
Belle vedere to z francuskiego – piękny widok. Dom z pięknym widokiem mógł być określany belwederem, choć to zapożyczenie z języka Moliera dotyczy raczej nadbudówki domu z balkonem, tarasem. Belweder kaliski to zaszczytny tytuł dla budynku przy splocie ulicy Śródmiejskiej z aleją Wolności. Dziś to już mocno historyczne miano, chociaż ktoś komu uda się wejść na szczyt dawnej willi Weigtów, szybko przekona się, iż jest ono nadal prawdziwe i aktualne.
Pępek miasta
Pałacyk, względnie willa miejska został zbudowany dla Karola Weigta, syna Gustawa, który prowadził browar w Kaliszu od 1878 r. W tym samym czasie, po śmierci ojca, został on właścicielem dużego majątku w Morawinie. W ostatnich dekadach XIX stulecia, przedsiębiorca blisko swojego zakładu, przy głównej ulicy miasta wystawił dom. Składał się on z wyższej, dwupiętrowej części środkowej i dwóch bocznych, jednopiętrowych skrzydeł.
Budynek
Najistotniejsze dla odbioru całości było to, czego dzisiaj już nie ma: otoczony ogrodzeniem niewielki ogród z fontanną przed wejściem. Wielu może z trudem przyjść wyobrażenie sobie ogrodu przed domem własnym kaliskiego piwowara, jednak pamiętajmy, że w czasie gdy stawiano dom Karola, dzisiejsza Śródmiejska była znacznie bardziej „intymna”. Mimo rangi głównej ulicy z miasta ku zachodnim przedmieściom, nie była ani szeroko, ani zbyt czysta. Było też przy jej poboczach znacznie więcej zieleni aniżeli dziś.
Dom pozostawał w rękach rodziny Weigtów do 1930 r., kiedy Małgorzata Weigt sprzedała nieruchomość Franciszce Majewskiej. Zarządcą został Józef Wiśniewski, właściciel niedalekiego Hotelu Europa. Pod jego rządami przed domem (ponownie?) pojawił się parkan. Właśnie wtedy zaplanowano nadbudowę, ale modernizację ostatecznie przeprowadziły już dwie kolejne właścicielki, Janina Scheurowa i Helena Jacewicz. Budynek z pięknym widokiem na spacerową aleję urósł niemal dwukrotnie.
Przed drugą wojną światową pierwsze piętro zajmował sąd grodzki. Podczas okupacji, w willi działała restauracja Sergiejew. Na innej fotografii z tego okresu, wykonanej z wysokości Hermann Goering Strasse (Alei Józefiny) z dalekiej perspektywy, dom prezentuje się bardzo elegancko. Tworzy wraz z teatrem zamknięcia alei, a swoją formą i rozmiarem zawstydza wiele mieszczańskich kamienic Kalisza. Element charakterystyczny jego historyzującej architektury – cztery wazy u szczytu ryzalitu, zginęły wraz z II RP i prywatnymi właścicielami dzisiejszego adresu Śródmiejska 31.
Migający nielot
Po upaństwowieniu intratnej nieruchomości, jej mury zajęły różne instytucje. W latach 60-tych zafunkcjonowała tutaj klubokawiarnia Sobótka. Było to miejsce spotkań „złotej młodzieży” i z tego powodu cieszyła się złą sławą w opinii publicznej – tej sprawującej wówczas władzę. „Pedagogicznych” artykułów ukazało się wówczas bardzo dużo. Pomstowano, że jest to siedlisko zła, występku, rozpasania itd. W końcu opinia ortodoksów przeważyła i Sobótka została zlikwidowana. Kroplą, która wypełniła naczynie pretensji, był wypadek śmiertelny – znaleziono na schodach ciało znanego kaliskiego playboya. Była też „Teatralna”, która jednak ustępuje i dzisiaj popularności (we wspomnieniach) najsłynniejszemu z wachlarza lokali pod tym adresem – Ikarowi – klubowi WSK. Budynek oprócz charakterystycznego neonu podpisano dodatkowo nazwą periodyku wydawanego przez Wytwórnię Sprzętu
Komunikacyjnego – Delta Kalisz – na bocznej elewacji.
Klub był wyrazem ambicji zakładu przemysłowego, którym Kalisz szczycił się na krajowym podwórku. Migawek z Ikara jest wiele. Ożywiają one z powodzeniem biało – czarne fotosy budynku z lat 60. i 70. Recytowany wiersz patriotyczny z okazji Dnia Metalowca, Dancingi z ulubioną nutą Que Sera Sera „co będzie to będzie”, brydż, pokoje na nockę, seansy przed kolorowym telewizorem i wiele innych. Nie tylko w tzw. Środy Ikarowe, budynek pękał w szwach od gości. Biorąc pod uwagę popularność usług belwederu, Ikar wysuwa się zdecydowanie na prowadzenie w całej historii budynku.
Kierownikiem klubu był przez długi czas Wacław Klepandy. Przez jakiś czas teatrem poezji i żywego słowa zajmował się tutaj największy badacz XIX-wiecznego Kalisza Edward Polanowski. Do Ikara wchodziło się bocznym wejściem. Droga prowadziła obowiązkowo przez szatnię – królestwo Adolfa Kucharczyka, zapamiętanego jako warcabowy maniak. Na dole mieściła się mała sala przeznaczona do kameralnych występów (dużą salę na wysokości belwederu wykorzystywano na szersze imprezy).
W czasach ortalionów i prochowców, budynek z klubem u zbiegu Śródmiejskiej i alei Wolności uchodził za kultowy. Był też jednym z „najlepiej ubranych” gmachów podczas świąt państwowych. W czasie gdy nieruchomością władało WSK, rokrocznie w maju nieruchomość strojono w czerwień z odpowiednimi atrybutami. Zamknięcie klubu spod znaku biblijnego nielota przypieczętowała transformacja ustrojowa roku 1989. Przerwany lot Ikara, symbolizowały zepsute neony, które zdemontowano szybko po nastaniu nowej Polski. Pozostał sentyment.
Mateusz Halak
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
szkoda !!! zaniedbana część budynku !!! Można ją śmiało wykorzystać na piękną --kawiarnię z restauracją , z parasolami na tarasach --oczywiście po odpowiednim remoncie .
Do Kaliszanki, właśnie o to się prosi.
Szanowny autorze, co ma wspólnego Ikar z Biblią? Toż to postać z greckiej mitologii. Co do reszty artykuł wart przeczytania a temat upamiętnienia.
Coś o historii Weigtów w Morawinie w artykule na: http://www.schondorf.pl/historia-liskowa-i-okolic/morawin-moja-nowa-mala-ojczyzna/ Jest też foto Weigta i jego żony (bodajże sporo młodszej od niego). Przed tym artykułem w "Życiu" nie wiedziałem, czy to ta sama rodzina, czy tylko zbieżność nazwisk...
Obok tego pałacu w Morawinie na 7 VIII ma być inscenizacja historyczna i piknik militarny. Podaje Gmina Ceków-Kolonia