
Jacek Kołata, znany w Kaliszu hodowca sów, fotograf przyrody a zawodowo kierownik Schroniska dla Zwierząt w Kaliszu oraz wykładowca – zdecydował się wraz z rodziną na bliższą znajomość z puchaczem. Nowy domownik to pisklę, które w 10. dniu swego życia zmieniło adres zamieszkania – z woliery przeprowadziło się do mieszkania państwa Kołatów. Pan Jacek opowiada jak wygląda życie pod jednym dachem z małym puchaczem
– Zdecydowaliśmy się na ten krok ponieważ puchaczowe pisklę było dużo mniejsze od swojego rodzeństwa i jako takie, miało małe szanse na przeżycie. Zdajemy sobie sprawę z odpowiedzialności teraz i później. Nie tylko będzie to przyjaciel/przyjaciółka na całe życie ale z pewnością nas przeżyje. Nie znamy jeszcze płci, poznamy ją za kilka tygodni po badaniach genetycznych, wtedy też nadamy mu imię. Dzisiaj, w 14. dniu swego życia, maluch otworzył oczy. Do przytulanek dostał misia, a my obserwujemy jak pisklę bardzo szybko robi się coraz większe, a miś jakby się zmniejszał. Jeszcze niedawno misiowa noga była większa od puchaczątka, a dzisiaj miś sięga tylko do szyi ptaka. Ale gdy ma się taki apetycik jak nasz pisklak, to nie można się dziwić. Gdyby człowiek jadł tyle co pisklę puchacza to musiałby pochłaniać 1/3 swojej wagi na dzień codziennie – opowiada Jacek Kołata.
Na dzień dzisiejszy miś przechodzi ciężkie dni – jest dziobany, szarpany i łapany szponami. W ten sposób pisklę uczy się życia.
– Zdaję sobie sprawę, że żaden hodowca nie wykarmi pisklęcia w pierwszych dniach jego życia lepiej niż ptasia mama ale po pierwszym tygodniu życia naszego puchacza byliśmy w stanie zapewnić mu lepsze odżywienie niż jego matka. Teraz musimy uważnie obserwować zachowanie i prawidłowość wzrostu, ponieważ istnieje ogromne niebezpieczeństwo zwyrodnienia stawów w przypadku złego zbilansowania zawartości karmy i zbyt „płaskiego” podłoża, na którym siedzi ptak. Jak już powiedziałem, będzie to przyjaciel na całe życie. W jakiej formie to życie przeżyje – zależy tylko ode mnie i stylu życia jaki temu stworzeniu zapewnię przez najbliższe tygodnie. W 36. dniu życia wędruje po naszym mieszkaniu, zaczyna je poznawać, uczy się wszystkich dźwięków ludzkiego świata i naszej codziennej rutyny.
Czy nie było obaw o relacje między sową a dziećmi? Czy pisklę ma już imię? Pan Jacek nie ukrywa, że obawiał się dwóch rzeczy.
– Pierwszej, aby podczas zabawy sówka nie wyrządziła dzieciom krzywdy, a drugiej – aby przez przypadek dzieci nie zraniły ptaka. U mnie w domu ciągle latają piłki, itp. Jak do tej pory nie doszło do żadnej sytuacji niepożądanej. Powiem jeszcze, że sówka zaczyna być świadoma swojej siły. Mocniej łapie szponami rzeczy, a lżej nas, kiedy bierzemy ją na kolana. A co do imienia, zastanawiamy się. Mój mały Adaś woła na naszego puchacza Kaka, zaczynam poważnie rozważać taką wersję imienia – mówi Jacek Kołata.
Eleonora
Nowak-Serwanski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie