
System przymusza nas do szczepień, ale za konsekwencje nie bierze odpowiedzialności
Artykuł 16 Ustawy o Rzeczniku Praw Pacjenta stwierdza wyraźnie, że „pacjent ma prawo do wyrażenia zgody na udzielenie określonych świadczeń zdrowotnych lub odmowy takiej zgody”. Również przepisy Unii Europejskiej nie pozostawiają wątpliwości, że „niedopuszczalna jest ingerencja w zdrowie obywatela bez jego wyraźnej zgody”. Dlaczego zatem polskie organy administracji tak zawzięcie ścigają osoby, które w trosce o zdrowie swych dzieci rezygnują ze szczepień? Czyżby szczepienie nie było świadczeniem zdrowotnym?
Półroczną Basię do szpitala przywieźli rodzice z objawami zapalenia płuc. Ponieważ jednak stan dziecka się pogarszał, a lekarze nie potrafili pomóc, dziewczynkę przewieziono do szpitala specjalistycznego. Niestety, dziecko zmarło. Prokuratura w śledztwie ustaliła, że na stan zdrowia dziewczynki mogła mieć wpływ zintegrowana szczepionka, którą otrzymała dwa dni wcześniej.
Szczepionka 6 w 1 (przeciw polio, błonicy, tężcowi, WZW B, hib i krztuścowi) była przyczyną śmierci łóżeczkowej
4-miesięcznej dziewczynki. „U dziecka bardzo szybko zaczął się pojawiać szereg objawów związanych ze szczepieniem. Ból, całkowita utrata apetytu, zakłócenia rytmu snu i czuwania oraz inne”.
Pierwszy z tych przypadków wydarzył się w Polsce, w Kutnie, drugi we Włoszech. W tym drugim sędzia dostrzegł związek przyczynowy między szczepionką i śmiercią dziecka i zasądził rodzinie odszkodowanie w wysokości 200 tys. euro i 700 euro miesięcznie renty. Finału sprawy z Kutna nie znamy, ale polskie prawo nie dostrzega korelacji i nie przewiduje odszkodowań z tego tytułu.
Oczywiście naiwnością byłoby twierdzić, że to jedyne przypadki śmierci dzieci po zastosowaniu szczepionek. W internecie znajdziemy takich opisów mnóstwo.
W medycynie znane jest zjawisko ukrywające się pod angielskim skrótem SIDS (Sudden Infant Death Syndrome), tłumaczone jako Syndrom Nagłej Śmierci Łóżeczkowej – koszmar młodych rodziców, który ni stąd ni zowąd, bez przyczyny, dopada potomka. Palec Boży! Tymczasem badająca zjawisko dr Viera Scheibner ustaliła, że za 95% przypadków „nagłych i niespodziewanych, niedających się wyjaśnić zgonów dziecka w pierwszym roku życia” odpowiedzialne są... szczepionki.
Już w 1975 roku japońscy lekarze i decydenci dostrzegli związek między SIDS a szczepionkami, dlatego termin pierwszego, dobrowolnego szczepienia u dzieci przesunięto na okres dwóch lat od urodzenia. Okazało się, że wkrótce problem przestał istnieć.
Po kilkunastu latach, w 1988 roku, japońskim rodzicom dano wybór – mogli zaszczepić dziecko już po 3 miesiącach, ale nagle liczba SIDS wzrosła 4-krotnie (źródło: profilaktykazdrowotna.pl).
W tym czasie, czyli w okresie pierwszych dwóch lat życia dziecka, kiedy Japończycy zabraniają jakichkolwiek szczepień, mały Polak otrzymuje (uwaga!) aż 26 szczepionek. Dwie pierwsze, przeciw WZW typu B oraz przeciw gruźlicy, już w pierwszej dobie życia!
A jeśli dla „świadomego” rodzica w Polsce 26 szczepionek dla jego pociechy to mimo wszystko mało, to może malucha zaszczepić dodatkowo przeciw pneumokokom, ale już odpłatnie.
(Portal onalubi.pl ocenia, że dwie trzecie dzieci, które zmarły z powodu nagłej śmierci łóżeczkowej, było szczepionych przed śmiercią przeciwko DPT [błonicy-krztuścowi-tężcowi]. Spośród nich 6,5% zmarło w ciągu 12 godzin po szczepieniu; 13% w ciągu 24 godzin; 26% w ciągu 3 dni; oraz 37%, 61% i 70% w ciągu 1, 2 i 3 tygodni).
