
Rząd zaostrzył rygory epidemiologiczne w odniesieniu do lokali gastronomicznych. Pozostaną one zamknięte „do odwołania”, a nie jedynie na dwa tygodnie, jak wcześniej zapowiadano.
To nie jest dobra wiadomość ani dla branży, ani dla klientów. Z powodu stanu epidemii gastronomia ucierpiała już wiosną br., gdy restauracje, kawiarnie, bary i puby zostały zamknięte po raz pierwszy. Wtedy jednak restauratorzy mogli skorzystać z dość szerokiej rządowej pomocy finansowej. Teraz takiego wsparcia ma nie być. Głośno i otwarcie mówi się o tym, że wielu lokalom grozi bankructwo, a pracownikom zwolnienia.
Przypomnijmy, że ponowne – po wakacyjnej przerwie – zamknięcie lokali nastąpiło 24 października br. Restauratorzy mogli sprzedawać posiłki jedynie na wynos. Przepisy te miały obowiązywać przez dwa tygodnie, jednak już wtedy dopuszczono możliwość przedłużenia okresu obowiązywania zakazu. Po opublikowaniu w poniedziałkowy wieczór 2 listopada nowego rozporządzenia w tej sprawie takie przedłużenie stało się faktem. Utrzymana została możliwość sprzedaży posiłków na wynos.
(kord)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Te wszystkie statystyki pokazują, że kto ma być chory, to i tak będzie, bez względu na to czy skorzysta z gastronomii, transportu publicznego czy innych zbiorowisk, czy nie. Lockdown = sabotaż, a robi to rząd własnym obywatelom! Korzystałem z gastronomii (nie zachorowałem), a jej brak jest dla mnie uciążliwy.