Reklama

Wspomnienia nauczycieli: Irenko, Irenko, cóżeś Ty za Pani?...

31/01/2019 00:00

authentic nfl jerseys Wspomnienia Ireny Magnuszewskiej

– Jak to jest uczyć z podręcznika, który napisał własny uczeń? – pytam panią profesor Irenę Magnuszewską. – Bardzo przyjemnie. Mam dwa egzemplarze; jeden od autora ze specjalną dedykacją, ale go oszczędzam, więc kupiłam drugi – przyznaje z zadowoleniem. Chciała być lekarzem, została nauczycielką. Znakomitą. Wykształciła wybitnych naukowców, profesorów i całe pokolenia lekarzy. Za sprawą ucznia wystąpiła w programie telewizyjnym „Ananasy z mojej klasy”.

Jako licealistka marzyła, by studiować medycynę. Po maturze postanowiła zdawać na biologię. Egzaminy wstępne w Poznaniu zdała tak wybornie, że egzaminujący spytał znienacka: „Dlaczego pani nie pójdzie na medycynę?” Odpowiedziała szczerze: „Bo nie umiem fizyki…” Za to biologię umiała znakomicie. W Liceum Pedagogicznym w Szczecinie, którego jest absolwentką, przedmiot stał na wyjątkowo wysokim poziomie. – To za sprawą nauczycielki. Biologiczka przyjechała wprost z Kazachstanu. Prawdziwa kobieta-gieroj. Wymagania były niesamowite – opowiada. Nie tylko profesorka rozbudzała w uczniach biologiczne pasje. Poniemieckie liceum miało wspaniale wyposażone pracownie biologiczną i chemiczną. – Jak opowiadałam w Kaliszu, do jakiej ja szkoły chodziłam i z jakiego sprzętu korzystałam, wszyscy robili wielkie oczy. Tu takich gabinetów nie ma do dziś! Gdy jeszcze była na studiach, Wydział Oświaty w Kaliszu ufundował dwa stypendia dla młodych nauczycieli. Skorzystała. I tak na starcie znalazła się w prestiżowym liceum dla mężczyzn. – Jestem rodem ze Stawiszyna, więc się załapałam. Byłam przerażona! Męska szkoła, uczniowie strasznie wyrośnięci, niewiele młodsi ode mnie. Na początku ciężko było utrzymać dyscyplinę. Grono pedagogiczne złożone z samego starszego profesorostwa. W większości również mężczyźni. Przyjęto mnie różnie. Ci bardziej przemądrzali traktowali mnie jak „smarkatą”, ale np. prof. Jan Rudnicki – fizyk serdecznie nie przywitał i stał się mym doradcą – opowiada. Początkowo uczyła tylko chemii, potem również biologii.

Pierwsza klasa wychowawcza – matura 1968. Sami chłopcy. – W tym roku zorganizowali pierwsze spotkanie klasowe. Sami siebie nie rozpoznawali. Ja poznałam wszystkich, pamiętałam nazwiska. Na tym zjeździe pierwszy raz odśpiewali mi hymn klasy: „Irenko, Irenko, cóżeś Ty za Pani…” To byli kawalarze nie z tej ziemi, bardzo inteligentni. Często, kiedy szłam ulicą, chłopcy z różnych klas robili mi szpaler. Byłam czerwona jak burak, ale musiałam przejść. Wiem także, że przez lata byłam nazywana przez uczniów „Irenka”. Kilka klas przezywało mnie również „Magnusia”. Kawalarze skończyli szkołę, jedni wyrastali na lekarzy, drudzy zajmowali się nauką, inni pozostawali kawalarzami. – Mój uczeń Jerzy Kryszak (matura 1968) zaprosił mnie do programu „Ananasy z mojej klasy” w TVN. Jako uczeń słynął z kawałów i wspaniałych deklamacji na akademiach. Zaproszenie mnie zaskoczyło, bo nie byłam jego wychowawczynią, zgodziłam się od razu. Do programu przybyli prawie całą klasą. Pamiętałam wszystkich.

