną przyczyną zaburzeń zwanych autyzmem. O czym doskonale wiedzieli producenci i sprzedawcy szczepionek.
– Z ujawnionych dokumentów wynika, że szczepione dzieci są aż 8-krotnie częściej narażone na autyzm niż nieszczepione – twierdzi Jaśkowski.
Jego opinie potwierdza prof. Maria Dorota Majewska z Instytutu Psychiatrii i Neurologii. „Rtęć jest neurotoksyczna, kardiotoksyczna, epatoksyczna, nefrotoksyczna, immunotoksyczna, kancerogenna. Powoduje zaburzenia rozwojowe u dzieci, choroby neurodegeneracyjne u dorosłych (Parkinsona i Alzheimera) oraz degeneracyjne zmiany w systemach reprodukcyjnych kobiet i mężczyzn, upośledzając ich zdolności rozrodcze oraz uszkadzając potomstwo” – pisze Majewska w liście do Zarządu Polskiego Towarzystwa Wakcynologii. Warto przypomnieć, że prof. Majewska jest cenionym neurobiologiem, przez 25 lat pracowała na czołowych uczelniach w USA, m.in. Harvarda i Missouri, oraz w Narodowym Instytucie Zdrowia. Po powrocie do Polski prowadziła badania dla Komisji Europejskiej nad biologią autyzmu i potencjalną rolą thimerosalu (tiomersalu) w patogenezie tej choroby.
Trudno więc odmówić jej wiedzy i kompetencji.
Prof. Majewska ocenia, że kilkunastokrotny(!) wzrost zachorowań na choroby psychoneurologiczne (autyzm, ADHD, upośledzenie umysłowe, padaczka i inne) w ciągu ostatnich dwóch dziesięcioleci jest spowodowany związkami rtęci, które zawierały wprowadzane w latach 90. szczepionki (m.in. WZW typu B). Za bezpieczną dla dziecka uznaje dawkę 0,1 µg/kg/dzień, tymczasem „łączna jej ilość, którą jednorazowo wstrzykiwano niemowlętom w 3 szczepionkach – DTP, Hib i Hep B – wynosiła 62,5 µg, co dla 5-kilogramowego niemowlęcia 125 razy przekraczało bezpieczne dawki!”.
Reasumując. Od 1975 roku liczba zachorowań na autyzm w USA wzrosła stukrotnie! O ile 40 lat temu na chorobę tę zapadało jedno dziecko na 5000, to obecnie notuje się jeden przypadek na 50 urodzeń. Przy tym warto zwrócić uwagę, że wśród amerykańskich Amiszów, którzy nie uznają „zdobyczy cywilizacji”, a więc i współczesnej medycyny, zachorowań na autyzm nie notuje się w ogóle! Przypadek?
A jak jest w Polsce? Niestety, brak wiedzy na ten temat, ponieważ pomimo obowiązku rejestracji Niepożądanych Odczynów Poszczepiennych (NOP) praktycznie nikt takiej rejestracji nie prowadzi. Prof. Majewka ocenia jednak, że w Polsce na autyzm choruje ok. 150 tys. dzieci.
Ale nie tylko autyzm jest konsekwencją masowych szczepień. Doktor Jaśkowski przypomina, że w Polsce od lat 60. rozprowadzana była szczepionka przeciw polio skażona rakotwórczym wirusem SV-40. Podawano ją polskim dzieciom do połowy lat 80. Już w 1960 roku jeden z amerykańskich lekarzy, zeznając przed komisją kongresu USA, przewidywał, że w krajach Europy Środkowej z tego powodu wybuchnie prawdziwa epidemia nowotworów. Mylił się?
