Reklama

Bogowie i zaklęty krąg polskiej polityki oraz próba poszukiwania zeń wyjścia

11/11/2020 06:00

FELIETON Podobno w Polsce ok. 90% populacji to Katolicy (luźne szacunki). Podobno to największa religia w naszym kraju. Jednak, jeśli chodzi o dorosłą lub prawie dorosłą populację, to zupełnie mija się z prawdą. Większą religią, którą żarliwie praktykują starsi Polacy jest Polityka.

   Co gorsza rytuały w niej panujące są z gruntu fałszywe, a zaślepieni wierni nie mają o tym pojęcia. Postaram się to wytłumaczyć i uzasadnić.
 Z tej pierwszej religii, katolickiej, można się chociaż symbolicznie i formalnie wypisać. Z tej drugiej, w praktyce, już nie. W zasadzie nie mamy możliwości, nie naruszając prawa, nie praktykować jej, czyli żyć wbrew regułom, które ustalają nam „boscy politycy”. 

  A dlaczego nazywam to religią? Nasi „wielcy bogowie” tejże religii, raz na 4 lata i raz na 5 lat zsyłają nam w swojej łaskawości Wielkie Święto Demokracji, aby grzeszny, ciemny lud coś tam miał dla siebie, liznął tej świętości. Potem robią wszystko, abyśmy później przez cały pozostały czas, wybranym przez nas „bogom” – wybranym członkom danej partii, składali nieustanne hołdy. 
Zręcznie posługując się fałszywą nowiną głoszoną w ich mediach, sztucznie generowanym strachem, redukując nasze poczucie wartości w grupie religijnej do jednego głosu. Omamili nas tą wiarą. Tak nas omamili, że w zasadzie większość z nas ma dziwne odczucie, że jedynym naszym obowiązkiem jest składanie hołdów tej grupie, którą podczas „święta demokracji” wskazaliśmy. 

  Najgorliwsi wierni z zapałem kłaniają się swoim „bogom” bez względu na to co robią. „Bogowie” sprytnie odsuwają nas od procesu aktów tworzenia głoszonych przez siebie nowych, i modyfikacji starych prawd, wmawiając nam, że jedyną naszą powinnością jest ślepa wiara w nich, w ich nieomylność, jedyną, niepodważalną słuszność zsyłanych nam przez nich praw. Mamy tylko wiernie trwać przy swoich „boskich wybrańcach” bez względu na ich poczynania. 
Wmówili nam, że poza składaniem im hołdów, nie mamy nic innego do roboty (oprócz pracy na ich i na własną rzecz), bo nasz głos liczy się tylko w tym jednym dniu.

  Część wiernych, która tłumnie śle błagalne modły dla niepoznaki, zwane protestami, łudzi się, że ci „bogowie” ich wysłuchają. 
Oni prawie nigdy ich nie wysłuchują. Oni ich tylko używają do własnych walk o prymat na boskim Olimpie.
W nagrodę, rzadziej niż w katolicyzmie, pozwolą nam raz na cztery i raz na pięć lat dojść do głosu i o dziwo, choć w bardzo minimalnym stopniu, jest on słyszalny (policzalny). Później możemy już tylko z rozdziawionymi buziami słuchać naszych „bogów”, co rusz objaśniających nam, jak to kreują nam wspaniały, lepszy świat. Słuchać, a nie wyrażać konstruktywnie swoje opinie.

  I to jest wiara. Wierzymy, że tak powinno być. Wbiegamy na barykady częściej w obronie naszych bożków i głoszonych przez nich prawd - o naszych prawdach zapominając. Prawd, które przecież nas dotyczą i które to my powinniśmy ustalać skoro mamy moc czynienia innych „bogami”.To takie niby logiczne.
 Nasi wybrańcy powinni służąc nam, starać się realizować nasze oczekiwania. Wszak w tym celu my - naród - prawdziwi bogowie w politycznym świecie, ich namaściliśmy. Wszystko się jednak popieprzyło. Bogowie zostali ministrantami, a ministranci bogami. Powszechna wiara, w tak ustalony porządek rzeczy i aktualnie obserwowane w naszym kraju skutki z tego faktu wynikające, świadczą dobitnie, że jest to po pierwsze (ślepa) wiara, a po drugie, że ta wiara jest fałszywa. Zaklęty krąg. 
Jak z niego wyjść? Właściwie znaleźć to wyjście jest łatwo i trudno. Łatwo, bo są inni wierni, którym to się udało. Trudno, bo nasi ministranci przebrani za „bogów” robią wszystko abyśmy trwali w tej złej, ślepej wierze, abyśmy nie połapali się na tym balu przebierańców, kto jest kim. 

  Krajem, który już dawno porzucił takie polityczne pogaństwo, nawrócił się w 1848 roku (uchwalenie konstytucji) na prawdziwą wiarę i któremu się wiedzie świetnie jest Szwajcaria. Obywatele cieszą się niespotykanym w świecie dobrobytem i stabilnością polityczną. Państwo federacyjne stosuje demokrację bezpośrednią, w której najwyższą, boską władzę państwową sprawuje naród, a obywatele kreują prawo za pomocą referendum -kształtowanym przez stulecia instrumentem prawdziwie boskiej władzy (demokracji bezpośredniej).
 I jakoś chyba jest tam normalnej. Nie słychać o bratobójczych walkach różnych frakcji niby-bogów. Prawdziwi Bogowie zbierają się, ustalają w referendum co i jak, a ich podlegli ministranci muszą to realizować. 
I czego tu nie rozumieć? Chyba tylko jednego. Dlaczego nikt z nas nie chce się nawrócić?
D.P.

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    mmb - niezalogowany 2020-11-11 18:15:14

    Panie D.P. najlepiej zamieszkać w Szwaicarji! A czemu nic pan nie muwisz o opętan ej i wściekłej opozycji po kilakrotnie przegranych wyborach przeszkadzającej wszędzie w kraju i poza nim krytykując wszystkich i wszystko ,cokolwiek zrobią lub nie zrobią rządzący ! Opamiętaj się pan ! Zacznij być Polakiem ,lub emigruj !

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Stefek albo Wandzia - niezalogowany 2020-11-11 22:24:06

    Blubry nie tekst. A autor chyba się tez za niego wstydzi, bo nawet się nie podpisal

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • pol - niezalogowany 2020-11-12 20:54:02

    Gdyby było lepiej napisane, to może jeszcze dałoby radę to jakoś strawić.

    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do