Na biurku leży rocznik uczniów Gimnazjum i Liceum im. A. Asnyka. Nazwiska spisane alfabetycznie. Przy każdym profesorka samodzielnie dopisała klasę a,b,c,d. – Mam dobrą pamięć – przyznaje skromnie. Uczniowie też. Z podręcznej biblioteczki wyciąga jeden z zielonych grzbietów. – Odkąd pamiętam, książki do przyrody miały zielone okładki – wtrąca. Z zadowoleniem pokazuje książkę: – Ten podręcznik do biologii napisał mój uczeń Artur Jarmołowski. Jest profesorem biologii na UAM. Wiele publikuje, a wszystko co wyda, przesyła z dedykacją „Kochanej Pani Profesor”. Zawsze o mnie pamięta. To mój olimpijczyk – mówi z dumą i sięga po następną: – Mój inny uczeń, Paweł Anweiler cyklicznie przysyła mi tomiki swoich wierszy. Jest biskupem największej parafii ewangelickiej w Polsce. Mój uczeń, prof. ekonomii Dariusz Filar, jest obecnie w Radzie Polityki Pieniężnej, Marek Samoć – dwukrotny laureat olimpiady chemicznej, ma tytuł profesora fizyki i chemii Uniwersytetu Canberry – najbardziej prestiżowej uczelni w Australii, wykłada też w Nowym Jorku. Wyuczyłam wielu laureatów i finalistów olimpiad biologicznej i chemicznej. Mam nawet międzynarodowego olimpijczyka – Paweł Szyld zdobył brązowy medal na olimpiadzie biologicznej w Upsali. Teraz robi doktorat z medycyny w Niemczech. Jestem dumna ze wszystkich wychowanków. Cieszę się ich sukcesami. To wspaniałe uczucie… Jestem z nich dumna. Miło, że o mnie pamiętają nawet w ważnych momentach swego życia – mówi wzruszona i dodaje: – Przez całe wakacje chodziłam do uczniów na śluby. Bywało, że w jedną sobotę zaliczałam dwa, a nawet trzy. Kwiaciarka powiedziała: „Musi pani teraz oddać te wszystkie kwiaty, co przez te wszystkie lata dostawała”...

Gdy miała odejść na emeryturę, uczniowie zaprotestowali. Napisali pismo do dyrekcji, domagając się zajęć z prof. Magnuszewską. Poskutkowało. – Nie mam kłopotów z młodzieżą – wyznaje skromnie. – Nie wiem, dlaczego mnie lubią. Pytam na każdej lekcji. Uważam, że to konieczne. Każdy musi nauczyć się być trochę aktorem, umieć się zaprezentować. Poza tym wiedza się utrwala i można ją skorygować – wyjaśnia. – Czy ja wiem, czy młodzież się zmieniła? – zastanawia się nauczycielka z 43-letnim stażem. – Zawsze była buntownicza, choć ci, którzy uczą się w naszej szkole, raczej wiedzą, po co tu przychodzą. Zmienia się za to szkolnictwo i sposób nauczania. Dziś nie robi się zwykłych sprawdzianów, są rysunki, pytania na myślenie. W testy nie wierzę. Jak daję zadanie testowe, wszyscy mają dobrze – śmieje się. – Młodzież, którą znam, jest pilna, a pomysł ministra Giertycha z amnestyjną maturą promuje leniuchów. Dzisiejsza matura jest łatwa! Ja zdawałam o wiele trudniejszą. Sześć przedmiotów ustnie: pedagogika, psychologia, polski, metodyka, matematyka plus przeprowadzenie doświadczenia z chemii przed komisją! To dopiero było czego się bać – wyznaje profesorka.

Jakie hobby może mieć biolog? Oczywiście uprawia swój ogródek. Są jednak gatunki roślin, które w Polsce nie rosną, dlatego… podróżuje. – W tym roku byłam w Meksyku. Pierwszy raz w życiu widziałam las namorzynowy – rosnący na bagnach. Podróże są moją pasją! Nie tylko ze względu na przyrodę. Lubię odkrywać stare kultury. Podziwiałam piramidy w Egipcie, armię terakotową w Chinach. Zwiedziłam Azerbejdżan, Tadżykistan. Europę mam dawno zaliczoną. Kiedy byłam w Samarkandzie (Uzbekistan), usłyszałam, że właśnie „sniali Gorbaczowa”. Ledwo dojechaliśmy do Moskwy, a tam już barykady i nowa władza – Jelcyn. Moim największym marzeniem jest polecieć na wyspy Galapagos. Tam jest wspaniała przyroda! – wzdycha. Nieocenioną wiedzę zdobytą podczas podróży pani profesor przekazuje uczniom. Ci zaś wykazują szczególne zainteresowanie wojażami „Irenki”. – Czasami mnie naciągają, żebym opowiadała podczas lekcji, ale ja zaraz protestuję, trzeba realizować materiał! – stanowczo mówi profesorka. Realizuje go już 43 lata, niezmiennie w liceum Asnyka.
Anna Frątczak
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do