Szczepionkowa hekatomba
Dla zdecydowanej większości społeczeństw ciągle aktualna jest, obowiązująca od początków XX wieku, teoria tzw. „odporności stadnej”, która zakłada, że choroby zakaźne znikną, jeśli zaszczepione zostanie 95% populacji. „Tą teorią fałszywie tłumaczono spadek zachorowań i śmiertelności z powodu chorób zakaźnych w drugiej połowie XX wieku” – twierdzi prof. Majewska. Tymczasem, jej zdaniem, dane demograficzne wykazały jasno, że już od początków XX wieku, a więc jeszcze przed umasowieniem szczepień, systematycznie spadała liczba zachorowań i zgonów na choroby zakaźne, a zadecydowały o tym: polepszenie warunków życia i higieny, upowszechnienie kanalizacji i polepszenie dostępu do czystej wody, poprawa odżywiania i edukacji. (Patrz również: „Szczepienia – niebezpieczne, ukrywane fakty”. Wydawnictwo Idea Contact).
Natomiast wprowadzenie szczepień – przeciwnie. – Nie jest zaskoczeniem fakt, że wybuchy epidemii chorób podczas ostatnich 100 lat prawie zawsze miały miejsce po zastosowaniu szczepień – ocenia dr Jaśkowski i podaje przykłady.
Lata 1871-1872, Anglia. 98% populacji zostało zaszczepione przeciw ospie. Skończyło się tym, że wybuchła epidemia ospy, która pochłonęła 45 tys. ofiar. Wyjątkiem było miasto Leicester, w którym nie podano szczepionki.
Niemcy, lata 1940-45. 96% populacji zostało zaszczepione przeciw dyfterytowi. Poziom zachorowań wzrósł z 40 tys. do 250.000 przypadków.
W 1967 roku Ghana po zaszczepieniu 96% mieszkańców obwieściła koniec zachorowań na odrę. Kilka lat później Ghanę nawiedziła największa epidemia odry w historii kraju, z najwyższym poziomem śmiertelności spośród dotychczasowych epidemii. Takich przykładów jest wiele.
Podobnie współczesne statystyki wskazują wyraźnie, że w krajach, w których stosuje się 2-3 razy mniej szczepień niż w USA czy Polsce i w których są one dobrowolne (czyli w krajach Europy Zachodniej i Japonii), odsetek dzieci autystycznych, wskaźniki umieralności niemowląt i zachorowalność na wiele innych chorób, w tym nowotworowych, jest znacznie niższy.
Kondominia koncernów farmaceutycznych
W Polsce po 1989 roku zmieniło się wiele, ale jedno z pewnością nie – w kwestii szczepień nadal obowiązuje opresyjny przymus rodem z PRL. I nawet wstąpienie do UE oraz przyjęcie unijnego prawodawstwa nic w tej kwestii nie zmieniło. Polska jest jednym z 9 krajów europejskich, w których obowiązuje totalitarny przymus. Obok naszego kraju są to: Czechy, Słowacja, Węgry, Łotwa, Rumunia, Bułgaria i Słowenia. Do tego grona należy również Grecja. Widać więc wyraźnie, że zdecydowana większość to kraje o komunistycznej przeszłości.
W 4 krajach obowiązkowe są jedynie pojedyńcze szczepionki: Francja (błonica, tężec, polio), Belgia (polio), Włochy (błonica, tężec, polio, WZW B) oraz Malta (błonica, tężec, polio).
Natomiast w pozostałych 18 krajach europejskich, czyli Portugalii, Hiszpanii, W. Brytanii, Irlandii, Islandii, Norwegii, Szwecji, Finlandii, Niemczech, Holandii, Luksemburgu, Szwajcarii, Austrii, Estonii, Litwie, Danii oraz na Cyprze, nie są obowiązkowe, natomiast refundowane przez państwo.
Polskim problemem, oprócz ewidentnej opresji, jest zdaniem Majewskiej również stosowanie archaicznych, niestosowanych nigdzie w UE niebezpiecznych szczepionek. Do takich zalicza m.in. szczepionkę przeciw krztuścowi (DTP), zawierającą żywe kultury bakterii i powodującą zachorowania na tę chorobę i liczne przypadki śmierci łóżeczkowej, oraz OPV, odpowiedzialną za przypadki paraliżu nie tylko szczepionych dzieci, ale również groźną dla otoczenia. Obie jej zdaniem powinny zostać natychmiast wyeliminowane.
