Reklama

Nie hodujemy nie zarabiamy – tragiczna sytuacja hodowców drobiu w powiecie kaliskim

07/06/2021 05:42

Skutki szalejącej także w powiecie kaliskim ptasiej grypy najczęściej postrzegamy poprzez wielkie liczby sztuk utylizowanego drobiu. W Polsce zagazowano już około 10 mln szt. drobiu, z czego w Wielkopolsce blisko 5 mln. Począwszy od jesieni ubiegłego roku, w całej Polsce wykryto już ponad 320 przypadków ptasiej grypy. Powiat kaliski należy do najbardziej poszkodowanych. Tylko od marca w powiecie kaliskim odnotowano blisko 60 ognisk wirusa HPAI. To robi to wrażenie. Zdecydowanie mniejszą uwagę zwracamy na skutki jakie ptasia grypa czyni hodowcom drobiu. Olbrzymie straty ponoszą wszyscy nawet ci, którym stad nie zaatakowała choroba i nie zostały zagazowane. Okazuje się, że poszkodowani są nie tylko hodowcy drobiu. Małżeństwo Ligia i Jarosław Pietrzakowie, hodowcy drobiu w Górach Zborowskich (gmina Żelazków) zgodzili się przybliżyć skalę spustoszenia jakie poczyniła nie ptasia grypa a wprowadzone przez nią zakazy dotyczące hodowli.

   W 2013 roku zdecydowali się założyć fermę drobiu, konkretnie kaczek. Zaczynali od 2 tys. kaczek. Początki były na tyle udane, że dwa lata później postawili odchowalnię, w 2016 roku w gospodarstwie pojawiła się druga a w 2018 roku trzecia wiata hodowlana. To zaowocował znacznym zwiększeniem  hodowli. W jednym miesięcznym cyklu hodowali 10 tys. kaczek.

                                          Straty spowodowane przez  COVID -a

   – Z wylęgarni trafiają do nas jednodniowe  kaczki, a cykl chowu trwa minimum sześć tygodni, ale  nie może przekroczyć siedmiu tygodni. W tym czasie kaczka posiada najlepsze walory mięsne. Dalszy chów przynosi straty, bo kaczka obrasta tłuszczem co skutkuje tym, że cena skupu spada. w skupie cena spada. Raz w roku (kwiecień-maj) wstawiamy do hodowli gęsi. Chów trwa 16 tygodni.

   W przeszłości bywało różnie ale załamanie przyszło w ubiegłym roku. Spowodowały je wprowadzone rygory i obostrzenia wprowadzone do walki z koronawirusem. Rynki zagraniczne pozamykały się, zmalał też popyt krajowy. W efekcie cena kaczki spadła tak nisko, że w naszym przypadku, uwzględniając ponoszone koszty w tym też spłatę kredytów, na kilogramie kaczki mieliśmy 50 groszy zysku.

   Dodatkowo w ubiegłym roku na ubojni, z którą współpracowaliśmy pojawił się koronawirus. Zakład zamknięto na cztery tygodnie, a my mieliśmy w kurniku  już 15 – tygodniową gęś. Musieliśmy stado  przetrzymać, a przez ten czas cena gęsi spadła z 9 zł na 7, 65 zł. Liczyliśmy, że ponoszone straty w jakimś stopniu zrekompensowane zostaną rządową pomocą. Tymczasem rząd uznał, że hodowcy kaczek osiągają tak wysokie dochody, że dla nich żadne wsparcie nie jest potrzebne. Natomiast  terminy dotyczące  wystąpienia o pomoc w przypadku gęsi były dla nas tak nierealne (wynikające z cyklu hodowli), że w efekcie za COVID – nie otrzymaliśmy żadnej rekompensaty. Ale okazało się, że najgorsze było dopiero przed nami – mówił Jarosław Pietrzak.

                                             Najgorsze dopiero się zaczęło

    W marcu br. państwo Pietrzakowie otrzymali informację o podejrzeniu wystąpienia ptasiej grypy w ich rejonie. W tym czasie mieli kurnikach dwa stada kaczek ( na zakładkę co cztery tygodnie). W tej sytuacji Powiatowy Lekarz Weterynarii w Kaliszu zgodnie z obowiązującymi procedurami wyznaczył strefy, w tym tzw. obszar zapowietrzony ( 3 km od ogniska choroby) oraz 10 – km strefa zagrożona. 

