Reklama

Pułapka postępu technicznego

31/01/2019 00:00

Dlaczego w latach 30. ubiegłego stulecia pociąg z Łodzi do Warszawy jeździł szybciej niż dzisiaj a kaliska gazownia przed II wojną światową zatrudniała 6 osób, a dzisiaj 250? Niestety, stajemy się zakładnikami postępu technicznego

Powszechny zachwyt nad postępem technicznym często odbiera jego piewcom zdolność racjonalnego myślenia. W wielu przypadkach jesteśmy daleko w tyle w stosunku do dwudziestolecia międzywojennego. A przecież dzisiaj mamy zdecydowanie większe możliwości techniczne niż nasi dziadkowie. Oni mieli jeszcze dodatkowe utrudnienie: w pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości musieli umocnić granice, ujednolicić prawo, system monetarny i wszelkie normy z terenów trzech zaborców, a dodatkowo musieli zmagać się z politycznymi zawirowaniami i samym Józefem Piłsudskim.
W pierwszej połowie lat 30. do Polski dotarły również skutki światowego kryzysu ekonomicznego. Nasz kraj był biedny i słaby, a mimo to na wielu płaszczyznach ustępujemy II Rzeczpospolitej.

Lux-Torpeda kontra pospieszny
Czy możliwe jest dzisiaj, aby podróż pociągiem z Łodzi do Warszawy trwała mniej niż godzinę? – Nie – mówią zgodnie kolejarze. – Według rozkładu jazdy pociąg pospieszny jedzie dzisiaj na tej trasie 100- 110 minut. Za kilka lat to się zmieni, gdy zostanie wybudowana superszybka trasa kolejowa. W 2010 r. pociągi będą pokonywać tę trasę w 70 minut. Tymczasem są dowody na to, że w 1938 r. słynny lekki, szybkobieżny i – co najważniejsze – spalinowy pociąg Lux- -Torpeda dokładnie tę samą trasę pokonywał w niespełna godzinę! Przypadek? Skądże. Pociąg Lux-Torpeda, srebrny, błyszczący, opływowy, który w niczym nie przypominał ciężkich, ociekających oliwą parowozów, był szybszy od współczesnych również na innych trasach. 147-kilometrowy odcinek z Krakowa do Zakopanego na co dzień pokonywał w 2 godz. 45 min. Ale w 1936 r., podczas bicia rekordu, z zatrzymaniem składu w Rabce, pociąg przejechał trasę w 2 godz. 16 min! Dzisiaj najszybszy pociąg na tej trasie – ekspres Tatry pokonuje dystans w 3 godz. i 16 min.

Gaz i komputery
Współczesnym symbolem postępu technicznego są komputery. Bez nich nie jest w stanie dzisiaj funkcjonować żadna firma i instytucja. Wydawać by się mogło, że komputery zastępują człowieka, a przynajmniej w znaczący sposób ułatwiają jego pracę. Tymczasem można odnieść wrażenie, że jest dokładnie odwrotnie. Powoli stajemy się niewolnikami postępu technicznego i niewolnikami komputerów. Co by się stało, gdyby na kilka dni wyłączone zostały systemy komputerowe w firmach dostarczających prąd czy gaz? O tym nie chcą nawet myśleć ich pracownicy. Tymczasem kaliska gazownia znakomicie dawała sobie radę, gdy o komputerach nikomu się jeszcze nie śniło. Z relacji kaliszan, którzy pamiętają czasy międzywojnia wynika, że wówczas gazownia zatrudniała zaledwie 8 osób! A przecież gaz był dostarczany do większości mieszkań w mieście. „Gazownia kaliska w pierwszych latach swojego istnienia była własnością prywatną” – można przeczytać na oficjalnej stronie internetowej kaliskiego Zakładu Gazowniczego. „Stan taki utrzymywał się do roku 1920, kiedy to przeszła na własność miasta. Lata 20. to wielki przełom w gazownictwie. W wyniku powstania na terenie Kalisza pierwszej elektrowni miejskiej skończył się okres wykorzystywania gazu do oświetlenia miasta. Gazownia jednak nie odeszła do lamusa. Zajęła się wykorzystywaniem gazu do ogrzewania zakładów i mieszkań prywatnych. Oznaczało to wzrost odbiorców, a tym samym wzrost zużycia gazu. Aby zaspokoić rosnące zapotrzebowanie na to paliwo, w 1920 r. zbudowano kolejny zbiornik na gaz, o pojemności 1500 m3, którego objętość w 1930 r. jeszcze podwojono. W 1926 r. na 112 gazowni w kraju kaliska pod względem wielkości produkcji zajmowała bardzo wysokie – 11. miejsce”. Oczywiście dane na temat ówczesnego zatrudnienia nie zostały opublikowane, co nie powinno dziwić. – Stan zatrudnienia w Zakładzie Gazowniczym Kalisz, który jest częścią Wielkopolskiej Spółki Gazowniczej, miesiąc temu wynosił 251 osób – informują pracownicy działu kadr.

Eksportowe hity
W dwudziestoleciu udało się wyprodukować wiele eksportowych hitów. Ze względu na niestabilność sytuacji politycznej wyjątkowym wzięciem cieszyły się np. polskie myśliwce PZ1 P24, które znalazły wielu nabywców w całej Europie. Polacy projektowali nowoczesną broń strzelecką przeciwpancerną. Produkowali motocykle według własnych projektów i pomysłów (Podkowa, Sokoły). Nieco inaczej wyglądała sytuacja z samochodami – te były głównie produkowane na licencji fiata, ale nasi konstruktorzy mieli kilka szalenie interesujących pomysłów, których nie zdążyli wcielić w życie ze względu na wybuch II wojny światowej. Nowoczesna broń Polaków nie odbiegała od światowych standardów, a polska myśl techniczna była wówczas w cenie. To właśnie Polacy wymyślili... zegarynkę, która równie szybko stała się eksportowym hitem. Tego wszystkiego udało się dokonać mimo niesprzyjających warunków międzynarodowych (złe stosunki z Niemcami, Rosją i Czechosłowacją) i ekonomicznych (zniszczenia po pierwszej wojnie, wojna celna z Niemcami, wielki kryzys z 1929 r.). A jakimi produktami dzisiaj interesują się najbardziej obcokrajowcy? W ubiegły czwartek opublikowany został ranking Top 10 Polish Exports, a jego wyniki w zestawieniu z dorobkiem II RP są zaskakujące. Zwyciężyły bowiem... lniane obrusy, które wyprzedziły ogrodowe krasnale i inne gipsowe figury. Na trzecim miejscu jest polska wódka, dalej góralskie kierpce i szkło z Krosna. W pierwszej dziesiątce znalazły się również drewniane zabawki, wyroby z bursztynu i srebra oraz czekolada Wedla.
Jakub Banasiak
 (Na podstawie: www.kolej.pl, www.gazownia.kalisz.pl, www.historycy.org, www.biznes.onet.pl)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do