
Nie zna wędkarstwa ten, kto choć raz nie przeżył nocnej wyprawy na ryby. Otoczenie, które w biały dzień jest znanym i przyjaznym miejscem, nocą staje się tajemnicze i zmienia nasze zachowania. Odgłosy, które w ciągu dnia nie zwracają naszej uwagi, nocą, zwielokrotnione jej ciszą, powodują, że zaczynamy nasłuchiwać w celu nadania im znanych nam znaczeń. Mowa tu o samotnych wyprawach, które – jeśli dopiszą ryby – na długo pozostają w naszej pamięci. Andrzej Trembaczewski, autor książki „Nocne połowy ryb”, ujął to tak: – Ważny jest sam urok takiej zasiadki, kontakt człowieka z Przyrodą nie z pozycji współtwórcy cywilizacji, lecz z tej prawdziwszej, małego stworzenia zagubionego na środku jeziora lub w głębi lasu, nad dziką, dziewiczą rzeką…
Aby tak się stało, a nocne łowienie nie przerodziło się w koszmar poplątanych żyłek, zniszczonych wędek i innych tego typu atrakcji, musimy się do niego przygotować. I nie chodzi tu o zabranie nad wodę agregatów prądotwórczych i przyczepy kempingowej, a jedynie niezbędnych akcesoriów, które dadzą się spakować do plecaka.
Zgodnie z kalendarzem mamy 31 tydzień wędkarskiego roku. To doskonały czas na nocne wypady, ponieważ wiele gatunków ryb właśnie w nocy żeruje częściej niż w ciągu dnia. Znawcy tematu wyszczególniają tu węgorza, karpia, lina, leszcza, klenia oraz drapieżniki - sandacza, suma i szczupaka. Tak, tak. To nie pomyłka. A. Trembaczewski w swojej książce napisał również o szczupaku, którego udawało mu się wielokrotnie łowić po zapadnięciu ciemności.
Dlaczego ryby żerują nocą? Część z nich, np. drapieżniki, wykorzystuje do polowania stan wypoczywania białorybu, swoisty „sen” ryb. Wydatkując małą ilość energii mogą pozyskać pożywienie. Leszcze, karpie i inne duże ryby roślinożerne unikają intensywnie operującego słońca podczas żerowania. Uciekają z silnie prześwietlonej promieniami słońca wody. Dopiero noc i ciemności gwarantują im spokój. Na wielu łowiskach dzienna zasiadka, może oprócz bardzo wczesnych godzin porannych, często kończy się fiaskiem, ale noc to już zupełnie inna sprawa.
Jeśli nie znamy łowiska, koniecznie musimy się na nie wybrać, gdy wszystko jest jeszcze dokładnie widać. Wybieranie łowiska po ciemku to nie jest dobry pomysł. Gdy oględziny wypadną pomyślnie, rozpoczynamy przygotowania.
1. Dokładnie należy przejrzeć podłoże, czy nie skrywa ukrytych w trawach dołków lub dołów np. bobrowych. Jest to szczególnie ważne nad rzekami. Niedawno pomagałem wędkarzowi, który po pachwinę wpadł jedną nogą w taką „bobrową zasadzkę”, podczas gdy druga pozostała na zewnątrz. Nie wiem, czy dałby sam radę wyjść z tej opresji. Sprzątamy również drobne, suche gałązki, sztywne odrosty chwastów itp., szczególnie te, o które po ciemku może się zahaczać żyłka. Sprawdzamy za sobą i z boków, czy nie ma jakiś przeszkód, o które moglibyśmy uderzyć wędziskiem w trakcie zacinania i holu ryby. W końcu ustawiamy siedzisko w odległości co najmniej metra od krawędzi brzegu. Przy potknięciu, a to może się zdarzyć, nie wpadniemy do rzeki.
2. Dopiero teraz wbijamy podpórki do wędek, biorąc jednocześnie pod rozwagę, w którym miejscu zamierzamy lądować ewentualną zdobycz. W ciągu dnia wszystko wydaje się proste i łatwe, ale noc i ciemność potęguje problemy.
Przykład z mojej ostatniej zasiadki. W oczyszczone z pływających przeszkód (grube odnóża trzciny i tataraku) łowisko, nocny wiatr zepchnął długą na 1,5 m, dość grubą łodygę jakiegoś zielska. Zauważyłem ją dopiero wówczas, gdy sporych rozmiarów leszcz tuż przed ramą podbieracza zanurkował i owinął żyłkę na nieszczęsnej przeszkodzie. Była zbyt ciężka, abym mógł ją podnieść na wędce. Zanim się spostrzegłem, ryba wypięła się z haczyka. Gdybym prędzej zauważył tę przeszkodę, mógłbym ją przesunąć z nurtem rzeki podbieraczem.
Jeśli zamierzamy przechowywać złowione ryby w siatce, koniecznie jej wlot umieśćmy w bezpiecznym miejscu, w taki sposób, abyśmy podczas wpuszczania ryb nie musieli wychylać się w kierunku rzeki.
3. Dopiero teraz ustawiamy wędki. Ja preferuję łowienie jedną wędką np. feeder lub piker, a drugą ewentualnie zarzucam na rosówkę lub martwą rybkę. Wskaźniki brań, np. świetliki, mocuję do wędek przed rozpoczęciem łowienia. Nie czekam z tą operacją na zupełną ciemność. Warto mieć w zapasie kilka opakowań tych chemicznych światełek, bo niekiedy zdarza się, że nie świecą.
4. Uporządkowanie terenu, odstawienie niepotrzebnych elementów wyposażenia, toreb, plecaków, umieszczenie w zasięgu ręki podbieracza w taki sposób, aby nie mieć możliwości przypadkowego nadepnięcia na jego sztycę, to banalne z pozoru czynności, które jednak po ciemku nabierają pierwszorzędnego znaczenia.
5. Źródło światła. Kiedyś na nocnych zawodach jeden z bardziej doświadczonych wędkarzy uratował mnie przed łowieniem w zupełnych ciemnościach, pożyczając mi swoją zapasową latarkę. Okazało się, że miał trzy! Moja z niewiadomego powodu przestała świecić, choć przed zawodami wymieniłem baterie na nowe i wszystko działało. Nauczony tym doświadczeniem zawsze zabieram dwie latarki i zapasowe baterie. Najlepszym rozwiązaniem (oczywiście dla mnie), jest stosowanie latarki zakładanej na głowę, którą włączam jedynie wówczas, gdy zakładam przynętę, lub podczas holu ryby.
Za tydzień o reszcie niezbędnego wyposażenia.
PS. Moja ostatnia, samotna nocna wyprawa – oczywiście oprócz wielu estetycznych wrażeń - przyniosła 4 leszcze – 58, 56, 54 i 48 cm, ale ten największy odpiął się, wykorzystując pływające zielsko. Wiem, że najczęściej ryby nie wyjęte z wody są największe, ale ten naprawdę był największy.
Marek Grajek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie