
Rozmowa z Magdaleną Piekarską, doradcą handlowym firmy Auto Centrum Lis o tym, czy już warto kupić auto elektryczne
– Według portalu „Wybór kierowców”, w pierwszym kwartale tego roku liczba pojazdów elektrycznych w Polsce zwiększyła się o 54 procent w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego. Dynamika może imponować ale wielu Polaków nadal z rezerwą odnosi się do zakupu „pełnego elektryka”. Jeszcze do niedawna traktowaliśmy auta z napędem elektrycznym jak ekologiczny gadżet do jazdy „wokół komina”. Czy dziś są już alternatywą dla aut spalinowych?
– Liczby mówią same za siebie. Coraz bardziej przekonujemy się do pojazdów elektrycznych, liczba użytkowników rośnie w postępie geometrycznym a to wynika m.in. z coraz większej dostępności aut elektrycznych i ich różnorodności. Kiedyś były to głównie auta małe a obecnie reprezentują już niemal każdy segment aut osobowych i nie tylko. Faktem jest, że jeszcze do niedawna były traktowane jak gadżety, tak jak kiedyś telefony komórkowe, natomiast dziś to już historia. Obecnie z całą pewnością pojazdy elektryczne są alternatywą dla aut z konwencjonalnymi napędami.
– Niemniej jednak nadal jest spora grupa oponentów. Najczęściej podnoszonym argumentem mającym świadczyć na niekorzyść elektryków są stosunkowo małe dystanse (pomimo widocznego technologicznego postępu) jakie może pokonać auto w pełni naładowane. Po drugie – obawy budzi słabo rozwinięta sieć punktów ładowania aut elektrycznych. Proszę zatem rozwiać obawy – czy wybierając się w podróż po Polsce autem elektrycznym możemy to zrobić bez obaw, że staniemy w szczerym polu?
– Fakt, są to najczęściej wyrażane obawy podnoszone przez klientów. Zdecydowanie nieuzasadnione. Bo jeśli spojrzymy na mapę punktów ładowania to okazuje się, że nie ma w Polsce takiej „czarnej dziury” aby naładowane auto nie dojechało do jakiejś stacji. Oczywiście, wymaga to pewnych zabiegów, przemyślenia trasy, ale na szczęście są dostępne aplikacje, które to ułatwiają – pokazują w których miejscach funkcjonują stacje ładowania. Reasumując, jeśli uwzględnimy czas ładowania baterii to podróż po kraju autem elektrycznym z pewnością będzie nieco dłuższa niż pojazdem napędzanym silnikiem spalinowym, ale za to znacznie... tańsza. A drugą oczywistą korzyścią będzie półgodzinny odpoczynek przy filiżance kawy... (śmiech).
– Według oficjalnych danych, pod koniec pierwszego kwartału tego roku w Polsce czynnych było 2113 stacji ładowania z 4118 punktami z czego ok. 30% to ładowarki „szybkiego ładowania”. Przy liczbie stacji benzynowych to jednak niewiele. Jak wygląda perspektywa rozwoju sieci punktów ładowania pojazdów elektrycznych w Polsce w najbliższych latach?
– Bardzo ambitne plany ma Orlen, który docelowo chce montować punkty ładowania aut elektrycznych na istniejących stacjach paliw. Są też inni operatorzy na polskim rynku, jak np. GreenWay czy Amic. Te nieco ponad 2 tysiące stacji obecnie to rzeczywiście niewiele w porównaniu do liczby stacji benzynowych ale wystarczająco w stosunku do aktualnych potrzeb. W miarę jak będzie rosła liczba użytkowników, a tak się stanie, będzie przybywać również stacji ładowania, sądzę, że szybciej niż się spodziewamy. A skoro poruszamy ten temat, to warto zasugerować przedsiębiorcom, zwłaszcza tym, których firmy zlokalizowane są w centrach miast, czy w miejscach strategicznych aby zainteresowali się tematem, zwłaszcza, że są dotacje do budowy ładowarek. Z pewnością będzie to z korzyścią dla tych firm, ich pracowników, a także klientów. W tym miejscu zwrócę się z takim małym apelem – jeśli macie możliwości, dlaczego nie zainwestować w ładowarkę? Postawienie jednego terminala z dwoma przyłączami to nie jest duży koszt, tym bardziej, że jak wspomniałem, są to inwestycje dotowane.
– Skoro omawiamy temat ładowarek, proszę powiedzieć jak jest z dostępnością w Kaliszu? Ile obecnie mamy punktów ładowania?
– Około 20, w większości w salonach samochodowych oraz w takich miejscach jak hotel Hilton czyli Calisia One czy w Galerii Amber. Z tego cztery to tzw. szybkie ładowarki.
– Wróćmy do kwestii technicznych. Wśród obaw, jakie pojawiają się w dyskusjach na temat pojazdów elektrycznych, wskazywana jest również rzekoma szybko malejąca sprawność baterii akumulatorów. Czy rzeczywiście jest to problem?
– W czasach, kiedy pierwsze samochody elektryczne pojawiały się na naszych drogach, rzeczywiście była to duża niewiadoma. Obecnie nie jest to problem. Utrata sprawności po roku użytkowania wynosi nie więcej jak 2 procent. Oznacza to, że w pełni naładowanym autem przejedziemy raptem... 8 kilometrów mniej. Poza tym warto zaznaczyć, że każdy producent daje co najmniej 8 lat gwarancji na akumulatory, więc nie musimy się obawiać. Kolejna kwestia – baterie mają budowę modułową, więc nie jest tak, że w razie problemów musimy wymieniać cały zestaw. I nie ma również kłopotów z utylizacją zużytych baterii – obecnie prawie 100 procent podlega recyklingowi, bo z uwagi na duże koszty są tym zainteresowani producenci. Poza tym warto dodać, że i w tym obszarze stale dokonuje się postęp technologiczny – pojemności, zasięgi i trwałość baterii stale się zwiększa. Przykładem niech będzie nowość na polskim rynku pojazdów elektrycznych czyli Seres, który zamiast powszechnie używanych baterii litowo-jonowych wykorzystuje nowsze akumulatory litowo-żelazowo-fosforanowe – bardziej odporne na warunki atmosferyczne i utratę sprawności. Obecnie technologia rozwinęła się na tyle, że auta są w zasadzie eksploatowane do końca z jednym zestawem baterii. Musiałoby się stać coś wyjątkowego, aby zaistniała konieczność jej wymiany.
– Kwestionowany jest również aspekt stricte ekologiczny skoro prąd magazynowany w bateriach samochodów pochodzi z elektrowni produkujących prąd elektryczny z... węgla. W pierwszym odruchu trudno nie przyznać słuszności takim wywodom. Gdzie zatem jest ta korzyść dla środowiska?
– Tak może rzeczywiście się wydawać ale zwróćmy uwagę na bardzo długą drogę, jaką przebywa paliwo konwencjonalne, od momentu wydobycia ze złoża, w tym przypadku ropy naftowej, zanim trafi do zbiornika naszego samochodu. Nie uwzględniamy łańcucha składającego się z wielu ogniw, z których każde wymaga dodatkowej porcji energii. Czyli... transport od miejsca wydobycia, tankowcami lub rurociągami do rafinerii, co wymaga energii, energochłonne przetwarzanie ropy w benzynę czy olej napędowy, następnie transport ciężarówkami do stacji benzynowych – kolejny wydatek energii, wreszcie tankowanie z dystrybutora do zbiornika samochodu, które też wymaga energii. W przypadku pojazdów elektrycznych ten „energetyczny łańcuch” jest zdecydowanie krótszy – elektrownia – pojazd i nic ponadto. Zysk dla środowiska jest oczywisty. A w tym bilansie należałoby również uwzględnić szybko rozwijający się sektor OZE – Odnawialnych Źródeł Energii, które w dużym stopniu zasilają pojazdy elektryczne. W takich przypadkach mamy do czynienia już z najczystszą energią.
– Pomimo rozwoju OZE wyrażane są obawy o to, czy nasz system energetyczny wytrzyma boom na auta elektryczne, jeśli taki nastąpi.
– W żadnym scenariuszu, gdyby nawet po polskich drogach poruszało się milion aut elektrycznych nie ma takich zagrożeń.
– Zgoda, auto elektryczne to racjonalny wybór ale... dla właściciela domu jednorodzinnego. Przez osiem godzin, w nocy pojazd naładuje się z domowego gniazdka i rano jest gotowy do drogi. A jakimi argumentami, do zakupu elektryka, przekona Pani mieszkańca blokowiska?
– Przede wszystkim rozmieszczeniem punktów ładowania. Zlokalizowane są w najbardziej uczęszczanych miejscach, np. marketach i galeriach, gdzie w trakcie zakupów możemy sobie „dotankować” swój pojazd. Warto zauważyć, że przecież nie musimy ładować auta codziennie biorąc pod uwagę, że w pełni naładowane auto może przejechać dystans 300, 400 kilometrów a rzadko który pojazd dziennie pokonuje 60 kilometrów; w większości są to mniejsze dystanse. Dlatego takie okazjonalne ładowania, czy to w trakcie zakupów w galerii czy spotkania przy kawie, w zupełności wystarczą aby utrzymywać samochód elektryczny w gotowości do jazdy. Sama od niedawna użytkuję auto elektryczne, jest to mój jedyny samochód i jestem zachwycona a wszystkie obawy szybko minęły
– Ostatnią redutą, punktem „oporu” będzie argument o wyższej cenie zakupu elektryka.
– To fakt, ale... Już przy zakupie auta elektrycznego korzystamy z dużej bonifikaty. Po drugie – koszty bieżącej eksploatacji. Porównajmy, przy dzisiejszych cenach benzyny czy oleju napędowego, przy średnim zużyciu 7 litrów przejechanie 100 kilometrów to koszt 50 złotych. Autem elektrycznym natomiast, dajmy na to popularnego Renault ZOE, za 100-kilometrowa przejażdżkę zapłacimy ok. 20 złotych, o ile będziemy „tankować” z publicznych ładowarek. A przecież niektóre galerie czy markety oferują swoim klientom darmowe ładowanie. Podobnie za darmo pojedziemy jeśli korzystamy z fotowoltaiki. Ale nawet gdy jesteśmy skazani na korzystanie z publicznych ładowarek, wielkiej krzywdy naszym portfelom to nie zrobi. A to nie koniec bo przecież oczywiste jest, że w przypadku aut elektrycznych znacznie tańszy jest także serwis choćby z racji znacznie mniejszej liczby części i podzespołów. I kolejne argumenty za elektrykami – żadnych ograniczeń przy wjeździe do miast, darmowe parkingi, możliwość poruszania się buspasami, etc, etc. A zatem – czy to się komuś podoba czy nie, przyszłość należy do aut elektrycznych a nie spalinowych. Dlaczego? Choćby z tego względu, że źródła ropy kiedyś i tak muszą się skończyć.
– I na podsumowanie warto jeszcze przypomnieć, że pierwsze samochody były napędzane silnikami elektrycznymi a nie spalinowymi, jak mogłoby się wydawać.
Dziękuję za rozmowę.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Mowa piękna , dużo mówić mało powiedzieć,utylizacja paneli fotowoltaicznych to ponat 50% ceny nowego za sztuka, a jle utyizacja elektryka?za utylizacje płaci właścicjel rzeczy !Prąd do ładowania pochodzi z elektrowni czy go wystarczy ?
Plan ONZ o nazwie agenda zakłada wykluczenie transportu prywatnego zwykły Kowalski , Helmut czy pepik nie będzie posiadał pojazdu więc ta przyszłość możecie włożyć w wasze lewe żopy !
Ekologia w rachunku ciągnionym (z uwzględnieniem produkcji energii elektrycznej do ładowania i problemów z produkcją i utylizacją akumulatorów) wątpliwa. W tej chwili propagowanie samochodu elektrycznego to tylko polityka a nie ekonomia. Kupię samochód elektryczny jak czołgi będą napędzane silnikami elektrycznymi.