Reklama

Na ryby. Marcowa ruletka

14/03/2020 06:00

W marcu, jak w garncu. Dzień do dnia niepodobny. Ryby, swoim zachowaniem, także wpisują się w to staropolskie przysłowie. Błędem byłoby jednak pozostawać w domu, zamiast poszukiwać doświadczeń nad wodą. Nie zawsze będą przyjemne, nie jeden raz zmokniemy i wrócimy do domu bez – choćby jedynego - brania. Innym razem wiatr wydmucha z nas reszki ochoty na wędkowanie. Jednak to, czego nauczymy się w ekstremalnych warunkach, zaowocuje podczas pogodnych dni bardzo dokładnym podawaniem zanęty (np. strzelanie procą) oraz zarzucaniem zestawu na długich dystansach. Jak bardzo mogą się od siebie różnić marcowe wyprawy wiedzą tylko wędkarze, którzy wykorzystują każdą wolną chwilę na pobyt nad wodą, bez względu na pogodę.

Szałe 6 marca
  
Łowienie odległościówką wymaga treningów. Nie ma szans na wykorzystanie tej metody ten, kto nie będzie nią łowił w każdych warunkach. Wietrzny i deszczowy dzień jest najlepszym do sprawdzenia swoich umiejętności. Łowisko, które wybrałem – kanał „głuchy”, około 150 m od jeziora - jest całkowicie odkryty. Wiatr bez przeszkód przenikał przez kolejne warstwy ubrania, ale – co najgorsze – miotał zarzucanym zestawem. O celności rzutów decydowało korygowanie wybieranego celu. Jeśli zamierzałem ulokować zestaw „na wprost siebie”, musiałem go kierować o kilka metrów, pod watr, od celu. Utrudniało to, dokładne wygruntowanie łowiska. Gdy już się z tym problemem uporałem (zajęło to około 15 min. i kilkadziesiąt zarzuceń wędką), pojawił się następny. Zestaw po zarzuceniu zaczął się przemieszczać w kierunku przeciwnym do wiejącego wiatru. To częste zjawisko na płytkich wodach. Należy wówczas przegruntować zestaw, w taki sposób, aby śruciny dociążające, które umieszczamy przy przyponie, oparły się o dno łowiska. Bywa, że i dłuższy odcinek żyłki musi spocząć na dnie, a i to nie zawsze pozwala ustabilizować zestaw, szczególnie przy silnych wiatrach i pływach wody. Dobrze, jeżeli uda się choć ograniczyć jego przemieszczanie się.

Zanęta i proca
  
Mieszanka, którą sporządziłem składała się z dwóch opakowań gliny Team River firmy Match Pro (doskonała do podawania zanęty i robactwa procą) oraz kilograma zanęty Team Lake Fine. Ta bardzo drobna zanęta sprawdza się doskonale na łowiskach, gdy woda jest jeszcze zimna, „nie wygrzana”. Całość uzupełniłem 100 gr dżokersa i 25 mml pinki. 12 kul, które przygotowałem do strzelania miały – tak mi się wydawało – tę samą wielkość i ciężar, co podczas strzelania jest bardzo ważne. Dwie pierwsze kule poleciały troszkę za daleko, ale pozostałe udało się ulokować w obrębie około 1 m od spławika. Teraz należało oczekiwać na ewentualne brania, ale wiatr i deszcz coraz bardziej dokuczały. Zziębnięty nie zauważyłem pierwszego brania. Wyjęty z wody zestaw uzmysłowił mi, że robaki musiała zaatakować jakaś ryba, były całkowicie „zmielone”. Następne zarzucenie i… nic. Dopiero po upływie 30 min. antenka spławika zniknęła pod wodą. Zacięcie. Podczas holu nie czułem żadnego oporu. Dopiero, gdy wyciągnąłem zestaw z wody, na jego końcu zauważyłem niewielkiego jazgarza. Jednak coś złowiłem, pomimo fatalnych warunków łowienia. Łowiłem w odległości 30 m od brzegu.

Starorzecze Prosny 8 marca
  
Pozostała po wyprawie na Szałe zanęta, sprowokowała mnie do wyjazdu nad Prosnę. Gdy około 10.30 zajechałem na łowisko, okazało się, że nad starorzeczem jest kilkunastu wędkarzy. Tu, gdzie najczęściej bywałem sam, teraz był kłopot ze znalezieniem miejsca do wędkowania. Telefon zaufania działa w najlepsze, a wieści rozchodzą się lotem błyskawicy, przynajmniej pomiędzy wędkarzami. Nad wodą spotkałem znajomych z Koła PZW Skalmierzyce. Wszechobecne płocie można łowić praktycznie w każdym miejscu zbiornika. Niezbyt ciężki spławik (ok. 1-1,5 g), żyłka główna 0,12-0,14 mm, z przyponem o dwa rozmiary mniejszym i haczykiem nr 20, całkowicie wystarczą. 4–5 kul zanętowych z niewielką ilością pinki zwabi w obręb łowienia tyle płoci, że nie sposób ich nie złowić. Jedynym co może przerażać, to zabieranie wszystkich złowionych ryb. Jeżeli tak będą postępować wszyscy łowiący, niedługo starorzecze będzie puste, bez ryb. Zastanawiające jest, skąd bierze się w ludziach to nienasycenie? Czy pęd za rybim mięsem (darmocha?), zabija w ludziach instynkt świadomości? Czy wypuszczanie złowionych ryb przychodzi tak trudno, że nie potrafi tego zrobić większość łowiących? Na tak stawiane pytania nigdy nie uzyskamy odpowiedzi, ale możemy pocieszać się faktem, że są wśród wędkarzy tacy, którzy wypuszczają złowione ryby, taj jak moi znajomi ze Skalmierzyc, których serdecznie pozdrawiam.

Marek Grajek

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do