
Wielu wędkarzy nie uznaje wód stojących jako miejsca połowu. Uważają je za „balie”, jak w żargonie wędkarskim najczęściej wody takie nazywają. Obserwując przybywających nad zalew wędkarzy, można wyciągnąć jeden wniosek. W większości przypadków nie ważne jest dla nich miejsce połowu. Zarzucają swoje wędki z koszyczkami zanętowymi, i... można rozpalić grilla. Znikoma grupa zadaje sobie trud gruntowania, odczytywania konfiguracji dna, poszukiwania wypłyceń i głęboczków. Takie zachowania nie sprawdzą się nad rzeką. Najczęstszym motywem przewodnim przyświecającym «zalewowym» moczykijom, jest informacja od znajomych – tam łów, bo tam biorą. Podobnie postępuje pewna grupa łowiących w rzece. Spotkamy ich nad brzegami Prosny tylko wówczas, gdy otrzymają informację o uaktywnieniu się np. leszczy. Niewiele w takich poczynaniach romantyzmu wędkarskiego i chęci odkrywania nowych łowisk. Najczęściej chodzi o mięso, i... tylko mięso. Rzeki nie da się nauczyć odczytywać szybko i bezboleśnie. Wyprawy nad jej brzegi niejednokrotnie przynoszą rozczarowania, a trudności w zgłębianiu jej tajników, często bardzo szybko zniechęcają adeptów trudnej sztuki łowienia w wodach płynących. Pośród wędkarzy niewielu potrafi łowić ze zrozumieniem rzeczne ryby. Tu niezbędna jest wiedza i duże doświadczenie. Gdy uświadomimy sobie, że w naszych wodach – wbrew utyskiwaniom wielu malkontentów – pływają dorodne klenie, leszcze, brzany, jazie, sandacze czy płocie, zrozumiemy potrzebę stosowania różnych metod połowów, których opanowanie wymaga czasu, wielu powtórzeń i wiedzy.
Prosna w Kaliszu płynie korytem przy Mc Donaldzie. Inną wodą jest Kanał Bernardyński, a jeszcze inną Kanał Rypinkowski. W każdej z tych wód występują różne ryby. Praktycznie wszędzie znajdziemy płocie. Bardziej obeznani z jej rybostanem polują na klenie używając jako przynęty skórek chleba lub owoców czereśni, gdy te tylko pojawią się na targowiskach. Jeden ze znajomych opowiadał mi o swoim zaskoczeniu, gdy łowiąc klenie na chleb, zaciął jakąś dużą rybę i holował ją przez blisko godzinę, wędrując nabrzeżem od szkoły gastronomicznej aż do wspomnianej restauracji. Gdy wreszcie pokonał nietuzinkowego mocarza, okazała się nią kilkukilogramowa brzana. Podczas moich połowów w pobliży targowiska nad Kanałem Bernardyńskim, niejednokrotnie łowiłem dorodne jazie. Nieco bliżej brzegu kanału, w delikatnych zastoiskach, często udawało się złowić lina, i to całkiem pokaźnego. Złowienie karasia srebrzystego wcale nie jest tak rzadkie, jak by się mogło wydawać. Oto prawdziwe oblicze kaliskiej rzeki.
O dużych leszczach, które liczna rzesza wędkarzy łowi corocznie w okolicach Mostu Bursztynowego, wiedzą już chyba wszyscy. Niewielu jednak wie o wielkich amurach pływających w tej wodzie. Olbrzymie sandacze, to także często poławiane w Prośnie ryby. Nie spodziewajmy się jednak, że te prawdziwie duże będą brały jak przysłowiowe płotki. Tu wymagana jest cierpliwość, planowe działanie i cisza na nabrzeżu. Długotrwałe nęcenie na pewno zwielokrotnia szansę na sukces, ale trzeba to robić w tajemnicy przed wszechobecnymi «niebieskimi ptakami», które bardzo chętnie skorzystają z cudzej pracy. Dobrym rozwiązaniem jest znalezienie takich miejsc do wędkowania, które są pozbawione możliwości dojazdu samochodem do łowiska. Wędrówka, nawet kilometrowa, w skuteczny sposób eliminuje większość łowiących.
Doskonałe łowisko pełne płoci, a i nie częstych dużych jazi, odnalazłem w Prośnie, w okolicach jazu w Kościelnej Wsi. Długo trwało zanim udało się najbardziej rybny odcinek zlokalizować, dopracować odpowiednią metodę łowienia (metoda spławikowa) oraz najskuteczniejszy sposób nęcenia. Celne podawanie zanęty na 20-25 metr oraz łowienie w polu nęcenia wymaga wprawy i doświadczenia. Nie obawiam się w tym przypadku zbyt licznej konkurencji, choć ciekawskich obserwatorów było co najmniej kilku. Co ciekawe, ryby są zainteresowane jedynie przesuwającą sie po dnie przynętą. Łowienie z tradycyjnym koszyczkiem zanętowym nie przynosi rezultatów, co eliminuje większość łowiących.
Aby nie wpaść w rutynę, często zmieniam miejsca wędkowania, zmuszając się do ciągłych wędrówek i poszukiwań. Wszak Prosna, to rzeka o wielu obliczach. W Dojutrowie, w okolicach mostu, znalazłem łowisko, które nie wymaga długodystansowego łowienia. Tu w zupełności wystarczy wędzisko o długości 4-5 m. Konieczne jest jednak takie podanie zanęty, która sprowadzi żerujące w pobliżu ryby. Jak już wspominałem w poprzednich artykułach, błędem jest podawanie w zanęcie robaków, np. pinek. Doskonale sprawdza się w tym czasie zarówno pszenica jak i pęczak. Dodanie garści ziaren do zanęty, pozwala zatrzymać żerujące stado ryb na długo. Niewielkie klenie, które początkowo pierwsze zjawiają się w zanęcie, nie przepuszczą robakowi, natomiast pszenica, już tak żarłocznych instynktów w nich nie budzi.
Warto zastanowić się również nad stosowanymi spławikami. Moje ostatnie doświadczenia potwierdziły fakt, że wyporność antenki spławika może mieć wpływ na brania ryb oraz ich czytelność. Sprawa może nie jest na tyle ważna, gdy ryby żerują intensywnie, a ich ilość wzmaga konkurencję pokarmową. Zupełnie inaczej zachowują się po zaspokojeniu pierwszego głodu. Szczególnie te większe stają się bardzo ostrożne i nawet minimalny opór zestawu może powodować wyplucie wziętej w pyszczek przynęty.
O spławikach, ich budowie oraz przydatności poszczególnych pływadełek do warunków połowu napiszę następnym razem, bo jest to także bagatelizowana – a przecież bardzo ważna – przez wielu wędkarzy sprawa.
Marek Grajek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie