Reklama

Nie chcemy brać odpowiedzialności za wypowiedzi prezesa partii KORWIN

06/04/2022 06:00

Rozmowa z Arturem Dziamborem, posłem Konfederacji

– Panie pośle, chyba  nikt 24 lutego nie ukrywał zaskoczenia rozpoczęciem działań wojennych ze strony Rosji w stosunku do Ukrainy. Mamy do czynienia z szaleńcem czy to jakaś przemyślana strategia Putina?
– Chciałbym wierzyć, że Putin zwariował ale to byłoby zbyt proste tłumaczenie i nieprawdziwe. Wiele wskazuje na to, że chce coś po sobie zostawić – odbudować potęgę Związku Radzieckiego,  chce odzyskać dawne strefy wpływów. Dlatego nie może pozwolić aby Ukraina weszła do NATO i Unii Europejskiej i budowała swoją potęgę militarną. Kolejna przesłanka to aspekt biznesowy czyli gigantyczne ukraińskie złoża, którymi Ukraina robi interesy m.in. ze Stanami Zjednoczonymi. Tego również nie można wykluczyć. Rosjanie myśleli, że pójdzie im gładko, że Ukraina szybko skapituluje, tymczasem wyszło zupełnie inaczej.

– Jakie zatem widzi Pan zakończenie tego konfliktu?
– Albo Rosjanie jeszcze raz uderzą i kosztem gigantycznych ofiar ukraińskich  zdobędą Ukrainę albo się wycofają. Pytanie – na jakich warunkach? Promyczki nadziei są ale wiele zależy od postawy Chin i Stanów Zjednoczonych. W mojej ocenie realnym rozwiązaniem jest takie, że Ukraina rezygnuje z tych terenów, które Rosja przejęła w 2014 roku czyli Ługańska i Doniecka.

– Sejm przyjął ustawę o obronie ojczyzny zakładającą rozbudowę i modernizację polskiej armii. To proces który musi potrwać. Nasuwa się jednak pytanie jaka jest dziś wartość polskiego wojska, czy bylibyśmy w stanie stawić tak skuteczny opór armii rosyjskiej jak robią to Ukraińcy?
– Ta ustawa, która została przyjęta jest myśleniem życzeniowym, absolutnie nierealnym. 

– Dlaczego?
– W tym momencie mamy o połowę mniej żołnierzy zawodowych niż zapisane jest w tej ustawie, i to w czasie pokoju. Teraz mamy czasy, kiedy w każdej chwili może być wojna, więc jest to problem na zupełnie innym poziomie. Tak samo mamy problem z Wojskami Obrony Terytorialnej, które akurat chwilowo przeżywają swój najlepszy czas. Chwała tym, którzy wstępują do WOT ale nie widzę możliwości aby zebrać tak gigantyczną armię zawodową. Nie ma też podanego konkretnego źródła finansowania armii. Nasze wątpliwości budzi na przykład pozabudżetowy fundusz, który będzie w gestii Ministra Obrony Narodowej. Na marginesie takich funduszy PiS stworzył już tyle, że można mówić o jakimś specjalnym modelu zarządzania budżetem państwa.
Odnosząc się natomiast do pytania o dzisiejszy stan polskiej armii to przede wszystkim widać duże braki sprzętowe. Z kolei nie obawiam się o morale naszego wojska. Z rozmów z żołnierzami różnych szczebli dostrzegam ogromną determinację i motywację do tego aby stawić opór agresorowi przynajmniej na poziomie Ukrainy. Róbmy jednak wszystko aby nie było to konieczne. Wszelkie akcenty polityków, którzy próbują nas w to włączyć są akcentami bardzo negatywnymi, sprzecznymi z polską racją stanu.

– Panie pośle, jak zmieni się świat po tej wojnie? Jak zmieni się geopolityka?
– Na pewno zmieni się o tyle, że Rosja przestanie być traktowana jako partner biznesowy. Na pewno jednak Europa, głównie Niemcy i Francja, tak szybko nie uwolni się od rosyjskiego gazu i ropy. Termin 5 lat, jaki podała Ursula von der Leyen, jest nierealny w sytuacji, kiedy te zależności dzisiaj są tak gigantyczne. Na pewno musi nastąpić dywersyfikacja dostaw nośników energii. Taką szansą dla Polski jest uruchomienie już w październiku tego roku Baltic Pipe czyli gazociągu z Norwegii czy podpisanie przez Orlen umowy z Arabią Saudyjską na dostawy ropy naftowej. Natomiast wiele lat będziemy czekać na energię z polskiej elektrowni atomowej. To nie jest możliwe w ciągu najbliższych kilku lat. 
Reasumując, w geopolityce wraca zjawisko nowej, zimnej wojny. Po tych wszystkich sankcjach, jakie Zachód narzucił, Rosji będzie niezwykle trudno wyjść z izolacji, zza żelaznej kurtyny, chyba, że po trupie Putina. Ten przestał być partnerem dla cywilizowanego świata. 