Natomiast decyzja „szczepić czy nie” powinna bezdyskusyjnie należeć wyłącznie do rodziców – w oparciu o rzetelne informacje na temat NOP i wiedzę o chorobach zakaźnych. Tymczasem państwo zmusza rodziców do szczepienia swych dzieci pod groźbą kar, uchylając się jednocześnie od jakiejkolwiek odpowiedzialności w przypadku wystąpienia negatywnych objawów. Ciągle słyszymy przy tym, że szczepionkowy przymus to normalny, światowy standard. Czy aby na pewno?
„W 1997 roku, za prezydentury Borysa Jelcyna, parlament rosyjski zaproponował zwołanie ogólnokrajowej konferencji dotyczącej szczepień. Wzięli w niej udział lekarze, prawnicy i urzędnicy. Efektem rozmów było zniesienie przymusu i obowiązku szczepień w Rosji, jako całkowicie nieefektywnego i społecznie szkodliwego procederu” (A. Kotok, „Bezlitosna immunizacja, prawda o szczepionkach”, Hartigramma, W-wa 2015, s. 15).
Warto zwrócić uwagę na fakt, że w powszechnej świadomości Rosja ma reputację kraju niedemokratycznego, wręcz autorytarnego.
W czasie gdy w Rosji zdejmowano ze społeczeństwa szczepionkowe kajdany, w Polsce, kraju (ponoć) demokratycznym, sprawy szły dokładnie w odwrotnym kierunku – systematycznie rozszerzano kalendarz szczepień.
Przy czym decyzje o dodaniu nowych szczepionek „zawsze zapadały z dala od mediów i opinii publicznej” – czytamy w przedmowie do „Bezlitosnej immunizacji...”
W 2012 roku wprowadzono szereg kolejnych, niekorzystnych zmian. Rozszerzono definicję choroby zakaźnej, przyznano głównemu inspektorowi sanitarnemu uprawnienia do ogłaszania stanu epidemii, co wcześniej było prerogatywą ministra zdrowia, oraz dano urzędnikom wolną rękę w postępowaniach administracyjnych.
Jednocześnie nie przyjmowano do wiadomości żadnych apeli środowisk antyszczepionkowych o wprowadzenie odszkodowań dla ofiar powikłań poszczepiennych. Odszkodowania takie funkcjonują w 12 europejskich krajach oraz w USA, Tajwanie, Japonii, Korei Płd., Nowej Zelandii i Kanadzie (Quebec). Za powikłania poszczepienne płaci też Rosja. Na wyróżnienie zasługują również Węgry i Słowenia, które co prawda zmuszają do szczepień, ale przynajmniej przyznają się do błędów. Polska natomiast zmusza i nie płaci.
O tej swoistej asymetrii w relacjach system – pacjent w kontekście szczepień mówił w audycji w radiowej Jedynce poseł Jerzy Kozłowski (Kukiz `15), który zwrócił uwagę na fakt, że system zmusza obywateli, często wbrew ich woli, do szczepień, natomiast uchyla się od odpowiedzialności w przypadku negatywnych konsekwencji.
W kontekście zagadnienia porażająca jest hipokryzja środowiska medycznego, które generalnie stoi na stanowisku „szczepić na wszystko i wszystkich”. Tymczasem, jak podaje Przemysław Cuske we wstępie do polskiego wydania „Bezlitosna immunizacja, prawda o szczepionkach” (Ogólnopolskie Stowarzyszenie Wiedzy o Szczepieniach STOP NOP), powołując się na dane NIZP PZH, „liczba szczepiących się osób ze środowiska medycznego jest wyjątkowo niska i wynosi około 5- 6%”. Bez komentarza.
