
Zima. Pierwszy tydzień nowego roku. Za oknem nie widać jednak bieli śniegu, a termometr wciąż wskazuje dodatnie temperatury. W takich warunkach nie ma szans na utworzenie się bezpiecznej do łowienia pokrywy lodowej na powierzchni zbiorników. Wędkarze lubiący łowienie pod lodem, wpatrywanie się w maleńki spławik lub kiwak, z niecierpliwością obserwują zaokienne termometry, których słupki rtęci nie chcą opaść poniżej zera. Bardziej doświadczeni zimowi łowcy, spokojnie kompletują i przeglądają sprzęt. Wiedzą, że od lat jednym z najzimniejszych miesięcy jest luty. Jeśli początki zimy są ciepłe, nie oznacza to, że lodu nie będzie. Póki co, jednak go nie ma, czy jest to więc czas biernego oczekiwania?
Otwarta powierzchnia wód zbiorników zaporowych oraz rzek, pozwala - i to z wielką skutecznością - poszukiwać stad białorybu zgromadzonych w zimowe stada. Odnalezienie ryb może zaowocować obfitym połowem. Pamiętając, że wiele z nich: boleń, brzana, certa, miętus, sandacz, szczupak i świnka jest pod ochroną, warto poszukać leszczy i płoci, które - jeśli trafimy w dobry czas żerowania - mogą nas zaskoczyć intensywnością brań porównywalną z okresem letnim. Jest jeszcze jedna wspaniała i piękna ryba - okoń. Regulamin nie zabrania jego łowienia w tym okresie, ale … Ochrona ryb zakłada, że każda ryba powinna mieć szanse choć raz przystąpić do rozrodu. Ponoć okoń mający 15 cm (jego wymiar ochronny), takie możliwości miał. Spinningiści - chwała im za to - nie uznają okonia, który nie osiągnął 18 cm. Może uda się wprowadzić taki zapis w Regulaminie Amatorskiego Połowu Ryb. Przecież 15 cm pasiaczek to maleństwo, które tylko barbarzyńca może zabrać znad wody, ale tych niestety jest jeszcze wielu pośród wędkarzy.
Jeżeli wyprawy wędkarskie o tej porze roku kogoś nie interesują, obecny czas powinien poświęcić na przygotowania do wiosennych wypraw. Przegląd wędek, ich kąpiel połączona z delikatnym zabezpieczeniem złączy smarem grafitowym, uzupełnienie ewentualnych odprysków lakieru na omotkach przelotek itp. Czynności te powinny być wykonane właśnie teraz, o ile nie zrobiliśmy tego wcześniej. Pamiętać należy również o kołowrotkach. Jeśli używanie naszego „kręciołka” nie jest dłuższe od roku, producent zabezpieczył go, abyśmy nie musieli się martwić smarowaniem wewnętrznych części. Wystarczające jest zewnętrzne umycie i pozbycie się kurzu oraz zaschniętych cząstek zanęty. Jeśli używamy kołowrotka nieco dłużej, trzeba go przesmarować. O tym, jak to zrobić, pisałem w ubiegłym roku.
Dobrze jest „przejrzeć”, przewinąć nasze żyłki, na których pozostały osady występujące w każdej wodzie. Umycie ich i ponowne nawinięcie na szpulę kołowrotka przez delikatnie trzymaną ściereczkę, pozwoli nie tylko osuszyć żyłkę, ale i pozbyć się niewidocznych dla oka drobin, np. zakwitów glonów. Te wyschnięte cząsteczki mogą działać jak papier ścierny na nasze przelotki i rolki kołowrotków.
W zależności od preferowanych przez nas metod łowienia, można również zacząć, np. wiązanie różnych grubości i długości przyponów. Doświadczenia, które wynieśliśmy z minionego sezonu, pozwolą zoptymalizować nasz wybór. W sprzedaży można znaleźć świetny przyrząd, który doskonale upraszcza wiązanie pętelek na końcach przyponu. Większość wędkarzy wie - wiedzą to szczególnie spławikowcy - że wybrane do łowienia przypony powinny mieć dokładnie taką samą długość. Pętelki powinny być jak najmniejsze, ale nie sprawiające problemu podczas wymiany przyponu na nowy (np. stępiony haczyk), lub jego zerwania. Doskonale w tej roli sprawdza się Easy loop - przyrząd do wiązania pętelek (oczek) przyponów. Na stronie internetowej Tomasza Horemskiego (www.leszcz.pl), można odnaleźć film instruktażowy. Umieszczona w tekście grafika ilustrująca poszczególne etapy tej czynności, jest również bardzo przydatna. Warto jest wyciąć (oczywiście po przeczytaniu gazety), rysunek i nakleić na sztywniejszym podkładzie, a będzie nam służył tak długo, aż nauczymy się tej prostej czynności na pamięć. Powiązane przypony umieszczamy, albo w służącym temu celowi odpowiedniej długości portfelu, albo na szpulkach, jeśli ich długość przekracza jego wielkość. Używając portfeli lub szpulek przyponowych nie tracimy czasu na wiązanie pojedynczych stągiewiek, a co najważniejsze, zawsze używamy takiej, której długość dokładnie odpowiada tej zerwanej.
Jest jeszcze jeden składnik wyposażenia ekwipunku wędkarza, na który trzeba zwracać szczególną uwagę - ołów w postaci śrucin. Te bardzo przydatne ołowiane „kuleczki” stają się zupełnie bezwartościowe, gdy pokryją się tlenkiem ołowiu. Jasna jego barwa jest łatwa do rozpoznania. Jeśli pokryty nią śrut będziemy zakładać na żyłkę, będzie w trakcie przesuwania po niej śrucin działał, jak pumeks. Żyłka zawsze jest osłabiona po założeniu tej formy obciążenia, ulega zgnieceniu. Dlatego każdą śrucinę, po jej zaciśnięciu, przesuwa się w kierunku spławika. Odcinek żyłki, na którym dokonywano tej operacji, obcina się. Nie warto ryzykować spotkania z dużą rybą, gdy żyłka nie ma pełnej wytrzymałości, bo zastosowaliśmy utlenione śruciny ołowiane.
Grafikę ilustrującą proces wiązania pętelek pobrano ze strony https://www.fishingstore.pl
Marek Grajek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie