Reklama

28 lat po katastrofie – z kaliszanami o Czarnobylu

07/05/2014 08:47

W przeddzień 28. rocznicy katastrofy w czarnobylskiej elektrowni jądrowej, która spowodowała skażenie radioaktywne pokaźnego terenu, w Kaliszu odbyło się spotkanie z podróżnikiem, redaktorem i fotografem Krystianem Machnikiem. Pasjonat historii opowiadał słuchaczom, jak dziś wygląda miejsce największej katastrofy jądrowej w historii

Katastrofa wydarzyła się w miejscowości Prypeć, w nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 roku. Jej przyczyną miał być eksperyment przeprowadzany w reaktorze, a konkretnie wyłączenie go przez załogę. Jedna z wielu teorii wyjaśniających nam, w jaki sposób doszło do tej tragedii, mówi o wzroście ciśnienia pary wodnej, co doprowadziło do wybuchu rdzenia. Skażenie objęło część terenu Białorusi, Ukrainy i Rosji. Miasto Prypeć było osiedlem dla pracowników elektrowni jądrowej w Czarnobylu, oddalonym od niego o około cztery kilometry. Wyludniła je masowa ewakuacja wszystkich mieszkańców, o której zdecydowano dzień po katastrofie. Podczas spotkania prelegent pokazywał zgromadzonym swoje zdjęcia z wyjazdu na Ukrainę. Mogliśmy zobaczyć m.in. sarkofag, czyli betonową konstrukcję zakrywającą ruiny bloku numer IV, który uległ zniszczeniu w wyniku wybuchu. Jego wytrzymałość była obliczana na min. 10 lat użytkowania. Obok budowli powstaje już kolejny sarkofag o wysokości ponad 100 metrów, którego zadaniem będzie przejęcie dotychczasowej roli starego obiektu. Jest to największa ruchoma konstrukcja na świecie – po ukończeniu  budowy zostanie ona przesunięta na szynach nad stary obiekt. Całkowite zasłonięcie planowane jest na przełom 2014 i 2015 roku, po tym czasie nie będzie już więc możliwości oglądania tego miejsca w całej okazałości, tak jak wyglądało w 1986 roku. Elektrownia w Czarnobylu miała być największą tego typu elektrownią na świecie. Duża część jej terenu jest obecnie niedostępna dla turystów, gdyż pilnują jej strażnicy. Sama Prypeć wybudowana została w 1970 roku. Miasto istniało 16 lat, wyrosło na miejscu małej wioski i mieszkało w nim 55 tys. osób. Jeszcze parę lat temu były prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz planował wyburzenie ruin, jednak szybko porzucono ten pomysł z racji dobiegających zewsząd głosów mówiących o możliwości ponownego wzbicia się w powietrze radioaktywnych pyłów. Prypeć jak na swoje czasy wiodła prym, dominując nad innymi miejscowościami swą nowoczesnością. Ulice były szerokie, a miasto podzielone na dzielnice-sektory, formowane w oparciu o kształt koła. W środku każdego z nich znajdowały się szkoły, centrum miasta natomiast stanowił wielki plac. Niedaleko znajdował się też supermarket oraz hotel „Polesie” i Pałac Kultury „Energetyk”. Wyjątkowo interesującym elementem są zdobiące do dziś ulice billboardy, nawiązujące do zaprzestania prowadzenia wszelkich wojen. – Prypeć jest tak zdewastowana, że nie ma tam nic. Nawet tynki zostały pozdzierane po to, by  wyciągnąć kryjące się w ścianach kable. Pomieszczenia są popalone, książki podarte, całe budynki zniszczone – mówił Krystian Machnik.
– Co ciekawe – znajduje się tam wielka ilość fortepianów i pianin. Nawet na 15. piętrze jedno znalazłem. One tam pozostają, ponieważ złomiarze nie byli ich w stanie wyciągnąć. W tzw. budynku partii można znaleźć tablicę z datami „1986-1997”. Oznaczają one ilość czasu, jaką w tym obiekcie spędzili tzw. likwidatorzy, którzy usuwali skutki awarii. Specjaliści starali się oczyścić miasto, by jego mieszkańcy mogli do niego w końcu wrócić. Tu właśnie znajdują się przedmioty, które mogłyby posłużyć jako pamiątki, jednak zabieranie ich ze sobą poza granice kraju jest ograniczone prawem atomowym i uznawane za akt terroryzmu. Krystian Machnik Prypeć odwiedził już po raz drugi. Za każdym razem jego uwagę przyciąga wesołe miasteczko i jedna z gondoli, którą prawdopodobnie chcieli ukraść złomiarze. Okazała się jednak ona za ciężka, więc porzucono ją dwa kilometry od diabelskiego młyna. Samo urządzenie jest mocno skażone, o czym informował zwiedzających specjalistyczny dozymetr. Obok młyna znajduje się także karuzela, huśtawki i autodrom. Kolejnymi atrakcjami były dwa baseny, z czego jeden ma ok. 5 metrów głębokości. Co ciekawe – przy jednym z nich, kilka metrów nad ziemią, wisi ogromny zegar, który na różnych zdjęciach zrobionych przez turystów wskazuje różne godziny. W niektórych pomieszczeniach widać już stalaktyty i stalagmity. Bardzo dobrze zachowana jest jedna z sal gimnastycznych, gdzie znajdują się do tej pory kozły do przeskakiwania i liny do wspinaczki. Najwięcej ciekawych przedmiotów ostało się w szkołach, które nie interesowały złomiarzy. Można tam znaleźć zapełnione ocenami dzienniki nauczycielskie i  flagi szykowane na pochód zaplanowany na 1 maja. Wśród budynków można zobaczyć szpital, w którym prawdopodobnie udzielano pierwszej pomocy strażakom narażonym na śmiertelną dawkę promieniowania. Jednostka straży pożarnej, która wtedy miała dyżur, była przekonana, że wezwanie jej dotyczy standardowego pożaru. Los chciał, że było inaczej. Ich ubrania, na których osiadł się radioaktywny pył, nadal leżą w szpitalnej piwnicy. Sąsiadujące budynki mieściły m.in. oddział ginekologiczny, dentystyczny i kostnicę. We wszystkich obiektach do tej pory można zobaczyć specjalistyczny sprzęt, leki czy silikonowe odlewy szczęk. Na skraju miasta stoi zdewastowany dworzec. Niedaleko drzewa wręcz wyrastają z asfaltu, a w ich sąsiedztwie leżą tzw. wielkie płyty, z których miały być tworzone kolejne bloki. – Miasto miało być mocno rozbudowane. Teraz te tereny są skażone.

Więcej w Życiu Kalisza

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Remek - niezalogowany 2014-05-08 22:20:52

    Nie dość, że lubię takie wyprawy, to jeszcze nie chcę mieć więcej dzieci :) Jadę !!!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do