12 grudnia, w przededniu podpisania Traktatu Reformującego Unię Europejską, w Parlamencie Europejskim zaplanowano uroczyste proklamowanie Karty Praw Podstawowych. Część posłów upomniała się o prawdziwą demokrację
W sali plenarnej w Strasburgu w samo południe (w przerwie głosowań, gdy jest pełna sala) stawili się: przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso, przewodniczący Rady Unii Europejskiej – premier Portugalii José Sócrates i przewodniczący Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Pöttering.
Na środku Wysokiej Izby ustawiono specjalny stół i trzy stołki dla sygnatariuszy. Rozpoczęły się płomienne mowy trzech tuzów europejskich, opiewających wielkość i dobrodziejstwa Karty Praw Podstawowych.
Typowa unijna nowomowa. Na sali nie było jednak oczekiwanego patosu i aplauzu euroentuzjastów. Niespodziewanie nastąpiła eksplozja tłumionej prawdy i wolności.
Kilkudziesięciu posłów z różnych krajów zdecydowanie zaprotestowało przeciw unijnej poprawności, trzymając w rękach plansze z napisem: REFERENDUM!
Pojawiło się też kilka większych transparentów z żądaniem referendum w sprawie ratyfikacji Traktatu Reformującego. Nawet posłowie z lewicy energicznie dzierżyli takowy transparent.
Wielu posłów założyło czarne koszulki z napisami: REFERENDUM!
W czasie gdy mówcy z trybuny wielbili Kartę Praw Podstawowych i podkreślali dziejowe znaczenie tej chwili w historii Europy, my – przeciwnicy europaństwa, zgodnie skandowaliśmy: „REFERENDUM! REFERENDUM!”
A po tym, jak użyto wobec nas służb porządkowych, które zabierały nam kartki i plansze z napisami „REFERENDUM”, protestowaliśmy: „DYKTATURA! DYKTATURA!”
Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Pöttering, rozpalony do czerwoności, wyraźnie nie radził sobie z nieoczekiwaną sytuacją, wzywając służby do wyprowadzenia z sali niepokornych posłów, którzy nie bali się głośno domagać demokracji bezpośredniej w sprawie utraty suwerenności swoich państw.
Oczywiście podpisy pod Kartą Praw Podstawowych złożono. Potem były uściski rąk, wspólne zdjęcia, na zakończenie odegrano hymn unijny, ku uciesze klaszczącej większości (niestety) eurodeputowanych.
Po uroczystości dostało się nam od „poprawnych” europejskich polityków. Nazwano nas „idiotami umysłowymi”, „szaleńcami”, „nazistami”, „niegodnymi obecności w Parlamencie Europejskim”. A nasze protesty i wołanie o referendum to według nich „zachowanie antyeuropejskie”.
Tak właśnie buduje się Wspólną Europę, za nic mając prawa narodów, nie pytając nas, „warchołów”, o zdanie.
Komentarze opinie