9 milionów NOP-ów, ok. 100 tys. zgonów, ponad 200 tys. trwałych okaleczeń, milion hospitalizacji. To oficjalne dane VAERS, amerykańskiej bazy danych zarządzanej przez rządową agencję Centrum Kontroli Chorób, do której lekarze i rodzice zgłaszają niepożądane powikłania poszczepienne. Liczby ukazują konsekwencje stosowania przymusu szczepień w USA. W przypadku Polski możemy jedynie spekulować przez analogię.
Zdrowie? Nie, pieniądze
W 2008 roku z polskiego prawa wycofano zapis o karaniu osób uchylających się od szczepień. Jednak w praktyce nic się nie zmieniło. Sanepidy wciąż ścigają te osoby, które nie chcą szczepić swoich dzieci, nie chcą narażać ich zdrowia i życia. Z różnych powodów.
Piotr i Monika zanim zostali rodzicami uwierzyli antyszczepionkowym publikacjom i opinii prof. Majewskiej, której zdaniem „...ryzyko poważnych powikłań lub zgonu po szczepieniach jest obecnie znacznie większe niż ryzyko zachorowania na którąś z łagodnych i łatwo uleczalnych chorób zakaźnych”. Owoce ich związku, dwuletni Marcin i półroczny Jacek, nie byli szczepieni, znakomicie się rozwijają i co najważniejsze – nie chorują.
To nic niezwykłego. Empirycznie wykazali to Niemcy i Holendrzy w 2011 roku, poddając badaniu grupę 7724 dzieci. Wniosek był jeden – dzieci nieszczepione są znacznie zdrowsze niż szczepione.
W przypadku Krzysztofa z Kalisza o odmowie szczepienia najmłodszego synka zadecydowały złe doświadczenia po szczepieniu starszych dzieci.
– W pewnym momencie wystąpiły bardzo poważne objawy. Zgłosiliśmy się do szpitala. Lekarz spytał, czy wiemy, co to jest. Oczywiście ani żona, ani ja nie kojarzyliśmy choroby dzieci ze szczepionkami. Wyjaśnił, że objawy takie to konsekwencja szczepionki BCG (przeciw gruźlicy), ale problem zbagatelizował, stwierdzając, że jest to nagminne. Takiego właśnie określenia użył. Prosił, żeby obserwować, czy nie drętwieje nóżka lub rączka. Powiedział, że może być sparaliżowana kończyna. Byliśmy przerażeni – wspomina i dodaje: – Czy myślący człowiek, ojciec, matka, może pozwolić na coś takiego? Kiedy pojawiło się trzecie dziecko nie było już mowy o szczepieniach – podkreśla.
Najważniejszym argumentem zwolenników szczepień jest ten, jakoby nieszczepieni zagrażali szczepionym, co oczywiście jest kpiną z logiki. „Jeśli szczepienia są cokolwiek warte i chronią przed chorobami (na co nie ma dowodów), to szczepieni nie powinni się obawiać, że się zarażą. Skoro się boją, to okazują, że sami nie wierzą w skuteczność szczepień. Po co się w takim razie szczepią?” – pyta retorycznie prof. M.D. Majewska.
Krzysztof przywołuje kolejny przykład. – Są osoby, które ze względów zdrowotnych nie mogą być szczepione, a jakoś nie powodują epidemii. Poza tym tzw. obowiązek szczepień dotyczy wyłącznie dzieci i młodzieży, a przecież starsi również mogą zarażać. Dlaczego tego nikt nie bierze pod uwagę? Jak wyjaśnić to, że jeśli kogoś stać na płacenie wysokich grzywien, to sanepidy dają mu spokój, nie przejmując się, że społeczeństwo „zaraża” nieszczepiony osobnik?
– Szczepienia dotyczą tylko i wyłącznie dzieci, ponieważ próba szczepienia dorosłych w 1918 roku zaowocowała masową epidemią tzw. hiszpańskiej grypy, która pochłonęła 20 milionów ofiar (warto podkreślić, że zniszczona jak inne kraje Europy, Polska uniknęła ofiar, ponieważ... nie było masowych szczepień – przyp. pp) – twierdzi dr J. Jaśkowski. Mnoży argumenty podważające sens szczepionek:
– Dziecko przez okres karmienia otrzymuje przeciwciała od matki, czyli jest uodpornione. A mimo to w tym okresie wstrzykuje mu się ponad 20 szczepionek.