W związku z tym pojawia się pytanie: czym różni się mały Japończyk, Niemiec, Szwed czy Brytyjczyk od małego Polaka? Dlaczego Polak musi być intensywnie szczepiony, a Japończyk nie? Czy polscy lekarze są tak mądrzy, a japońscy, niemieccy, brytyjscy, szwedzcy to idioci i ignoranci?
Czy w związku z tym, że japońskie maluchy nie są szczepione do 2. roku życia, w Kraju Kwitnącej Wiśni mamy do czynienia z epidemiami?
Plaga autyzmu
Jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu stwierdzenie, że szczepionki mogą szkodzić lub zabić, byłoby uznane za herezję. W powszechnym przekonaniu były wielkim dobrodziejstwem, epokowym przełomem, który pozwolił ludzkości uporać się z trapiącymi ją plagami, zarazami i pomorami. Dziś jest inaczej. Lawinowo rosną szeregi organizacji antyszczepionkowych, krytycznych lekarzy, pełen krytycznych publikacji jest internet, powstaje coraz więcej krytycznych artykułów w czasopismach, książki. Szczepienia ukazują drugie, brzydkie oblicze. Po kilkudziesięciu latach zaczyna przemawiać statystyka.
Dr Jerzy Jaśkowski, jeden z tych nielicznych lekarzy, którzy nie obawiają się środowiskowego ostracyzmu, zemsty koncernów farmaceutycznych i izb lekarskich, wykazuje, że szczepionki są odpowiedzialne m.in. za dramatyczny wzrost autyzmu. Przy czym właśnie dane statystyczne pokazują, że odsetek chorych jest większy w tych krajach, gdzie istnieje przymus szczepień. Np. w USA. Jak twierdzi Jaśkowski, w Stanach Zjednoczonych dzięki staraniom dr Briana Hookera, profesora na Uniwersytecie Simson, oraz zaangażowaniu grupy senatorów przemysł farmaceutyczny został zmuszony do ujawnienia dokumentów, z których wynika niezbicie, że preparat rtęciowy (tiomersal) zawarty w szczepionkach uszkadza mózg i jest jednoznaczną przyczyną zaburzeń zwanych autyzmem. O czym doskonale wiedzieli producenci i sprzedawcy szczepionek.
– Z ujawnionych dokumentów wynika, że szczepione dzieci są aż 8-krotnie częściej narażone na autyzm niż nieszczepione – twierdzi Jaśkowski.
Jego opinie potwierdza prof. Maria Dorota Majewska z Instytutu Psychiatrii i Neurologii. „Rtęć jest neurotoksyczna, kardiotoksyczna, epatoksyczna, nefrotoksyczna, immunotoksyczna, kancerogenna. Powoduje zaburzenia rozwojowe u dzieci, choroby neurodegeneracyjne u dorosłych (Parkinsona i Alzheimera) oraz degeneracyjne zmiany w systemach reprodukcyjnych kobiet i mężczyzn, upośledzając ich zdolności rozrodcze oraz uszkadzając potomstwo” – pisze Majewska w liście do Zarządu Polskiego Towarzystwa Wakcynologii. Warto przypomnieć, że prof. Majewska jest cenionym neurobiologiem, przez 25 lat pracowała na czołowych uczelniach w USA, m.in. Harvarda i Missouri, oraz w Narodowym Instytucie Zdrowia. Po powrocie do Polski prowadziła badania dla Komisji Europejskiej nad biologią autyzmu i potencjalną rolą thimerosalu (tiomersalu) w patogenezie tej choroby.
Trudno więc odmówić jej wiedzy i kompetencji.
Prof. Majewska ocenia, że kilkunastokrotny(!) wzrost zachorowań na choroby psychoneurologiczne (autyzm, ADHD, upośledzenie umysłowe, padaczka i inne) w ciągu ostatnich dwóch dziesięcioleci jest spowodowany związkami rtęci, które zawierały wprowadzane w latach 90. szczepionki (m.in. WZW typu B). Za bezpieczną dla dziecka uznaje dawkę 0,1 µg/kg/dzień, tymczasem „łączna jej ilość, którą jednorazowo wstrzykiwano niemowlętom w 3 szczepionkach – DTP, Hib i Hep B – wynosiła 62,5 µg, co dla 5-kilogramowego niemowlęcia 125 razy przekraczało bezpieczne dawki!”.