– Nieco w cieniu wojny na Ukrainie pojawiły się doniesienia o inicjatywie Światowej Organizacji Zdrowia zwanej globalnym traktem pandemicznym. Jak informuje portal Lega artis, w przypadku pandemii traktat mógłby podważyć konstytucje krajowe i narzucić państwom członkowskim własne metody walki z pandemią. W kontekście związków WHO z podmiotami prywatnymi i koncernami farmaceutycznymi może to budzić ogromny niepokój. Panie pośle, czy powinniśmy się obawiać?
– Rzeczywiście jest inicjatywa ze strony WHO ale nie ma takiej możliwości aby ta organizacja wymuszała jakiekolwiek działania na rządach państw członkowskich, na polskim rządzie. Polski rząd musiałby się na to zgodzić albo wręcz wpisać do Konstytucji, że w przypadku pandemii rządzi WHO a nie polski rząd. Chociaż z drugiej strony sporo mitów wokół tego projektu powstało i należy być czujnym. Bo gdyby taka umowa powstała to musiałaby być ratyfikowana przez polski sejm i polskiego prezydenta. 

– Razem z dwójką kolegów odszedł Pan z partii KORWIN. Jaki jest powód?
– Przede wszystkim to, że w żaden sposób nie mogliśmy wpłynąć na prezesa, żeby zmienił swoją retorykę. Retorykę, z którą my całkowicie się nie zgadzamy. Nie akcentujemy naszych wypowiedzi w taki sposób, jak robi to Janusz Korwin-Mikke w odniesieniu do wojny rosyjsko-ukraińskiej. Nigdy wcześniej ani ja ani moi koledzy nie wypowiadaliśmy się w taki sposób, jak JKM. 

– Jednak prorosyjskie wypowiedzi Janusza Korwin-Mikke nie powinny być dla nikogo zaskoczeniem... 
– Wcześniej można było bagatelizować takie przekazy bo nie było tego typu zagrożenia. Ale wojna budzi zupełnie inne emocje. Przełomowym momentem dla mnie była rozmowa z rodziną i dyskusja, co robimy w razie gdyby do nas wjechali. Ustaliliśmy, że żona z dziećmi ucieka zagranicę, a ja zostaję. Wtedy uświadomiliśmy sobie, że nie możemy dyskutować na temat pewnych aspektów tej sytuacji na takim poziomie abstrakcji. W takim momencie jest wyłącznie czarna i biała strona. Na tym należy poprzestać i rozwiązywać konflikty. Dyskusje akademickie trzeba odłożyć na później. To jest coś co ja chciałem wydobyć od swojego prezesa i tego nie uzyskałem. W tej sytuacji honorowym rozwiązaniem było odejście a nie firmowanie tego. Za takie przekazy nie chciałem brać odpowiedzialności. 

– Faktem jest, że w sondażach Konfederacja nieco ucierpiała...
– Przez chwilę... Co do sondaży to warto zauważyć, że w tym samym czasie w jednych sondażach mieliśmy 4 procent a w innych 12. Które są prawdziwe? Te, które nas eliminują czy te, które podnoszą pod niebiosa? A żeby było śmieszniej, te 12 procent dał nam sondaż przeprowadzony przez lewicowy okopress.pl. Ci, którzy nas najbardziej nie lubią, dali nam największe poparcie a IBRIS dał nam cztery punkty procentowe. 
Dlatego nie oglądamy się na sondaże ale robimy swoje i widzimy, że baza wyborców powoli nam rośnie. 

– Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiał: 
Piotr Piorun

Foto: Artur Dziambor, poseł Konfederacji

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    mmb - niezalogowany 2022-04-06 15:02:45

    Wyborcy działają na zasadzie anty rząd jeszcze nie zaczeli myśleć ,bo do wyborów jeszcze czas !!JKM wyznawca Putlera i tyle samo wart!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Rumpelstiltsin - niezalogowany 2022-06-13 12:04:52

    Otóż jak wynika z korespondencji Kołakowskiego z Jerzym Giedroyciem, Janusz Korwin-Mikke pod koniec roku 1977 odwiedził Leszka Kołakowskiego w Oksfordzie. Kołakowski tak to opisał w liście do Giedroycia z 17 grudnia 1977: "Odwiedził mnie niejaki pan Mikke, którego mgliście pamiętam jako naszego studenta z Warszawy, ale nic o nim poza tym nie wiem. Mówił, że widział się z Panem i że chce wydać jakiś swój tekst, lecz że Pan powiedział mu, iż nie mógłby Pan wydać niczego wcześniej niż za rok, jemu zaś zależy na pośpiechu. Będzie się zwracał do wydawnictw londyńskich. Ja tego nie czytałem, ale wrażenie moje z rozmowy było niedobre, gdyż ten pan wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że jest geniuszem i że jego dzieło (to oraz jakieś inne, które przygotowuje) są utworami o historycznej doniosłości. Być może jest po prostu wariatem". Jerzy Giedroyc skomentował tę nowinę w liście z 30 grudnia 1977: "Mikkego sobie zupełnie nie przypominam. Jeśli nawet był u mnie, to na pewno blaguje, że mu coś obiecywałem w dalszych terminach. Na mnie również nie zrobił najlepszego wrażenia" (Jerzy Giedroyc, Leszek Kołakowski, Listy 1957-2000, wstęp Paweł Kłoczowski, opracował i przypisami opatrzył Henryk Citko, Instytut Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską. Oddział Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, Association Institut Littéraire "Kultura", Towarzystwo "Więź", Warszawa 2016, s. 269, 271).

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do