– Przeciwciała po szczepieniach znikają po 4-7 latach. Czyli populacje 20-60 latków są według zwolenników szczepień nieuodpornione. Pomimo to żadnych epidemii nie ma.
– Brak metody badania dzieci w pierwszej dobie po urodzeniu, w celu określenia, jakie przeciwciała dziecko już posiada od matki. W tej sytuacji szczepienie takiego dziecka jest świadomym narażaniem go na chorobę.
– Brak jakichkolwiek danych epidemiologicznych, które potwierdzałyby celowość wprowadzania danej szczepionki. Dotyczy to takich chorób, jak świnka, odra czy różyczka oraz pneumokoki. Etc, etc. Skoro zatem nie chodzi o zdrowie, to o co?
– To, że przemysł farmakologiczny żyje z chorych, nie jest żadną tajemnicą. [...] Jedynym uzasadnieniem szczepienia dzieci jest chęć zysku producentów i tzw. przedstawicieli Zdrowia Publicznego – ocenia lekarz.
Również prof. Majewska nie ma złudzeń, że to nie zdrowie obywateli motywuje proszczepionkowe środowiska. „Informacje o systemowej korupcji koncernów farmaceutycznych coraz częściej pojawiają się w światowych mediach. Szacuje się, że ok. 20% przestępstw korporacyjnych popełnianych jest przez te firmy. Mamy tu do czynienia z fałszowaniem wyników badań, publikowaniem sfabrykowanych, kłamliwych publikacji – często z badań, które nie zostały wykonane, z oszukiwaniem urzędów zatwierdzających leki, lekarzy i pacjentów co do bezpieczeństwa i skuteczności leków, ukrywaniem dowodów ich szkodliwości, wręczaniem łapówek lekarzom i urzędnikom medycznym, by przepisywali i zalecali konkretne leki, z oszukiwaniem ubezpieczycieli, przekupywaniem i niszczeniem producentów tańszych leków, terroryzowaniem lekarzy, naukowców, dziennikarzy, którzy ośmielają się krytykować te praktyki itd.”.
I choć lawinowo rosną kwoty odszkodowań, jakie koncerny muszą płacić poszkodowanym (w latach 2004-2012 było to ok. 17 miliardów dolarów), to tylko i tak ułamek kosztów wyrządzonych szkód. O zyskach nie wspominając.
Zlikwidować przymus
Precedensowe wyroki Naczelnego Sądu Administracyjnego oraz wojewódzkich sądów administracyjnych w sprawach odmowy szczepień wykazały, że skuteczna walka z opresyjnym systemem jest możliwa. Do tego jednak potrzeba determinacji oraz minimum wiedzy prawniczej. Ci nieliczni, którzy decydują się na konfrontację z systemem, wskazują m.in. na zapis w ustawie o prawach pacjenta, który wyraźnie mówi, że każdy zabieg medyczny wymaga świadomej zgody. A czym innym jest podanie szczepionki? Również przepisy UE stanowią, że niedopuszczalna jest ingerencja w zdrowie obywatela bez jego wyraźnej zgody.
– Nikt nie powinien godzić się na szczepienie, zanim nie przeczyta pełnej firmowej ulotki o składzie danej szczepionki i o NOP-ach, jakie może ona powodować. Żaden urząd nie ma prawa zmuszać rodziców do zabiegów medycznych, które mogą trwale okaleczyć lub zabić ich dzieci. Przed tym broni polskich obywateli Konstytucja – przekonuje prof. Maria D. Majewska.
Mimo to odmawiający szczepień rodzice są ścigani przez organy państwa.