   W strefach wprowadzono zakaz sprowadzania zwierząt hodowlanych. Natomiast wyprowadzanie ( sprzedaż) mogła odbywać się wyłącznie za zgodą Powiatowego Lekarza Weterynarii, po wcześniejszym przebadaniu pobranych porób potwierdzających że stado jest zdrowe. W ich przypadku stado było zdrowe ale mogli je sprzedać dopiero pod koniec kwietnia kiedy ich  hodowla wyszła z pierwszej strefy.

   - Jednak nadal aż do chwili obecnej  nie można zasiedlać kurników. Tymczasem od 22 marca powinniśmy mieć wstawione 10 tys. gęsi, od 18 kwietnia 10 tys.  kaczek. Na początku maja na fermę miało trafić kolejne 10 tys. gęsi. Tymczasem wystąpił o kolejne ognisko choroby w Kolonii Dębe ( kilkadziesiąt kur) i blokadę przedłużono o kolejne dziesiątki dni. Od marca nie dokonaliśmy trzech wstawień a miesięczna starta wstawienia wynosi około 30 tys. zł. Trudno powiedzieć kiedy będzie można ponownie dokonywać wstawień ale  i tak będzie to daleka droga do przywrócenia normalnego rytmu hodowli – dodała Ligia Pietrzak. kontynuował.

                                 Kłopoty sięgnęły nie tylko hodowców drobiu

   Zakazy zablokowały nie tylko działalność ferm ale także szereg firm pracujących na ich rzecz np. wylęgarnie, które zaprzestały prowadzenia skupu jaj na kolejne wylęgi. To z kolei oznacza też kłopoty finansowe ferm specjalizujących się hodowli stad zarodowych. Zdarzały się też przypadki wykrycia ptasiej grypy w jajach zarodowych. Wówczas takie stada były zagazowywane i utylizowane. Odbudowa stada nośnego to minimum okres sześciu miesięcy kiedy to kaczka staje się nośna. Należy się liczyć sytuacją, że po zniesieniu zakazów wylęgarnie będą miały poważne kłopoty z kupnem odpowiedniej ilości jaj. Ptasia grypa postawiła też w trudnej sytuacji ubojnie drobiu. Ten łańcuszek zależności występujący pomiędzy wspomnianymi firmami  uwidacznia, że ptasia grypa nie czyni start tylko u hodowców. A wśród hodowców dotyka też tych, których stada nie zostały zainfekowane wirusem ptasiej grypy.

                             Kłopoty nie skończą się po zniesieniu zakazów

  – W kondycji finansowej  w jakiej znajduje się ferma państwa Pietrzaków jest wielu hodowców. Nie ma szans by z chwilą zniesienia zakazów wszyscy hodowcy mogli normalnie funkcjonować. Wylęgarniom przy wzmożonym popycie  zabraknie mocy przerobowej, może też zabraknąć jaj. Dla wielu hodowców oznaczać to będzie kolejne miesiące kłopotów w tym też także finansowych. Nie wszyscy zainteresowani w jednym terminie będą mogli w wylęgarni kupić pisklęta. Jak kurniki są puste hodowcy nie zarabiają. A banki bywają bezlitosne, kredyty każą spłacać.

   Nie dziwię się, że właściciele fermy z Gór Zborowskich zwrócili się do mnie z apelem by temat ptasiej grypy w powiecie kaliskim uczynić tematem priorytetowym, co też uczyniłam i w co mocno zaangażowała się Wielkopolska Izba Rolnicza  w Kaliszu – powiedziała Alicja Łuczak, wiceprzewodnicząca Rady Powiatu Kaliskiego, mieszkanka gminy Żelazków.  Rada Powiatowa Wielkopolskiej Izby Rolniczej wystosowała wniosek o pomoc finansową dla tych gospodarstw, które nie mogą prowadzić hodowli drobiu.

Grzegorz Pilecki  

Reklama

Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do