Reasumując. Od 1975 roku liczba zachorowań na autyzm w USA wzrosła stukrotnie! O ile 40 lat temu na chorobę tę zapadało jedno dziecko na 5000, to obecnie notuje się jeden przypadek na 50 urodzeń. Przy tym warto zwrócić uwagę, że wśród amerykańskich Amiszów, którzy nie uznają „zdobyczy cywilizacji”, a więc i współczesnej medycyny, zachorowań na autyzm nie notuje się w ogóle! Przypadek?
A jak jest w Polsce? Niestety, brak wiedzy na ten temat, ponieważ pomimo obowiązku rejestracji Niepożądanych Odczynów Poszczepiennych (NOP) praktycznie nikt takiej rejestracji nie prowadzi. Prof. Majewka ocenia jednak, że w Polsce na autyzm choruje ok. 150 tys. dzieci.
Ale nie tylko autyzm jest konsekwencją masowych szczepień. Doktor Jaśkowski przypomina, że w Polsce od lat 60. rozprowadzana była szczepionka przeciw polio skażona rakotwórczym wirusem SV-40. Podawano ją polskim dzieciom do połowy lat 80. Już w 1960 roku jeden z amerykańskich lekarzy, zeznając przed komisją kongresu USA, przewidywał, że w krajach Europy Środkowej z tego powodu wybuchnie prawdziwa epidemia nowotworów. Mylił się?
Szczepionkowa hekatomba
Dla zdecydowanej większości społeczeństw ciągle aktualna jest, obowiązująca od początków XX wieku, teoria tzw. „odporności stadnej”, która zakłada, że choroby zakaźne znikną, jeśli zaszczepione zostanie 95% populacji. „Tą teorią fałszywie tłumaczono spadek zachorowań i śmiertelności z powodu chorób zakaźnych w drugiej połowie XX wieku” – twierdzi prof. Majewska. Tymczasem, jej zdaniem, dane demograficzne wykazały jasno, że już od początków XX wieku, a więc jeszcze przed umasowieniem szczepień, systematycznie spadała liczba zachorowań i zgonów na choroby zakaźne, a zadecydowały o tym: polepszenie warunków życia i higieny, upowszechnienie kanalizacji i polepszenie dostępu do czystej wody, poprawa odżywiania i edukacji. (Patrz również: „Szczepienia – niebezpieczne, ukrywane fakty”. Wydawnictwo Idea Contact).
Natomiast wprowadzenie szczepień – przeciwnie. – Nie jest zaskoczeniem fakt, że wybuchy epidemii chorób podczas ostatnich 100 lat prawie zawsze miały miejsce po zastosowaniu szczepień – ocenia dr Jaśkowski i podaje przykłady.
Lata 1871-1872, Anglia. 98% populacji zostało zaszczepione przeciw ospie. Skończyło się tym, że wybuchła epidemia ospy, która pochłonęła 45 tys. ofiar. Wyjątkiem było miasto Leicester, w którym nie podano szczepionki.
Niemcy, lata 1940-45. 96% populacji zostało zaszczepione przeciw dyfterytowi. Poziom zachorowań wzrósł z 40 tys. do 250.000 przypadków.
W 1967 roku Ghana po zaszczepieniu 96% mieszkańców obwieściła koniec zachorowań na odrę. Kilka lat później Ghanę nawiedziła największa epidemia odry w historii kraju, z najwyższym poziomem śmiertelności spośród dotychczasowych epidemii. Takich przykładów jest wiele.
Podobnie współczesne statystyki wskazują wyraźnie, że w krajach, w których stosuje się 2-3 razy mniej szczepień niż w USA czy Polsce i w których są one dobrowolne (czyli w krajach Europy Zachodniej i Japonii), odsetek dzieci autystycznych, wskaźniki umieralności niemowląt i zachorowalność na wiele innych chorób, w tym nowotworowych, jest znacznie niższy.
Kondominia koncernów farmaceutycznych
W Polsce po 1989 roku zmieniło się wiele, ale jedno z pewnością nie – w kwestii szczepień nadal obowiązuje opresyjny przymus rodem z PRL. I nawet wstąpienie do UE oraz przyjęcie unijnego prawodawstwa nic w tej kwestii nie zmieniło. Polska jest jednym z 9 krajów europejskich, w których obowiązuje totalitarny przymus. Obok naszego kraju są to: Czechy, Słowacja, Węgry, Łotwa, Rumunia, Bułgaria i Słowenia. Do tego grona należy również Grecja. Widać więc wyraźnie, że zdecydowana większość to kraje o komunistycznej przeszłości.