– Ustawa o prawach pacjenta wyraźnie mówi, że nie można zmuszać kogokolwiek do zabiegu medycznego wbrew jego woli. Chroni nas Konstytucja oraz prawo międzynarodowe. Np. Karta Praw Podstawowych UE. Jest mnóstwo takich przepisów. Ale prawo swoje, a rzeczywistość swoje. Urzędnicy odpierają zarzuty, twierdząc, że nie chcą szczepić na siłę, ale „wywrzeć presję”, a według nich to co innego. W 2008 roku powstała ustawa, z której usunięto zapis o karach. To dawało nadzieję na koniec tego szczepionkowego terroru – mówi Justyna Socha, wiceszefowa stowarzyszenia STOP NOP. – Niestety, szybko przekonaliśmy się, że grzywny nadal są nakładane. To oczywiście jest bezprawne, co już dwukrotnie udało się udowodnić. Chodzi o wyroki NSA i WSA w sprawie rodziców odmawiających szczepień. Ale urzędnicy ciągle wyszukują nowe ścieżki. Obecnie to wojewodowie nakładają grzywny, od 100 do 5000 złotych za jedno dziecko, na rodzica. W przypadku rodziny wielodzietnej może to być nawet ok. 20.000 złotych – wylicza J. Socha.
– Urzędnicy twierdzą, że nie jest to kara, ale grzywna w celu przymuszenia, która zostanie anulowana w momencie, kiedy rodzic podda dziecko szczepieniu.
Niektórzy kapitulują, ale coraz więcej uznaje, że zdrowie i życie dziecka jest ważniejsze niż perspektywa sprawy sądowej czy grzywny.
– Rodzice nie powinni się bać, bo ten system polega właśnie na zastraszaniu. Co robić? Przede wszystkim w terminie 7 dni odwołać się od postanowienia o grzywnie. Precedensowe wyroki WSA i NSA pokazują, że można skutecznie walczyć z systemem. A jeśli komuś brak wiedzy prawniczej, zawsze może poprosić o pomoc nasze stowarzyszenie – podpowiada rozmówczyni.
Wspomina o postulatach swojego stowarzyszenia i całego środowiska sceptyków szczepień, które muszą być spełnione, aby w Polsce zaczęły wreszcie obowiązywać europejskie i światowe standardy. Konieczna jest ogólnokrajowa debata na temat szczepień. Problem w tym, że politycy zasłaniają się brakiem wiedzy i odwołują do środowiska lekarskiego. A środowisko? Czy możemy liczyć na jego obiektywizm?
W połowie kwietnia na łamach „Gazety Warszawskiej” ukazał się artykuł z listą nazwisk lekarzy i urzędników, którzy otrzymują wynagrodzenia od koncernów farmaceutycznych. Te osoby uchodzą za ekspertów od szczepień i często wypowiadają się w mediach. Zatem pytanie o ich obiektywizm byłoby przejawem skrajnej naiwności. Nie ma złudzeń również Aleksander Kotok, autor „Bezlitosnej immunizacji...”: „Zagadnienie jest zbyt złożone, by oddać je w ręce tzw. specjalistów – szczególnie tych, którzy całe swe życie zawodowe zbudowali na propagowaniu szczepień”.
– Nie można liczyć na środowisko medyczne – twierdzi J. Socha. – Lekarze, którzy informują pacjentów o NOP, mają sprawy zakładane przez izby lekarskie. W ub. roku takich spraw toczyło się kilkanaście. Innymi słowy – izby pilnują, aby lekarze nie straszyli szczepieniami. Najważniejsze jest wykonanie planu szczepień, bez względu na wszystko. Dobro dziecka nie ma znaczenia. Drugim celem jest maksymalne wykorzystanie zapasów szczepionek, ponieważ utylizacja jest bardzo droga. Takie stwierdzenie kilka lat temu padło na posiedzeniu senackiej Komisji Zdrowia – podkreśla.
Reakcją środowiska medycznego na większą świadomość są częstsze kampanie, strasznie kolejnymi epidemiami, których skutkiem jest coraz większy ostracyzm społeczny wobec osób, które krytycznie wyrażają się o szczepieniach.