W 4 krajach obowiązkowe są jedynie pojedyńcze szczepionki: Francja (błonica, tężec, polio), Belgia (polio), Włochy (błonica, tężec, polio, WZW B) oraz Malta (błonica, tężec, polio).
Natomiast w pozostałych 18 krajach europejskich, czyli Portugalii, Hiszpanii, W. Brytanii, Irlandii, Islandii, Norwegii, Szwecji, Finlandii, Niemczech, Holandii, Luksemburgu, Szwajcarii, Austrii, Estonii, Litwie, Danii oraz na Cyprze, nie są obowiązkowe, natomiast refundowane przez państwo.
Polskim problemem, oprócz ewidentnej opresji, jest zdaniem Majewskiej również stosowanie archaicznych, niestosowanych nigdzie w UE niebezpiecznych szczepionek. Do takich zalicza m.in. szczepionkę przeciw krztuścowi (DTP), zawierającą żywe kultury bakterii i powodującą zachorowania na tę chorobę i liczne przypadki śmierci łóżeczkowej, oraz OPV, odpowiedzialną za przypadki paraliżu nie tylko szczepionych dzieci, ale również groźną dla otoczenia. Obie jej zdaniem powinny zostać natychmiast wyeliminowane.
Natomiast decyzja „szczepić czy nie” powinna bezdyskusyjnie należeć wyłącznie do rodziców – w oparciu o rzetelne informacje na temat NOP i wiedzę o chorobach zakaźnych. Tymczasem państwo zmusza rodziców do szczepienia swych dzieci pod groźbą kar, uchylając się jednocześnie od jakiejkolwiek odpowiedzialności w przypadku wystąpienia negatywnych objawów. Ciągle słyszymy przy tym, że szczepionkowy przymus to normalny, światowy standard. Czy aby na pewno?
„W 1997 roku, za prezydentury Borysa Jelcyna, parlament rosyjski zaproponował zwołanie ogólnokrajowej konferencji dotyczącej szczepień. Wzięli w niej udział lekarze, prawnicy i urzędnicy. Efektem rozmów było zniesienie przymusu i obowiązku szczepień w Rosji, jako całkowicie nieefektywnego i społecznie szkodliwego procederu” (A. Kotok, „Bezlitosna immunizacja, prawda o szczepionkach”, Hartigramma, W-wa 2015, s. 15).
Warto zwrócić uwagę na fakt, że w powszechnej świadomości Rosja ma reputację kraju niedemokratycznego, wręcz autorytarnego.
W czasie gdy w Rosji zdejmowano ze społeczeństwa szczepionkowe kajdany, w Polsce, kraju (ponoć) demokratycznym, sprawy szły dokładnie w odwrotnym kierunku – systematycznie rozszerzano kalendarz szczepień.
Przy czym decyzje o dodaniu nowych szczepionek „zawsze zapadały z dala od mediów i opinii publicznej” – czytamy w przedmowie do „Bezlitosnej immunizacji...”
W 2012 roku wprowadzono szereg kolejnych, niekorzystnych zmian. Rozszerzono definicję choroby zakaźnej, przyznano głównemu inspektorowi sanitarnemu uprawnienia do ogłaszania stanu epidemii, co wcześniej było prerogatywą ministra zdrowia, oraz dano urzędnikom wolną rękę w postępowaniach administracyjnych.
Jednocześnie nie przyjmowano do wiadomości żadnych apeli środowisk antyszczepionkowych o wprowadzenie odszkodowań dla ofiar powikłań poszczepiennych. Odszkodowania takie funkcjonują w 12 europejskich krajach oraz w USA, Tajwanie, Japonii, Korei Płd., Nowej Zelandii i Kanadzie (Quebec). Za powikłania poszczepienne płaci też Rosja. Na wyróżnienie zasługują również Węgry i Słowenia, które co prawda zmuszają do szczepień, ale przynajmniej przyznają się do błędów. Polska natomiast zmusza i nie płaci.
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ile czasu minie gdy do ludzi dotrze prawda o szczepieniach. Uznanie za poruszanie an łamach Gazety tak ważnych tematów
Promocja antyszczepionkowej "nauki" i w ogóle znachorstwa to wyjątkowo szkodliwa działalność, zawracanie do średniowiecza. Bes te atumy kóry siem nie niosom, a krowy załośnie rycom i mleka nie dajom!