Pozostają decyzje polityczne, ale póki co rząd Prawa i Sprawiedliwości rozczarowuje. Partia Dobrej Zmiany, która w ubiegłorocznej kampanii wiele mówiła na temat wolności, prawa do decydowania o wieku dzieci rozpoczynających naukę czy wieku emerytalnym, w tej kwestii nie ma ochoty na oddanie prawa do decydowania obywatelom.
STOP NOP wysłało do premier Beaty Szydło pismo z pytaniem, czy istnieje związek między lobbingiem koncernów farmaceutycznych a agresywnym egzekwowaniem przez urzędników prawa, łącznie z nachodzeniem rodzin, które nie szczepią dzieci, grożeniem odebraniem praw rodzicielskich czy ciąganiem po sądach? Dlaczego nieefektywny polski system ochrony zdrowia wyjątkowo w tym jednym wypadku działa tak gorliwie?
Na razie premier nie odpowiedziała na pismo. Czy jednym z powodów może być to, że na liście opłacanych przez koncerny urzędników i lekarzy znalazł się również wiceminister zdrowia Krzysztof Łańda, były prezes fundacji Watch Health Care?
– Mieliśmy duże nadzieje, że wraz ze zmianą władzy coś również zmieni się w sprawie szczepień. Owszem, zmieniło się, ale na gorsze. W ostatnim raporcie dotyczącym szczepień NIK stwierdził, że system funkcjonuje idealnie, a jedynym problemem jest... zbyt mało grzywien nakładanych na rodziców, którzy nie szczepią – dodaje szefowa STOP NOP.
Potrzebne są zmiany w prawie, jasne zapisy wykluczające dowolność urzędniczych interpretacji. Konieczne jest stworzenie systemu monitorowania NOP, który obecnie nie istnieje. A problem jest bardzo poważny, bo zdaniem lekarzy kontaktujących się ze stowarzyszeniem niepożądane odczyny poszczepienne mogą występować nawet u połowy z 8 milionów szczepionych w Polsce dzieci.
– Dążymy do tego, aby zmienić obowiązujące prawo. Jesteśmy obecni na komisjach sejmowych, senackich, w Kancelarii Prezydenta. Pokładamy nadzieje w Parlamentarnym Zespole ds. Szczepień utworzonym przez 4 posłów Kukiz`15, wysyłamy petycje do rządu. Wysłaliśmy dwie, ale rząd kompletnie je zignorował – dodaje.
Czy chcą zniesienia szczepień? Bynajmniej. – Chcemy zniesienia sankcji, chcemy kompetentnych gremiów eksperckich, aby było wiadomo, kto pracuje dla koncernów, a kto działa w interesie pacjentów. Wreszcie chcemy zmiany systemu rejestracji NOP, aby uświadomić społeczeństwu skalę zjawiska. Obecnie jest to wszystko zamiatane pod dywan – mówi J. Socha.
Twierdzi, że lekarze nie przyjmują zgłoszeń od rodziców, a większość rodziców jest nieświadoma, że coś może mieć związek ze szczepieniem. Poza tym, jej zdaniem, lekarze wręcz boją się zgłaszać te zdarzenia. Obecnie zgłaszanych jest zaledwie ok. 2500 NOP rocznie.
– To jakaś fikcja. Mamy wiele dowodów, że jest ich setki razy więcej – ocenia.
Dlatego nie prosimy, a żądamy od obecnej ekipy rządzącej takich zmian w prawie, które pozwolą rodzicom podejmować tak ważne dla zdrowia i życia ich dzieci decyzje świadomie, na podstawie argumentów merytorycznych, a nie pod presją kar i grzywien. Czy pozwolimy nadal traktować się jak niewolnicy?
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Pie*dolenie. Pierwsza informacja która sprawdziłem z tego artykułu okazała się kłamstwem, dalej sprawdzać nie zamierzam. Artykuł - manipulacja. Japonia w 2020 roku osiągnęła 99% wyszczepienia na DTP w 1. roku życia, o czym Wy piszecie...? I to powoływanie się na "naukowe" źródło onalubi.pl... dramat